Religia braku religii

Franciszek Kucharczak

|

GN 27/2007

publikacja 09.07.2007 09:42

Myśl wyrachowana: Wszyscy chodzą na jakąś religię. Tylko katechetów mają różnych.

Religia braku religii

Należy całkowicie usunąć religię ze szkół. Taki pomysł zgłosili na łamach „Gazety Wyborczej” dwaj nauczyciele z warszawskiego Wielokulturowego Liceum Humanistycznego im. Jacka Kuronia. Pomysł nienowy, bo za komuny nawet doczekał się realizacji. Nowa jest za to argumentacja: z powodu religii uczniowie są „pozbawiani wiedzy o różnorodności odpowiedzi etycznych”. I dalej: „Głównym powodem, dla którego trzeba domagać się usunięcia religii ze szkół, jest to, że treści przekazywane na katechezach nie są wcale wiedzą, lecz treścią podaną do wierzenia”. Jako przykład tych treści autorzy podają termin „cywilizacja śmierci”, który oznacza „propagowanie prezerwatyw na terenach zagrożonych AIDS, przyznawanie praw związkom osób tej samej płci czy zapłodnienie in vitro”. Twierdzą, że to nielogiczne, bo przecież te rzeczy służą życiu człowieka.

Nie byłem pewien, czy wzmocnienie pozycji religii w szkole jest potrzebne, ale ten artykuł mnie przekonał, że tak. Gdyby ze szkół wycofano katechezę, znikłaby poważna przeszkoda w głoszeniu tam dowolnych „różnorodności”, podawanych – tak, tak! – do wierzenia. Bo czym, jeśli nie laickim dogmatem, jest założenie, że nie wierność służy życiu, tylko prezerwatywa? A czym jest twierdzenie, że homoseksualizm to norma i człowiek się z tą skłonnością rodzi? Przeczące temu świadectwa ozdrowieńców nic nie pomogą, bo laiccy dogmatycy przeciw faktom mają coś świętego – święte oburzenie. Do wierzenia się podaje, że dziecko przed urodzeniem nie jest człowiekiem, więc można je zabić albo zmontować w probówce.
W zetknięciu z rzetelną wiedzą takie tezy są nie do obrony, dlatego trzeba odciąć ludzi od tej wiedzy i nafaszerować ich miksturą ignorancji i złej woli.

Może autorzy tekstu nie chodzili na religię i dlatego nie wiedzą, że tam używa się rozumu, a nie tłuczka do głowy. W takim razie proszę przygotować się na szok: w chrześcijaństwie nie ma niczego, co byłoby sprzeczne z rozumem. Za wszystkim stoją racjonalne argumenty i jeśli kogoś śmieszą, to zazwyczaj dlatego, że ich nie zna.

Kłopot w tym, że wiedza religijna przeszkadza interesom wielu lobby. Ludzie szczerze wierzący odrzucają dogmat równorzędności „odpowiedzi etycznych”, a przez to nie są dobrymi konsumentami. Nie wszystko kupią, no i kasa lobbystów na tym cierpi. Chrześcijan należy więc przedstawić jako wrogów nauki i postępu. Trudno to jednak skutecznie zrobić, kiedy oni mają możliwość systematycznego mierzenia się z takimi zarzutami. Ciężko w tych warunkach urządzać w szkole pokazy naciągania prezerwatyw na banany albo instruować, jak się „to robi” we dwóch albo we dwie.

Do tego się jednak dąży pod pozorem walki o jakoby zagrożoną wolność przekonań. Ale bez złudzeń – nie ma i nie będzie szkół „neutralnych światopoglądowo”. Szkoła, w której zabraknie wiedzy religijnej, uczyni religię z czegokolwiek – choćby z „wielości odpowiedzi etycznych”.

- - - - - - - - - - - - - -

Zbrodnia prawdy
Luterański pastor Johannes Lerle z Ba-warii został skazany na rok więzienia za „negowanie Holokaustu” i karę tę już odbywa. Jak podała „Rzeczpospolita”, zbrodnią pastora było porównanie w czasie jednego z przemówień przerywania ciąży do zagłady Żydów. Powiedział wtedy, że 150 tysięcy aborcji, które corocznie przeprowadza się w Niemczech, jest tym samym, co wymordowanie niewinnych Żydów w Auschwitz.
Pastor Lerle już raz siedział w więzieniu za nazwanie lekarzy dokonujących aborcji profesjonalnymi mordercami. No cóż, skoro prawdy mówić nie wolno, to powiedzmy co innego: aborcja jest zabiegiem odchudzania damskiego brzucha, żadne masowe zabójstwa nie są podobne do Holokaustu, a w Niemczech panuje tolerancja, wolność słowa i przekonań.

Odezwa bez autora
„Nasz Dziennik” wrócił do sprawy abp. Wielgusa. Zaatakował badające akta IPN komisję rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego i powołaną przez episkopat Kościelną Komisję Historyczną. Gazeta twierdzi, że arcybiskup nigdy nie przyznał się do współpracy z SB: „Ksiądz arcybiskup nie jest bowiem autorem odezwy, która została odczytana w kościołach archidiecezji warszawskiej 6 stycznia br. Dokument ten został napisany przez kogoś innego, bez wiedzy nowego metropolity warszawskiego”. Zwolennicy teorii spisku od początku podnosili (niedowiedziony) zarzut, że dowody na współpracę arcybiskupa z bezpieką były fałszywe. Pewnie dlatego „Nasz Dziennik” – choć rzuca bardzo ciężkie oskarżenia – na potwierdzenie swoich rewelacji żadnych dowodów nie podaje.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.