Demokracja po wyborach

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 47/2007

publikacja 21.11.2007 11:53

Demokracja ma się lepiej, bo scena polityczna jest czytelna i zrozumiała

Demokracja po wyborach

Demokracja to coś więcej niż procedura wyborcza. To sposób funkcjonowania społeczeństwa, jego normy, obyczaje i etos. Mam wrażenie, że dwa lata rządów PiS, zakończone decyzją rządzących o przeprowadzeniu przedterminowych wyborów z powodu korupcji ujawnionej we własnych szeregach, wzmocniły, a nie osłabiły demokrację w Polsce. Podział sceny politycznej jest dzisiaj bardziej czytelny i zrozumiały, a przekraczająca 50 proc. frekwencja lepiej niż w 2005 r. legitymizuje wyborczy wynik. I niezależnie od tego, co skłoniło młodzież do uczestnictwa w wyborach, ważny jest ostateczny efekt – młodzi wzięli na siebie współodpowiedzialność za Polskę. Teraz będą bardziej uważnie przyglądać się rządowi, bo jest „ich”. Polityka – w najlepszym tego słowa znaczeniu – wciągnęła ich w swoje tryby.

Prawie optymizm
Młodzi Polacy nie chodzili na wybory, bo nie wierzyli w realność podziałów politycznych, a w demokracji widzieli tylko pozory i fasadę. Dzisiaj, nawet jeśli media nie do końca prawdziwie oddały istotę różnicy między PiS i PO, przekonały młodzież, że wybory są ważne.

Demokracja ma się dzisiaj lepiej, bo scena polityczna jest bardziej czytelna i zrozumiała, a wyborcy nie muszą analizować programów tak egzotycznych partii jak Przyjaciół Piwa, Kobiet czy Emerytów i Rencistów. Koalicja LiD złączyła cztery partie, a PSL wygrało batalię o głosy mieszkańców wsi z Samoobroną. Podział postkomunistyczny przeszedł do historii, a Okrągły Stół przestał być kluczowym symbolem początków niepodległej i demokratycznej III RP. Wybraliśmy partie z doświadczeniem i polityków, którzy potrafią rządzić. Demokracja w 2007 r. ma się lepiej także dlatego, że media są bardziej zróżnicowane i niezależne, a dziennikarze nie „trzymają się” kurczowo jednej, słusznej linii.

Jednak w tym optymistycznym obrazie tkwi odrobina dziegciu. Sposób, w jaki w kampanii wyborczej dwie najważniejsze partie definiowały różnice między sobą, był nie do przyjęcia. Partie różnią się programami, poglądami polityków i wyborców, sposobem rządzenia, wyznawanymi wartościami. Ale wyborców jednej partii nie można traktować gorzej niż innej. Możemy źle myśleć o liderach, na których nie głosowaliśmy, ale nie o ich wyborcach. Nie dzielimy się na moherowych, radiomaryjnych, zacofanych i zamkniętych na innych wyborców PiS oraz światłych, młodych, nowoczesnych i otwartych na zmiany zwolenników PO. Emocje nie usprawiedliwiają propozycji, by stoczyć „jeszcze jedną bitwę i dorżnąć watahę”, czyli PiS.

Zmiana władzy: sprawnie, ale niezbyt elegancko
Demokracja to także dobre obyczaje i tradycja przejmowania oraz przekazywania władzy. Część mediów zapowiadała wstrzymywanie przez prezydenta desygnowania D. Tuska na premiera i korowody z powołaniem jego rządu. Przekazanie władzy odbyło się jednak sprawnie, chociaż nie bez drobnych zgrzytów. Większość ministrów rządu J. Kaczyńskiego osobiście wprowadziła następców. Swojego następcy nie przywitała A. Fotyga. Rozumiem byłą minister spraw zagranicznych: każdy z trudem zniósłby „dyplomatołki” i „bandy dewiantów” z kampanii wyborczej. Szkoda, że minister sprawiedliwości nie powitał osobiście swojego następcy, niezależnie od tego, w jakim stopniu Z. Ćwiąkalski będzie jego przeciwieństwem. Nie jestem pewna, jak naprawdę wyglądała sytuacja ministra A. Macierewicza – czy był w swoim gabinecie, jak donoszą jedni, czy ukrywał się, jak mówią inni. Jednak dymisja wręczona przez żandarmów (!?) budzi niepotrzebne skojarzenia z czerwcową, nocną zmianą z 1992 r.

Także wybory marszałków i przewodniczących komisji sejmowych pokazują, że ani odchodzący nie popełniali dwa lata temu żadnych niegodziwości, ani dzisiejszy zwycięzcy nie wyróżniają się szczególną klasą. Z. Romaszewski nie był i nie jest osobą „agresywną i konfliktową”, tj. niegodną funkcji wicemarszałka Senatu. Desygnowanie osób z PiS należy do liderów tej partii, a nie do polityków PO, zarówno w przypadku przewodniczącego komisji spraw zagranicznych, jak i komisji ds. służb specjalnych. Dotychczasowy obyczaj przewidywał, że pracami tej ostatniej kierowali przedstawiciele opozycji, a liczba miejsc dla poszczególnych klubów zależała od liczby uzyskanych mandatów.

Jakie media, taka demokracja
Nie rozumiem intensywnych poszukiwań pretekstu do błyskawicznego odwołania M. Kamińskiego z funkcji szefa CBA. Może zacznijmy od komisji śledczej lub zbadania prawdziwości stawianych mu zarzutów. I dlaczego D. Tusk zamierza „szybko” odwołać wszystkich 12 członków Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI, powołanych przez poprzedniego premiera? Przypomnijmy, że pozostałych 12 powołuje prezydent. Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania, podobnie jak nie wiem, czy obraz tych wydarzeń kreują wyłącznie media, czy są to prawdziwe plany nowej ekipy. Ocena stanu demokracji po wyborach zależy w dużym stopniu od stanu naszych mediów. Jeśli będą dezinformować opinię publiczną, zgodnie ze swoimi sympatiami i antypatiami politycznymi, i komentować wydarzenia, których nie było i zapewne nie będzie, to żadna trwała zmiana na lepsze nie nastąpi. W dzisiejszym świecie demokracja bez wolnych i uczciwych mediów „ nie pracuje”. Nawet najbardziej doskonali politycy i wyborcy nie wystarczą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.