Idzie trudna jesień

Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta, poseł do Parlamentu Europejskiego

|

GN 45/2006

publikacja 02.11.2006 16:00

Jesteśmy społeczeństwem przekornym. W tej przekorze gubimy się często, odrzucając z góry tezy lub działania pozytywne, tylko dlatego że głosi je ktoś, kogo nie lubimy.

Wojciech Roszkowski Wojciech Roszkowski

Refleksja Polaków nad sobą rzadko prowadzi do konstruktywnych wniosków. Albo bijemy się w piersi za kompleksy, za brud, kłótliwość, zacofanie, złośliwość i inne wady narodowe, zapominając o poczuciu humoru, zdolności do improwizacji i adaptacji do trudnych warunków, albo podkreślamy te zalety, nie pamiętając o dystansie, jaki nas dzieli od narodów lepiej zorganizowanych i weselszych. Rzadko mamy okazję zdać sobie sprawę z miejsca, jakie zajmujemy w świecie nie ze względu na obiektywne dane gospodarcze czy ludnościowe, ale pod względem subiektywnego poczucia szczęścia. W hierarchii tej Polacy lokują się aż na 99. miejscu wśród narodów świata. Za Niemcami i Czechami, choć przed Rosją, Białorusią, Ukrainą i innych państwami postsowieckimi.

Naczynia połączone
Myśli o tym, kim jesteśmy jako naród, powracają zwłaszcza w chwilach trudnych i pod wpływem rozczarowań, których nam nie brak. Ostatnio, po fiasku koalicji PO–PiS i w trakcie nieustannego kryzysu politycznego pojawiły się znów głosy powątpiewające, czy potrafimy się w ogóle rządzić. Kłócimy się w polityce, w domu i na ulicy, a następnie łatwo nakręcamy się w depresji, twierdząc, że w ogóle jesteśmy do niczego. Tymczasem doświadczenie uczy, że w Polsce nigdy nie jest tak dobrze, jak byśmy chcieli, ani nie jest tak źle, jak sobie wyobrażamy w chwili rozgoryczenia.

Co więcej, mamy niewątpliwą skłonność do zrzucania odpowiedzialności na innych. Szary człowiek wini za wszystko polityków, a politycy ze złośliwą satysfakcją odpowiadają, że przecież zostali przez kogoś wybrani, więc, że szary wyborca nie jest ani trochę lepszy. Kłótliwy jest sąsiad, inny przechodzień czy kierowca, podczas gdy my sami jesteśmy w porządku. Tymczasem prawda jest taka, iż jesteśmy zbiorowością powiązaną tak licznymi więzami, że wszyscy zależymy od siebie znaczniej bardziej, niż sobie zdajemy sprawę. Prawda jest też taka, że naprawę świata najlepiej zaczynać od siebie samego.

Czy można coś zrobić z tymi naszymi wadami? Wszystko zależy, niestety, od zdrowego rozsądku oraz logicznej konsekwencji. Jeśli przeżywamy tragedię 14-letniej Ani z Gdańska oraz załamujemy ręce nad chamstwem i agresją wśród młodzieży, to zastanówmy się nad przyczynami tych zjawisk i nie powtarzajmy bezmyślnie sloganów o tym, że szkoła należy do dzieci oraz że ćwiczenie młodzieży w wolności należy pozostawić jej samej.

Przecież każdy winien zauważyć, iż młodzież, którą się interesujemy i której stawiamy wymagania, nie dziczeje, jak ci młodzi ludzie, którzy wychowują się sami opierając się na najgorszych wzorach z telewizji czy Internetu. Nie dawajmy dzieciom prawa wyboru, dopóki nie nauczą się wybierania wedle wartości. I odsuwajmy z życia publicznego szkodników, którzy pod pozorem wolności lansują anarchię moralną oraz chamstwo. Nie wybierajmy tych ludzi, nie oglądajmy ich idiotycznych programów telewizyjnych i nie kupujmy ich trujących, choć kolorowych publikacji. Jeśli zaś to robimy, nie miejmy pretensji.

I kto to mówi?
Często mówi się, że jesień to trudna pora dla Polaków. Trwa kampania przed wyborami samorządowymi. Znów pojawiają się kandydaci, którzy wiele obiecują, a także oskarżenia ze strony oponentów. Jest to do pewnego stopnia normalne w walce o władzę. Nienormalne jest jednak to, że tak łatwo ulegamy manipulacji, że nie potrafimy rozróżnić kandydatów, którzy oferują prawdziwe walory od krzykaczy i demagogów, że wszyscy przyjmujemy logikę walki o władzę, że już nawet w rodzinach patrzymy na siebie często z ukosa z powodu odmiennych sympatii politycznych, że nawet w rozmowach prywatnych powtarzamy złośliwości i obelgi rzucane na siebie nawzajem przez rywali politycznych.

Jesteśmy społeczeństwem przekornym. To raczej dobrze, ale w owej przekorze często się gubimy, odrzucając z góry tezy lub działania pozytywne tylko dlatego, że głosi czy realizuje je ktoś, kogo nie lubimy lub zwalczamy z innego powodu. Trudno akceptować niedawne działania Romana Giertycha w Młodzieży Wszechpolskiej czy trudno uznać za słuszną jego decyzję o tegorocznej amnestii maturalnej. Czy jednak z tego powodu można odrzucać jego próby zdyscyplinowania życia szkolnego? Czy wystarcza to do mobilizowania przez nauczycieli protestów uczniowskich? Jak mamy uczyć młodzież zdrowego rozsądku, jeśli niektórzy nauczyciele okazują się oszołomami, a inni są bezradni wobec przepisów i atmosfery permisywizmu w szkołach?

Nie dokazuj!
W jednym z ważniejszych ostatnio artykułów Zygmunt Miłoszewski opisał wściekłość jako jedną z głównych cech współczesnych Polaków. Jeśli ktoś nie widzi powagi sytuacji w tej dziedzinie, niech zważy, iż dwie trzecie wszystkich śmiertelnych wypadków drogowych w Polsce to skutki agresji. Nie da się ukryć – jesteśmy nadpobudliwi, złośliwi i agresywni ponad wszelkie granice zdrowego rozsądku. Dlatego jeśli rzucamy się z pięściami na rządzących, jeśli wygrażamy współużytkownikom dróg lub szydzimy z tych, którzy chcą Polskę naprawić (a wiadomo przecież, że mają złe intencje i są tylko nieudacznikami) – spójrzmy czasem w lustro. Posłuchajmy czasem piosenki zmarłego niedawno Marka Grechuty: „Nie dokazuj miła (miły!) nie dokazuj, przecież nie jest z ciebie znowu taki cud”. Piosenkę tę chciałoby się zadedykować przede wszystkim dwom popularnym prezenterom ze zmierzwionym włosem i bezczelnym spojrzeniem, a także pewnej posłance w skórzanej kurtce. Ale słuchajmy jej częściej wszyscy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.