Europa – wspólnota niepamięci?

Barbara Fedyszak-Radziejowska, dr socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 19/2007

publikacja 14.05.2007 15:25

Nauczanie historii to wewnętrzna sprawa każdego państwa

Europa – wspólnota niepamięci?

Po raz drugi w tym roku ministrowie edukacji dyskutowali o planach stworzenia wzorca edukacji o ponadnarodowym, europejskim charakterze. Inspiracją stała się wypowiedź minister edukacji Niemiec, Annette Schavan (z CDU), o konieczności napisania wspólnego, unijnego podręcznika historii. Ponieważ teraz Niemcy przewodniczą pracom UE, nic dziwnego, że ta „luźna propozycja” została podtrzymana na spotkaniu ministrów edukacji w Heidelbergu 1 marca. Medialny przekaz z tej konferencji skupił się na kontrowersyjnym apelu R. Giertycha o wprowadzenie w UE zakazu aborcji i promocji homoseksualizmu. Całkowicie wyciszono jego postulat promowania rodziny oraz krytyczną opinię o wspólnym, budującym „europejską tożsamość” podręczniku historii. Tymczasem w kwestii podręcznika R. Giertych powiedział rzeczy oczywiste i, jak sądzę, akceptowane przez większość Polaków.

Ponadnarodowy podręcznik
R. Giertych wyraził wątpliwość, czy budowanie tożsamości europejskiej na podstawie jednego zunifikowanego podręcznika historii jest realne i pożądane. Inni unijni ministrowie przyjęli ten pomysł przychylnie, martwiąc się jedynie trudnościami, jakie napotka konieczność łagodzenia prawdopodobnych kontro- wersji. Większość „nieformalnie” poparła tę edukacyjną innowację. Tylko ministrowie Polski i Holandii byli innego zdania. Przedstawiciel Holandii zauważył, że w jego kraju rząd nie pisze podręczników, a szkoły mają w tej kwestii autonomię i dlatego nie czuje się uprawniony do podjęcia zobowiązań. R. Giertych uznał, że budowanie europejskiej tożsamości i europejskiego narodu w taki sposób nie przekona Polaków.

Komentarze polskiej opinii publicznej były zbieżne z jego decyzją. Piękny, interesujący, ale nierealny pomysł - mówiono - nawet w niemiecko-francuskim podręczniku są sporne rozdziały, np. o roli USA w czasie II wojny światowej.

Idea wspólnego podręcznika historii wróciła 4 maja w Stambule, na 22. Sesji Stałej Konfe- rencji Ministrów Edukacji Rady Europy (nie mylić z UE). Cel sesji sformułowano ambitnie: „Budowanie Europy bliższej ludziom, Europy włączenia społecznego: rola polityki edukacyjnej”. Mini- strowie rozważali wiele spraw, w tym konieczność zapewnienia równych szans dostępu do nauki dzieciom z rodzin niezamożnych i patologicznych. Nagle pojawił się, jak z kapelusza, gotowy podręcznik historii „Crossroads of European histories – wielostronne spojrzenie na pięć kluczowych momentów w historii Europy”, napisany przez 35 autorów. Końcowa deklaracja zobowiązywała ministrów edukacji do jego promowania. Polska jako jedyna odmówiła podpisania tej deklaracji.

Polski sprzeciw
Autorzy podręcznika wybrali 5 wydarzeń: Wiosnę Ludów 1848, lata 1912–1913 i wojny bałkańskie, rok 1919 z konferencją wersalską, rok 1945 z konferencją w Jałcie i Poczdamie oraz rok 1989. Wśród autorów znalazł się i Polak, W. Borodziej, autor rozdziału: „Jałta z polskiej perspektywy”, ale wśród wybranych wydarzeń nie ma np. napaści Niemiec na Polskę w 1939 roku. Minister Giertych zauważył, że podpisanie tej deklaracji może sprawić, że Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu ukaże nas za „złe” nauczanie historii, np. o wypędzeniach 1945 roku.

Przypomniał też, że nauczanie historii, podobnie jak nauczanie religii, to wewnętrzna sprawa każdego państwa. Szukając kompromisu, zaproponował trzy poprawki do końcowej deklaracji. Pierwsza mówiła o wprowadzeniu do ponadnarodowej edukacji w Europie prawa naturalnego przedstawionego w Dekalogu, który jest wspólny dla chrześcijan, muzułmanów i żydów. Druga domagała się skreślenia obowiązku nauczania „o różnorodności religii jako zjawisku społecznym” według jednego, już napisane- go podręcznika. Trzecia poprawka zmierzała do zastąpienia słowa promote (promować) przez can be used (może być stosowany) w stosunku do wspólnego podręcznika historii. Tej ostatniej poprawce zdecydowanie przeciwna była delegacja niemiecka. Malta chciała „promocję” podręcznika zamienić na „sugestię”, ale i jej głos zbagatelizowano.

Nad poprawkami nawet nie głosowano, wszyscy poza Polską przyjęli wersję zaproponowaną przez ministra edukacji Turcji. Czy Polska znowu „przesadziła”, jak zapewne sugerować będą opozycyjni politycy i sprzyjający im komentatorzy? Czemu inni nie widzą problemu? Czy wolni od doświadczeń komunizmu nie znają ceny, jaką płaci się za zakłamane podręczniki historii? A może nie traktują deklaracji poważnie i zamierzają uczyć historii tak, jak dotychczas? W końcu to my chcemy do europejskiej świadomości wprowadzić polską pamięć o komunizmie i nazizmie z powstaniem warszawskim i Katyniem włącznie.

A tego ani Rosja, ani Niemcy zapewne sobie nie życzą. Dla niemieckiej tożsamości ważne są „wypędzenia”, dla rosyjskiej – „wielka ojczyźniana wojna z faszyzmem” i to bez Katynia i paktu Ribbentrop–Mołotow.
Sondaże pokazują, jak wiele mamy do nadrobienia w swoim kraju. Prawie połowa (39 proc.) Polaków nie zna prawdy o Katyniu, a 46 proc. nie ma jednoznacznej opinii o Stalinie. Więc zanim, pod wpływem europejskiej presji, zadecydujemy o wyrzuceniu z podręczników prawdy o polskiej historii, spróbujmy dobrze przekazać ją naszym dzieciom. A one zadbają, by ta prawda pojawiła się za kilka, może kilkanaście lat w ponadnarodowym, wspólnym podręczniku historii Europejczyków.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.