Pułapki urody

Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta poseł do Parlamentu Europejskiego

|

GN 25/2008

publikacja 24.06.2008 08:20

Poczucie szczęścia występuje częściej u ludzi wierzących w Boga

Wojciech Roszkowski Wojciech Roszkowski

Istnieje znana opowieść o tym, jak po śmierci hitlerowski mistrz propagandy Joseph Goebbels znalazł się u bram raju, gdzie dano mu do wyboru niebo albo piekło. Poprosił o krótką prezentację obu, która wypadła dość jednoznacznie. Podgląd nieba był mało atrakcyjny – jakieś postaci odziane na biało chodziły w kółko i śpiewały dostojnie. Rzut oka na zabawę w piekle – wino, kobiety, śpiew i tak dalej – był znacznie bardziej zachęcający. Goebbels wybrał piekło. Kiedy jego wrota zatrzasnęły się za nim, diabli wzięli go w obroty, wpychając za pomocą ostrych narzędzi i niewybrednych okrzyków do kotła z wrzącą smołą. „Zaraz, zaraz – protestował Goebbels – przecież nie tak miało być!”. „Tamto to była propaganda” – odpowiedzieli diabli. Jeśli dodatkowo pamiętać o badaniach statystycznych, wskazujących, że subiektywne poczucie szczęścia występuje częściej u ludzi wierzących w Boga, a także cieszących się stałością uczuć, grę komputerową dla dziewcząt „Miss Bimbo” zaliczyć należy do gatunku diabelskiej propagandy.

W Wielkiej Brytanii gra w nią już 200 tys. dziewczynek w wieku od 9 do16 lat, a we Francji – około miliona. Główne przesłanie tej gry zawiera się w haśle: „Stwórz najgorętszą, najfajniejszą i najsławniejszą superlaskę na świecie. Niech cię nic nie odstraszy!”. Uczestniczka otrzymuje na wstępie 1000 „bimbodolarów”, za które może poprawiać swój wizerunek. Koszty tych operacji są jednak tak wysokie, że budżet szybko się wyczerpuje, a można go powiększyć przez wysyłanie SMS-ów po dwa (prawdziwe) euro każdy. Jeśli poprawa wyglądu przez operacje plastyczne nie wystarczy dla podniesienia atrakcyjności, należy udać się do psychologa. Sprawdzianem poziomu „fajności” jest zabawa w „bimboklubie”, gdzie można do woli flirtować i uwodzić chłopaków. Dodatkowe punkty można zdobyć (lub stracić), uczestnicząc w operacji „French Kiss”, polegającej na pocałowaniu jak największej liczby mężczyzn.

Atakowany przez rodziców pomysłodawca gry twierdzi, że jest to „niewinna gra”, ucząca dziewczynki, w jaki sposób brać odpowiedzialność za swe czyny. Tłumaczenie jeszcze głupsze i bardziej fałszywe niż sama gra. Nie jest ona ani zabawna, ani pouczająca. Jest groźna. Przesłanie gry jest bowiem dość proste. Wmawia ona, iż szczęście dziewczyny zależy od poziomu jej „fajności”, mierzonej wyglądem zewnętrznym i całkowitą otwartością na kontakty z płcią przeciwną. Faktem jest, że dziewczętom wmawia to dzisiejszy świat na tysiąc innych sposobów, ale gra dodatkowo wciąga w tę nierzeczywistość wyjątkowo sugestywnie. Zapytać może ktoś: właściwie co jest w tym złego, że dziewczęta myślą o swej atrakcyjności? Tak było, jest i będzie. To jedna z podstawowych cech kobiecości. Zgoda. Tylko że wiara w moc urody jest ślepą uliczką. Wyobrażenia o ideale piękności zawsze nękały kobiety, a subiektywnie odczuwana odległość od tego ideału powodowała i powoduje cierpienia, a nawet choroby, takie jak anoreksja. W wychowaniu dziewczynki niezwykle ważne jest wykształcenie w niej zdrowego rozsądku w stosunku do własnej aparycji. Doświadczenie uczy, iż bez zdrowego rozsądku nawet ładne dziewczęta cierpią z powodu subiektywnego poczucia brzydoty. I na odwrót – dziewczyny średnio piękne mogą być lubiane, jeśli wierzą w siebie i potrafią się zachowywać atrakcyjnie. Uroda bowiem to nie tylko kształt nosa i obwód w biuście, ale sygnały płynące ze środka.

Jest też druga strona medalu współczesnego dążenia dziewcząt do powodzenia. I tę drugą stronę wspomniana gra niszczy jeszcze bardziej. W naturze kobiecej jest bowiem nie tylko chęć podobania się, ale także instynkt wyboru. Właściwie wychowana dziewczyna nie jest otwarta dla wszystkich. Jeśli nabierze przekonania, że jej atrakcyjność zależy od liczby nawiązanych kontaktów, straci ów podstawowy mechanizm chroniący ją przed problemami życiowymi. Słowo „bimbo” oznacza w gwarze „laleczkę” lub „słodką idiotkę”. Rodzice, którzy chcą, by ich córki były „bimbo”, gotują im nie najlepszy los. Propaganda czy promocja to działania zwodnicze, o czym uczy historyjka o Geobbelsie. Gra „Miss Bimbo” wpycha małe nawet dziewczynki w fałszywy świat, w którym z własnej woli mają stać się urokliwymi przedmiotami. Po pierwsze jest to mało realne, gdyż pretensje do własnej urody można mieć w nieskończoność. Po drugie dlatego, że kobieta nie może osiągnąć szczęścia, dzieląc go na nieskończenie małe odcinki kontaktów z możliwie największą liczbą mężczyzn. Tak mogą sobie wyobrażać kobiety jedynie mężczyźni erotomani. Żeby w dobie feminizmu lansować taką grę? Świat stoi na głowie

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.