Czy ONZ może bronić praw człowieka?

Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu

|

GN 24/2008

publikacja 16.06.2008 08:33

Skoro macie litość dla morderców, miejcie litość dla niewinnych dzieci

Marek Jurek Marek Jurek

Na początku tego roku wybitni przedstawiciele Kościoła: kard. Angelo Bagnasco i kard. Alfonso López Trujillo (który krótko potem zmarł) poparli ideę moratorium ONZ na wykonywanie tzw. aborcji, czyli legalnego zabijania dzieci w łonie matek. Pomysł rzucił włoski dziennikarz Giuliano Ferrara, nawiązując do moratorium ONZ na wykonywanie kary śmierci. Od razu jednak pojawiło się podstawowe pytanie: czy można zawiesić coś, co wielu ludzi uważa za swoje prawo, tak jak państwo może niekiedy zawiesić korzystanie ze swojej władzy? W Polsce tego rodzaju dywagacje na temat obrony nienarodzonych podjął na przykład były wicepremier Przemysław Gosiewski.

Idea Ferrary została sformułowana na zasadzie „skoro”: skoro macie litość dla morderców, miejcie litość dla niewinnych dzieci. Krytycy nie zauważyli, że jest to wyraźne echo stanowiska Jana Pawła II z „Evangelium vitae”: „Jeśli tak wielką uwagę zwraca się na szacunek dla każdego życia, nawet dla życia przestępcy i niesprawiedliwego napastnika, to przykazanie »nie zabijaj« ma wartość absolutną w odniesieniu do osoby niewinnej, i to tym bardziej wówczas, gdy jest to człowiek słaby i bezbronny”. Po drugie idea moratorium skłania do pytania o prawa człowieka i rolę organizacji, które w ich imię oddziałują na prawa i politykę państw. Dlaczego ONZ milczy, widząc masową zagładę najsłabszych? Dlaczego absurdalna uzurpacja jednostek – chęć traktowania dziecka jako prywatnej, co więcej – niezbyt cennej, własności nie wywołuje sprzeciwu koryfeuszy idei humanitarnych? Czy my sami, słuchając Jana Pawła II, naprawdę traktowaliśmy prawa nienarodzonych jako prawa człowieka, czy też przyjmowaliśmy jego naukę w sposób umowny, zakładając, że nie chodzi tu wcale o prawa człowieka, tylko o „katolicki pogląd na prawa człowieka”, a te, w sposób autorytatywny, mogą definiować jedynie organizacje w rodzaju ONZ czy Rady Europy, ale przecież nie papiestwo...

Prawa człowieka to nie dobra nam należne, które państwo ma chronić i szanować: jak prawo do życia, do wychowania dzieci, do należnego nam dziedzictwa, do udziału w życiu publicznym swojego narodu. To raczej wyabsolutyzowane swobody, ogłaszane w imię odrzucenia jakichkolwiek – moralnych czy społecznych – norm i autorytetów, które byłyby nadrzędne wobec wolności jednostki. Dla Jana Pawła II źródłem praw człowieka był Bóg nad nami; fakt, że zostaliśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo jako istoty rozumne i odpowiedzialne, zdolne do miłości i przynależne do swoich wspólnot. We współczesnej wersji laickiej źródłem praw człowieka jest rozciągająca się nad nami pustka: nikt nie stoi ponad człowiekiem, dlatego stopniowo należy znieść wszelkie wiążące go ograniczenia. Są to prawa człowieka bez Boga – jak celnie określił je Jean Madiran.

Nie jest tak, że ta druga koncepcja zawiera w sobie pierwszą, ale daje więcej. W istocie są to dwie różne (i w znacznym stopniu przeciwstawne) rzeczywistości. Cywilizacja zachodnia została zbudowana dzięki chrześcijańskiemu przekonaniu o prawach człowieka. W imię praw ludzkich Jan Paweł II bronił wolności Kościoła, wolności narodów i swobód, dzięki którym państwo ma kształt republikański, jest Rzecząpospolitą. Dla praw człowieka bez Boga wolność polityczna jest sprawą obojętną, bo państwo narodowe jest tu czynnikiem ograniczenia, a nie spełnienia ludzkiej wolności. A jeśli trzeba – wolność polityczna może być ograniczana. Dlatego Parlament Europejski bez pardonu zanegował prawo Włoch do delegowania swojego przedstawiciela do Komisji Europejskiej, uniemożliwiając udział w niej prof. Rocco Buttiglionemu, który przyznał się, że jest ortodoksyjnym katolikiem.

Za jednym zamachem zanegowano dwie podstawowe swobody polityczne: prawo wyboru reprezentacji i wolność przekonań; obiektywną wolność przekonań, bo za skrajny i niedopuszczalny uznano nie jakiś osobisty fundamentalizm Buttiglionego, ale normatywne stanowisko katechizmu Jana Pawła II, w którym z zasady zawierają się przekonania milionów katolików.

Choć Powszechna Deklaracja Praw Człowieka kończy się stwierdzeniem, że praw człowieka nie wolno używać przeciw prawom człowieka – opierając się na zasadzie praw człowieka – zalegalizowano dziś publiczne bluźnierstwa (casus Nieznalska), parady homoseksualne albo metodyczne szerzenie nienawiści i pogardy (casus „Nie” Urbana). Żyjemy zniewoleni despotyzmem wolności, jak to świetnie określił Jarosław Zadencki. Takie normy prawne jak prawo do moralności publicznej czy ochrona uczuć religijnych stają się fikcją. A za tym idą ataki dalsze, na możliwość wyrażania i realizacji chrześcijańskich przekonań, czy elementarne prawa rodziny i dzieci, skoro dochodzi do odmawiania adopcji chrześcijańskim rodzinom oskarżanym o nietolerancję z powodu ich przekonań religijnych.

Ale prawo do życia jest tą dziedziną, gdzie skutki wywrócenia praw człowieka są najbardziej bolesne. Żadnej wolności – ani religijnej, ani politycznej, ani gospodarczej – nie można praktykować, jeżeli odbierze się człowiekowi prawo do życia. To dlatego Jan Paweł II, zastrzegając, że życie nie jest wartością ostateczną, uznał je za wartość przedostateczną. Dziś organizacje międzynarodowe patronują prawom człowieka bez Boga. I ich działalność jest tym skuteczniejsza, że powołują się na zobowiązujący, choć całkowicie zafałszowany, uniwersalizm. Pora więc upomnieć się o to, co naprawdę uniwersalne: o prawo
do życia najsłabszych. Jako o prawo, które organizacje międzynarodowe powinny szerzyć, a państwa bronić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.