Rodzina w dzisiejszej Europie

Wojciech Roszkowksi, historyk, publicysta, poseł do Parlamentu Europejskiego

|

GN 29/2007

publikacja 19.07.2007 12:04

Europejski system demokratyczny gnije od głowy.

Rodzina w dzisiejszej Europie

Niedawny list grupy europosłów zachodnioeuropejskich do amerykańskiej podsekretarz stanu, w którym wezwali ją do zbojkotowania Światowego Kongresu Rodziny w Warszawie, mógł wzbudzić zdumienie tylko wśród osób nieznających realiów obecnej polityki europejskiej. Posłowie owi stwierdzili, ni mniej ni więcej, że kongres skupia ekstremistów, którzy lansują „inkluzywny model rodziny”. Tłumacząc to na język ludzki, chodzi o rodzinę opartą na związku mężczyzny i kobiety.

Zdaniem owych posłów, należy wspierać otwarte modele „rodziny”, złożonej z dwóch mężczyzn, dwóch kobiet lub dowolnej liczby osób dowolnej płci.

W języku polskim słowo „rodzina” pochodzi od rodzenia. Rodzina jest więc związkiem, opartym na miłości między mężczyzną i kobietą, bo tylko taki związek jest płodny. Łacińska familia miała wiele znaczeń, również zwodniczych, na przykład gdy o grupie niewolników mówiono w starożytnym Rzymie familia rustica.

Dzisiejsi europejscy „postępowcy”, w tym głównie europejska lewica, z której lewicowości pozostał jedynie indyferentyzm moralny i którą można by nazwać „lewicą seksualną”, wyraźnie nawiązują do tej starożytnej tradycji. Pamiętajmy jednak, że to właśnie rozkład rodziny i spadek dzietności przyczynił się do upadku Cesarstwa Rzymskiego.

Problemy współczesnej rodziny europejskiej są w sporej mierze dziełem radykalnych feministek, które zatruły publiczny dyskurs swoją teorią spiskową. Jak wszystkie ideologie totalitarne, tak i radykalny feminizm potrzebował absolutnego wroga i zamiast w burżuazji lub Żydach, znalazł go w mężczyznach. Teoria feminizmu wypracowała własny kod pojęciowy, a nawet własne pojęcie grzechu pierworodnego. Jest nim męska supremacja.

Feminizm narzucił światu własne określenie gender, którego nie da się przetłumaczyć na polski. Wedle feministek, płeć zawęża rozróżnienie między ludźmi do biologii, podczas gdy gender odzwierciedla całą resztę ludzkiej istoty, którą można zmieniać w zależności od otoczenia społecznego i kulturowego.

W teorii feministki wyróżniają na ogół pięć typów gender: kobiety, mężczyźni, geje, lesbijki i biseksualiści. Feminizm dokonał epokowego „odkrycia”. Mianowicie takiego, że ludzie występują nie w dwóch postaciach, wynikających z podstawowej różnicy płci, która ostatecznie służy prokreacji, ale w większej liczbie równoprawnych postaci. Tak rozumiany feminizm godzi w podstawy rodziny, płodności, naturalnego rozwoju osobowości i podkopuje zasady większości religii.

Jego celem jest stworzenie kolejnego wydania „nowego człowieka” – tym razem w imię kompletnej fanaberii ideowej, niemającej nic wspólnego z prawdziwą lub domniemaną dyskryminacją kobiet. Równość między ludźmi została sprowadzona do nowego, absurdalnego wymiaru. Zamiast równej godności osób ludzkich, kobiet i mężczyzn, którzy, jak pokazuje natura i ludzkie dzieje, mają do spełnienia różne role, otrzymujemy utopię gwałcącą naturę i zdrowy rozsądek. Najprostszy dowód na to tkwi w tym, że dla spełnienia niemożliwych do spełnienia ról dowolne kombinacje przedstawicieli owych genders domagają się prawa do wychowania dzieci, których, ze względu na naturę, nie mogą zrodzić. Udają rodziny, którymi nie są, bo nie mogą być.

Dzisiejsza sytuacja duchowa w Europie jest więc słusznie porównywana do schyłku Cesarstwa Rzymskiego czy dekadencji arystokracji w przedrewolucyjnej Francji XVIII wieku. Istotnie europejski system demokratyczny gnije od głowy. Przetrwanie cywilizacji zachodniej w ramach dzisiejszych ustrojów demokratycznych będzie niezwykle trudne, ponieważ elity polityczne, naukowe i media lansują poglądy i postawy, które są jeszcze na ogół odrzucane przez większość, ale może to być sytuacja przejściowa, bowiem dostatecznie długie urabianie opinii może poskutkować przesunięciem punktu ciężkości na korzyść owej, mniejszościowej na razie, elity rozkładu. Umysłowa bierność oraz podleganie modom i medialnym idolom w rodzaju Kuby Wojewódzkiego, umacniane przez współczesny tryb życia i pozyskiwania informacji, niewątpliwie sprzyjają owym elitom.

Czy ja przypadkiem nie przesadzam? Chyba nie. Niezależnie od rozkładu rodziny, pokus raju na ziemi czy terroryzmu, największym być może zagrożeniem współczesnej cywilizacji jest twierdzenie, że wszystko to już było, że nie należy przesadzać, że wszystko będzie dobrze, że ze złem nie należy walczyć, że i tak zawsze było i będzie obecne. Największym zagrożeniem jest samoogłupianie, fałszywe wybaczanie i tolerowanie lub równie groźne leczenie zła za pomocą jeszcze większego zła.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.