Przeszłość, która nie mija

Marek Jurek, historyk, przew. Prawicy Polskiej, były marszałek sejmu

|

GN 52/2007

publikacja 03.01.2008 08:13

Tolerancja dla zbrodni równa się zabójstwu, grabieży i rozpuście

Przeszłość, która nie mija

Niedawno jako świadek brałem udział w jednym z niewielu procesów przeciw sprawcom represji politycznych w stanie wojennym. Jarosław Romański, należący do grona historycznych działaczy „Solidarności” w moim rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim, oskarżył o składanie fałszywych zeznań trzech członków SB, którzy swoimi zarzutami doprowadzili do uwięzienia go latem 1982 roku. Gorzów nie ma długiej polskiej historii, choć zawsze był związany z polskim pograniczem. W XIII wieku Brandenburczycy wybudowali go na lewym brzegu Warty, naprzeciw polskiej kasztelanii w Santoku. Ale 31 sierpnia Roku Pańskiego 1982 był z pewnością jednym z najważniejszych dni w polskiej historii miasta.

Jak w całej Polsce, tego dnia w Gorzowie odbywały się obchody drugiej rocznicy zwycięskiego Sierpnia ’80. Najpierw składanie kwiatów pod krzyżem na placu katedralnym, potem miała być Msza święta, ale do niej już nie doszło. Przed Mszą formacje SB-ZOMO zaatakowały spokojnych uczestników ceremonii. Zgromadzonych pod krzyżem bito i obrzucano pociskami z gazem łzawiącym, nie oszczędzając katedry, w której uszkodzono zabytkowe witraże. Raz jeszcze – jak pisali Wespazjan Kochowski i Jacek Kowalski – Bóg cierpiał ze swoimi Polakami. W kolejnych dniach miały miejsce nie tylko represje (bo te dotknęły uczestników), ale również akty terroru policyjno-prokuratorskiego, który miał pokazać opozycji, kto rządzi i co mu wolno.

Skazany za niewinność
Jarek był zwolnionym z internowania działaczem „Solidarności” i 31 sierpnia nie brał uAdziału w publicznych uroczystościach. W czasie ceremonii na placu był w mieszkaniu pani Teresy Klimek, działaczki „Solidarności” nauczycielskiej, gdzie zebraliśmy się w tym czasie w gronie znanych działaczy opozycji gorzowskiej. Nazajutrz po uroczystościach Jarek Romański został aresztowany i po pokazowym procesie, wbrew szczegółowym zeznaniom wielu świadków obrony, skazany za czynne kierowanie protestem, na podstawie całkowicie bezpodstawnych (bo nie popartych żadnymi szczegółami) zeznań trzech członków SB.

Jako świadkowie oskarżenia uparcie i zgodnie powtarzali „był, wznosił okrzyki itd.”, ale (choć chodziło o zdarzenia sprzed paru tygodni, dotyczące ich zadań organizacyjnych) na pytania obrony nie potrafili odpowiedzieć: ani gdzie stał, ani kto był obok, ani jak był ubrany; zgodnie zapomnieli. Jakakolwiek konfrontacja zarzutów była niemożliwa, a sąd PRL uznał te zeznania za wystarczające. Jarek wrócił na wiele miesięcy do więzienia. W ubiegłym roku oskarżył ubeków występujących w roli świadków o złożenie fałszywych zeznań. Sprawę uznano za precedensową.

Krótka pamięć ubeka
Niezbyt wymowni ćwierć wieku temu, teraz oskarżyciele stali się jeszcze bardziej małomówni. Odmówili składania zeznań na temat swojej działalności w SB, choć odtworzenie przebiegu procesu decyzyjnego, nadzoru SB nad procesem, stosunku do ludzi opozycji – miałoby znaczenie kluczowe dla sprawy. Być może również dla zmniejszenia ich osobistej odpowiedzialności. To milczenie stanowi świadectwo samo w sobie. Gdy dawni członkowie SB odbierają emerytury państwowe, przedstawiają Służbę Bezpieczeństwa PRL jako instytucję państwową, a swoją działalność jako „pracę” i „służbę”. Jak widać, sami rozumieją absurdalność konceptu, że SB miała jakiekolwiek cechy instytucji państwa polskiego, skoro przed sądem wolnej Polski ukrywają jej działalność. Sami zaś zachowują się, jakby nie mieli za grosz zaufania do sprawiedliwości Rzeczypospolitej.

Rok temu podjęliśmy decyzję o pracach nad ustawą antyubecką, potem dość pokracznie określoną jako „deubekizacyjna”. Od początku uważałem, że prócz aktów moralno-symbolicznych (uznanie działalności Służby Bezpieczeństwa PRL za skierowaną przeciw niepodległości Polski i prawom obywatelskim), przywracających materialną sprawiedliwość (zniesienie absurdalnych przywilejów emerytalnych) oraz gwarantujących jawność i bezpieczeństwo życia publicznego (ujawnienie nazwisk członków SB), konieczne jest również prawne zobowiązanie ich wszystkich do złożenia prokuraturze IPN szczegółowego zeznania na temat swojej działalności w SB i wiedzy o tej organizacji. Bez tego nie uda się przerwać zmowy ubeckiego milczenia, a sprawcy bezprawia nadal pozostaną nieznani, więc bezkarni. To zeznania, a nie milczenie, powinny się opłacać.

Szkodliwa tolerancja
I jeszcze ciekawostka. Jak się okazało, jeden z oskarżonych jest dziś politykiem i publicystą – a jakże – notorycznie antykatolickiej Partii Antyklerykalnej. Potoczny pogląd mówi, że kara wywołuje poczucie krzywdy. Cokolwiek by sądzić o tej wątpliwej mądrości, doświadczenie pokazuje, że bezkarność nie wywołuje ani skruchy, ani współczucia, ani wdzięczności za przebaczenie wobec tych, których naprawdę skrzywdzono. Wywołuje demoralizację i epidemię cynizmu. Jeden z najważniejszych wychowawców naszego pokolenia – Aleksander Sołżenicyn – mówił, że nieukaranie przestępstw komunizmu będzie straszliwą krzywdą wobec przyszłych pokoleń młodzieży. W gruncie rzeczy powtarzał starą biblijną zasadę, że tolerancja dla zbrodni równa się zabójstwu, grabieży i rozpuście. Jest jeszcze czas, by temu złu zapobiec, a przynajmniej złagodzić jego dotychczasowe skutki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.