Czy historia może łączyć?

Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta, poseł do Parlamentu Europejskiego

|

GN 05/2008

publikacja 05.02.2008 10:51

Historycy, podobnie jak sędziowie, są zobowiązani do poszukiwania prawdy.

Wojciech Roszkowski Wojciech Roszkowski

Tak postawione pytanie może się wydawać wręcz prowokacyjne, lecz dotyczy ono istoty sporów wokół historii, toczących się obecnie w Polsce, a także w Europie. Faktem jest, że historia może teoretycznie dzielić, może łączyć możemy także starać się ją eliminować. To ostatnie rozwiązanie nie jest jednak w ogóle rozwiązaniem. Historii nie da się bowiem uniknąć. Jeśli będziemy zaniedbywać kształcenie historyczne młodego pokolenia, wytworzymy próżnię ignorancji, w którą prędko wpełzną demony.

Polityk nie historyk
Często słyszymy obecnie, że politycy nie powinni zajmować się zbytnio historią, gdyż może ona tylko podzielić narody europejskie oraz że wspólną tożsamość europejską należy budować przez działania na rzecz przyszłości. To pogląd tyleż efektowny, co niezbyt przemyślany. Tak czy inaczej bowiem historia zawsze wraca w europejskich debatach, choćby przy okazji rocznic lub akcji podejmowanych przez polityków, którzy mają na uwadze doraźne cele. Tak wygląda na przykład niedawna pisemna deklaracja austriackiego posła do Parlamentu Europejskiego z radykalnej partii wolnościowej Andreasa Moelzera, dotycząca czystek etnicznych i wypędzeń związanych z dwiema wojnami światowymi, w której wymienił on jako główne ofiary Niemców, Węgrów i Ormian. Jest to typowy przykład selektywnej pamięci historycznej.

Siedem przykazań
Czy w ogóle istnieje sposób, by dotrzeć do prawdy w historii? Nie jest to łatwe, jednak osoby, które negują pojęcie prawdy w historii, siłą rzeczy stawiają się w szeregach polityków, którzy historię rozumieją jako arsenał środków do walki politycznej. W tym sensie historia może tylko dzielić. Choć, jak zauważył Karl Popper, prawdę o historii można osiągnąć jedynie przez odtworzenie całych dziejów, to zawodowi historycy mają jednak metody zbliżania się do prawdy historycznej, a w każdym razie stawiania tez bliższych niż dalszych od tej prawdy. Po pierwsze należy ściśle określić problem.

Po drugie trzeba zgromadzić kompletny materiał dowodowy. Po trzecie należy precyzyjnie ocenić wagę i znaczenie poszczególnych wydarzeń. Po czwarte nie można wyciągać pochopnych wniosków typu pars pro toto. Po piąte należy określić kryteria oceny wydarzeń. Po szóste należy uwzględnić szerszy kontekst wydarzeń. Ktoś, kto tego unika, jak Jan Tomasz Gross, naraża się na zarzut niesprawiedliwości ocen. Po siódme wreszcie, należy stosować zasady logiki.

Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe
Problem w tym, czy politycy zechcą stosować się do tych metod. Niektórzy współcześni politycy europejscy argumentują, iż wspólną tożsamość europejską najbezpieczniej będzie ukształtować przez budowę unijnych instytucji ponadpaństwowych, które przygłuszą narodowe partykularyzmy. To złudne przekonanie. Prawdziwe źródła napięć, czy to w postaci narodowych egoizmów i partykularnych interesów, czy też w postaci zwykłego poczucia sprawiedliwości, nie dadzą się w ten sposób wygłuszyć. Przeciwnie, operacja zagłuszania ich może przynieść odwrotne skutki. Ten świat jest areną walki między różnymi interesami i wyobrażeniami narodowymi. Bezpiecznie jest przyjąć je do wiadomości i starać się je ucywilizować, propagując zasadę: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”.

Wszystkie państwa uprawiają własną politykę historyczną. Problem w tym, jakiej jest ona jakości. Polityka historyczna Stalina i Hitlera przyniosła straszliwe skutki, polityka historyczna Francji i Niemiec po II wojnie światowej przyniosła zaś skutki pozytywne. Polityka historyczna jest miarą intencji państwa. Im dalsza jest ona od historycznej prawdy, tym gorzej mówi o ambicjach i celach tego państwa. Świadomie powtarzam tu staroświeckie słowa „prawda” i „sprawiedliwość”. Są one bowiem jedyną nadzieją. Jeśli je odrzucimy, co będzie regulowało stosunki między narodami? Siła?

Zjednoczona historia
Takie myśli przyświecają inicjatywie powołania w Parlamencie Europejskim grupy roboczej do spraw „prawdy, sprawiedliwości i pojednania” pod nazwą „Zjednoczona Europa – Zjednoczona historia”. Inicjatorami tego pomysłu są: Łotysz Girts Kristovskis, Węgier Georgy Schoepflin, Litwin Vytautas Landsbergis, Estończyk Tunne Kelam i niżej podpisany Polak.

Historycy, podobnie jak sędziowie, są zobowiązani do poszukiwania prawdy. Politycy mają najczęściej bardziej praktyczne cele, takie jak realizacja interesów własnych lub interesów swych wyborców. Politycy nie mogą jednak realizować swych celów kosztem prawdy. Prędzej czy później kończy się to źle. Jeśli więc politycy poważnie myślą o stworzeniu wspólnej pamięci historycznej w Europie, a takie deklaracje często słyszymy, muszą zabrać się do dzieła, naśladując historyków i sędziów. Muszą zbadać cały materiał dowodowy, wysłuchać wszystkich stron, określić zasady oceny i wydać wyrok.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.