Widziałem, pamiętam, świadczę

Władysław Bartoszewski, historyk, były minister spraw zagranicznych

|

GN 16/2007

publikacja 19.04.2007 12:43

Ofiary ludobójstwa wymagają równego szacunku i pamięci

Władysław Bartoszewski Władysław Bartoszewski

Pod koniec 2000 roku rozmawiałem z ministrem spraw zagranicznych Federacji Ro-syjskiej Igorem Iwanowem. Uważałem za stosowne dać w rozmowie zdecydowany wyraz naszej pamięci o Rosjanach, którzy cierpieli i ginęli mę-czeńską śmiercią w hitlerowskim niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Zwróciłem wtedy uwagę na fakt, że pierwszymi ofiarami eksperymentalnego zastosowania gazów trujących do masowego mordowania ludzi byli w Auschwitz jeńcy z Armii Czerwonej, skierowani z pogwałceniem wszelkich zasad do obozu koncentracyjnego, przekształcanego właśnie w ośrodek masowej zagłady ludzi.

Wspólnie z chorymi, a więc uznanymi za niezdolnych do pracy niewolniczej polskimi więźniami politycznymi (około 250 osób), 3 i 4 września 1941 r. w podziemiach Bloku XI KL Auschwitz zamordowano oko-ło 600 jeńców sowieckich. Byli to przeważnie oficerowie, wytypowani na śmierć przez specjalne jednostki gestapo. Przetestowane na Polakach i Rosjanach działanie Cyklonu B zastosowano później do ludobójstwa na Żydach z wielu krajów Europy.

Dwie tablice
Wszystko to są sprawy od dawna u nas dobrze znane. Udokumentowane na podstawie zachowanych oryginalnych dokumentów zgonów sowieckich jeńców wojennych, prowadzonych przez Niemców. W najstarszym pokoleniu Polaków i Żydów świadomość faktów dotyczących obozu koncentracyjnego i ośrodka zagłady Auschwitz-Birkenau, założonego na polskiej ziemi przez ówczesnego okupanta niemieckiego (godzi się przypomnieć, że już w lecie 1940 roku w okresie sojuszu i współpracy III Rzeszy z ZSRR), jest powszechna.

Najwybitniejszy Polak ostatnich stuleci i członek tej właśnie generacji, Karol Wojtyła z Wadowic – Ojciec Święty Jan Paweł II, powiedział na terenie symbolicznego cmentarzyska w Brzezince, 7 czerwca 1979 roku, o ofiarach, o których wspomniałem wyżej: „Zatrzymam się wraz z wami, drodzy uczestnicy tego spotkania, na chwilę przy tablicy w języku hebrajskim. Napis ten wywołuje wspomnienie narodu, którego synów i córki przeznaczono na całkowitą eksterminację. Naród ten początek swój bierze od Abrahama, który jest »ojcem wiary naszej« (por. Rz 4, 12), jak się wyraził Paweł z Tarsu. Ten to naród, który otrzymał od Boga Jahwe przykazanie »Nie zabijaj«, w szczególnej mierze doświadczył na sobie zabijania. Wobec tej tablicy nie wolno przejść obojętnie.

I jeszcze jedna tablica – wybrana… Tablica z napisem w języku rosyjskim. Nie dodaję żadnego komentarza. Wiemy, o jakim narodzie mówi ta tablica. Wiemy, jaki był udział tego narodu w ostatniej straszliwej wojnie o wolność ludów. I wobec tej tablicy nie wolno przejść obojętnie”. Byłem jednym z tysięcy świadków tego wystąpienia Jana Pawła II i nigdy nie zapomnę ogromnego wrażenia, jakie wywarło ono na obecnych przy pomniku Męczeństwa Narodów w Brzezince. W maju 1995 roku, z okazji 50. rocznicy zakończenia w Europie II wojny światowej, Jan Paweł II w swym przesłaniu wrócił do pamięci o Oświęcimiu, będącym dla niego „dramatycznie wymownym symbolem konsekwencji totalitaryzmu” i ponownie odniósł się też – a było to już po przemianach, „jakie dokonały się na terenie byłego Związku Radzieckiego” (po utworzeniu Federacji Rosyjskiej) – do znaczenia tablicy w języku rosyjskim w Brzezin-ce – Birkenau.

27 stycznia 2005 r. w obecności kilkudziesięciu głów państw, w tym prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina, kard. Jean-Marie Lustiger, którego matka była jedną z ofiar Birkenau, i nuncjusz papieski abp Józef Kowalczyk odczytali w języku francuskim i polskim kolejne przesłanie Jana Pawła II, który powiedział wtedy: „Pamiętam, że w 1979 roku ze szczególną zadumą stanąłem przy tablicach, na których były napisy w języku rosyjskim i cygańskim. Złożone były dzieje udziału Związku Radzieckiego w tej wojnie, ale nie można nie pamiętać, że właśnie spośród Rosjan najwięcej osób straciło w niej życie”.

Gorsząca gra polityczna
Jako świadek i uczestnik II wojny światowej, były więzień Auschwitz, historyk lat wojny i okupacji i od kilkunastu już lat przewodniczący Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, najpierw przy Ministrze Kultury, a potem przy Premierze Rządu Rzeczypospolitej Polskiej, odczuwam boleśnie wrzawę wokół sprawy Oświęcimia wywołaną kilka tygodni temu przez niemądry i intelektualnie nieuczciwy artykuł w rosyjskiej gazecie, imputujący Dyrekcji Muzeum w Oświęcimiu negatywne nastawienie wobec pamięci ofiar tego obozu, pochodzących z ówczesnego Związku Sowieckiego.

Federacja Rosyjska jest innym państwem niż ZSRR i głos dziennikarza, czy nawet kilku dziennikarzy, nie musi wyrażać oficjalnego stanowiska rządu i państwa. Jestem przekonany, że nasz pogląd, iż ekspozycje wystawowe poszczególnych narodów w Oświęcimiu mają służyć utrwalaniu pamięci ofiar, a nie propagandzie politycznej, znajdzie powszechne zrozumienie w europejskich środowiskach byłych więźniów obozu i badaczy historii, reprezentowanych zresztą bardzo kompetentnie wśród 25 członków Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej. Wszelkie gry polityczne na największym cmentarzysku europejskim wszech czasów odczuwam jako zjawisko bolesne i gorszące. Żydowskie, chrześcijańskie czy agnostyczne ofiary ludobójstwa wymagają równego szacunku i pamięci.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.