Nie tylko o Katyniu

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 39/2007

publikacja 02.10.2007 13:34

To, co wiemy o naszej historycznej niewiedzy, przeraża

Nie tylko o Katyniu

Premiera filmu „Katyń. Post mortem” może, ale nie musi stać się początkiem nowego okresu w polskiej kinematografii. Wiele zależy tu od widzów. Nasza obecność w kinie, i to nie w roli uczniów doprowadzonych przez nauczyciela historii, lecz zwykłego, masowego widza, mogłaby zmienić sposób myślenia filmowych producentów. Lista filmów powstałych w ostatnich 17 latach dowodzi, że boją się ryzyka, jakie niesie inwestowanie w projekty poświęcone naszej trudnej przeszłości. Filmów, które nie mogły powstać przed 1989 r., bo ich twórcy musieliby kłamać, a które nakręcono ostatnio, naprawdę jest niewiele.

Historia zatrzymana w kadrze
K. Kutz utrwalił pacyfikację kopalni „Wujek” w filmie „Śmierć jak kromka chleba”, F. Bajon – historię dwóch chłopców w obrazie „Poznań 1956”. Okrągłą rocznicę powstania NSZZ „Solidarność” uczczono niezbyt udanym zestawem etiud pt. „Solidarność, Solidarność”. Do tej listy można dopisać „Gry uliczne” K. Krauzego, w których kłamstwa o zamordowaniu S. Pyjasa w 1977 r. okazują się żywotne i aktualne także w III RP.

Jeśli o czymś zapomniałam, to i tak trudno uznać dorobek polskiego kina po 1989 r. za imponujący. Polska to nie Stany Zjednoczone, ale warto czasami zobaczyć, jak ważne jest dla młodego państwa (niecałe 300 lat) budowanie żywej pamięci o dawnej i niedawnej przeszłości. Wojnę o niepodległość w XVIII w. i wojnę secesyjną z XIX w. Amerykanie opowiadają sobie wciąż na nowo w kolejnych wersjach i wariantach, podobnie jak przegraną (!!) wojnę w Wietnamie. Każde kolejne pokolenie, dzięki amerykańskim reżyserom, ma szansę zobaczyć przeszłość swoimi oczyma.

My jesteśmy skąpi i tchórzliwi. Jeden ważny film o powstaniu warszawskim – „Kanał”, jeden o wrześniu 1939 – „Lotna” i jeden o „Solidarności” – „Człowiek z żelaza” muszą nam wystarczyć. Wszystkie, jak na czasy PRL, znakomite. Wszystkie w reżyserii Wajdy. Czy kolejne pokolenia naprawdę nie mają ochoty opowiedzieć sobie tamtych historii inaczej?

Przerażająca niewiedza
To, co dzięki sondażom wiemy o naszej historycznej niewiedzy, może przerazić. W marcu 2003 r. CBOS zapytał Polaków, jak należy ocenić postać Stalina. Co piąty (21 proc.) respondent odpowiedział „za mało o nim wiem”, 17 proc. – „można o nim powiedzieć zarówno rzeczy złe, jak i dobre”, 2 proc. wybrało odpowiedź: „należy go ocenić pozytywnie”. Tylko co drugi Polak – 54 proc. – ocenił Stalina zdecydowanie negatywnie. Młodzi, od 18 do 24 lat, wiedzieli znacznie mniej. Aż 36 proc. uznało, że wie za mało, by go oceniać, a zaledwie 39 proc. najmłodszych respondentów oceniło Stalina jednoznacznie negatywnie. Czy nasza pamięć o Stalinie to naprawdę tylko kwestia przeszłości, niemającej dla teraźniejszości żadnego znaczenia?

Mam nadzieję, że „Katyń” wiele zmieni w naszym pamiętaniu o rzeczach przeznaczonych w PRL do zapomnienia. To dobry, rzetelny, bogaty w symboliczne sceny film, nawet jeśli nie wszystko w nim jest równie znakomite. Opowiada o tragicznym, bolesnym i ważnym dla naszej tożsamości doświadczeniu. Bez wspomnienia o tysiącach polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów, bez pamięci o kłamstwie, w którym zmuszano żyć ich rodziny, nasza pamięć i poczucie wspólnoty z ofiarami i ich rodzinami są niepełne i zdeformowane. Takie są specyficzne doświadczenia Polaków, i to, między innymi, wnosimy do żywej, europejskiej tożsamości.

Historia pod ochroną
Dopiero niedawno pochowaliśmy naszych zmarłych, ich groby są częścią wspólnej historii Rosji, Ukrainy, Polski i Białorusi, a więc historią Europy. Nikt za nas nie opowie o tej zbrodni i nikt inny nie będzie jej prawdziwie pamiętał. W czasach, gdy każdy rzadki gatunek rośliny czy zwierzaka, jak w dolinie Rospudy, chroni się jak bezcenne dobro, trudno zrozumieć, dlaczego człowiek, a nawet cały naród ze swoją tragiczną przeszłością miałby mieć mniejsze prawa do pamięci i ochrony.

Na internetowej stronie Salonu 24 znalazłam wpis młodego P. Krupy (od niedawna ojca), który swoją opinię o filmie zatytułował „Rzygam Katyń”. Pyta w niej, dlaczego nie czcimy tysięcy osób, które giną w wypadkach samochodowych, a pamiętamy o „bandzie idiotów, która bez oporu dała się wziąć do niewoli”. Komentarze większości młodych widzów są inne. Ale nie znaczy to, że wiedzą o Katyniu wiele więcej od pana Krupy.

W kwietniu 2007 r. sondaż TNS OBOP pokazał skalę naszej niewiedzy o tej zbrodni. Tylko 61 proc. Polaków wiedziało, że dokonali jej Sowieci. Aż 11 proc. sądziło, że zbrodniarzami byli Niemcy, a kolejne 19 proc. twierdziło, że odpowiedzialność za zbrodnię nie została jeszcze ustalona. Tylko 40 proc. młodych Polaków znało winnych zbrodni, aż 25 proc. sądziło, że byli nimi Niemcy, a 26 proc. uważało, że wina nie została ustalona. Ci, którzy dowiedzieli się o Katyniu przed 1989 r., częściej (78 proc.) znali oprawców, ci, którzy usłyszeli o nim po 1989 r., wiedzieli mniej. Tylko 52 proc. z nich trafnie wskazało Sowietów. Najwyraźniej wolna szkoła po 1989 r. okazała się mniej skuteczna w przekazywaniu prawdy od rodzin i podziemnych wydawnictw.

„Katyń” to opowieść prawdziwa, o bezsilności w obliczu zbrodni i bezradności wobec kłamstwa, o racji, za którą stoi tylko wierność i pamięć, o nikczemności, która zdaje się zwyciężać. To film o chrześcijańskiej wytrwałości, cierpliwości i lojalności, które dają nadzieję i pozwalają wierzyć, że zło nie może trwać wiecznie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.