Braterstwo egoistów

Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta, poseł do Parlamentu Europejskiego

|

GN 37/2006

publikacja 06.09.2006 15:58

Mit nieograniczonej wolności oraz „równości we wszystkich dziedzinach” prowadzi do osobliwego rodzaju braterstwa, do paradoksalnej wspólnoty egoistów

Wojciech Roszkowski Wojciech Roszkowski

Wyobraźmy sobie, że dałoby się zrealizować marzenia o pełnej wolności i powszechnej równości we wszystkich dziedzinach. Oznaczałoby to nie ogólną szczęśliwość, lecz prawdziwą tragedię – walkę wszystkich ze wszystkimi i koniec ludzkości z powodu wyludnienia. Każdy chciałby decydować o wszystkim. Każdy chciałby uzyskać maksimum satysfakcji przy minimum wysiłku.

Wszyscy byliby nieszczęśliwi, nie mogąc być tym, kim by chcieli. Nikt już nie troszczyłby się o potomstwo. Matki byłyby wolne od rodzenia dzieci, a rodzice od opieki nad nimi. Te dzieci, które by to przeżyły, byłyby równe i wolne, by robić, co chcą, co oczywiście wobec ich rozeznania w świecie kończyłoby się najczęściej źle. Byłby to świat straszny i skazany za zagładę. Niestety, współczesna cywilizacja zachodnia krok po kroku realizuje taki właśnie scenariusz. Walka o pełną wolność oraz równość niszczy bowiem więzi społeczne i likwiduje braterstwo.

Wolność, która rodzi przymus
Bez pojęcia równej godności ludzi, wolność anarchiczna i pozorna równość we wszystkich dziedzinach niepostrzeżenie prowadzi do przymusu. Charakterystyczny jest tu los poprawki do budżetu Unii Europejskiej, którą złożyłem w 2005 r., domagając się, by Unia nie finansowała projektów zakładających przymus aborcji lub eutanazji oraz dzieciobójstwo w krajach Trzeciego Świata. Trudno było liczyć na poparcie tej poprawki przez lewicę, ale usiłowałem pozyskać dla niej koordynatorkę partii liberalnej, posłankę z Danii.

Zwróciłem jej uwagę, że w poprawce tej chodzi nie tyle o samą aborcję czy eutanazję, ale o przymus w ich stosowaniu. W odpowiedzi usłyszałem, iż w grupie liberalnej są podzielone zdania na ten temat, a poza tym, że poprawka ta wygląda zbyt „watykańsko”. Poprawka upadła, utrącona glosami lewicy, „zielonych” i liberałów. Wyszło więc na to, że nie tylko socjaliści, ale i liberałowie europejscy są za przymusem aborcji.

Nieograniczona wolność prowadzi do przymusu. Czyż nie jest formą przymusu puszczanie w blokach mieszkalnych pseudomuzyki techno na cały regulator lub coraz powszechniejsze używanie plugawego języka w miejscach publicznych? Czy nie jest przymusem lansowanie pornografii bez ograniczeń lub propagowanie filmów typu „Teksańska masakra piłą mechaniczną”? Dzięki przymusowi nadawcy wolność Kazimiery Szczuki w naigrywaniu się z modlitw Magdaleny Buczek nie jest już ograniczana wolnością katolików, których takie seanse kpin z wiary bulwersują.

Wolność słowa i osiągania zysku przez producentów gier komputerowych, gloryfikujących okrucieństwo i śmierć, nie jest ograniczana przez wolność rodziców, pragnących strzec dzieci przed tym śmieciem. Na pograniczu społecznej akceptacji czai się wolność satanistów. Czyż bowiem ich gusta nie okazały się równe, a nawet równiejsze w ostatnim konkursie Eurowizji, w którym zwyciężył potworny zespół Lordi z Finlandii? Setki tysięcy Finów oszalało potem z radości, a potworom gratulowała nawet pani prezydent Finlandii.

Religia pustki
Dążenie do nieograniczonej niczym wolności oraz równości „we wszystkich dziedzinach” wynika z egoizmu. Pozorując troskę o innych, o „słabszych” czy „myślących inaczej”, zwolennicy tolerancji kulturowej, w której wszystkie poglądy są równe i każdy jest wolny, by je głosić, myślą o abstrakcyjnym „dobru ludzkości” lub o sobie, o własnej przyjemności czy własnym zysku. Za nic mają konkretne dobro konkretnych osób, które można osiągnąć nie przez folgowanie szalonym instynktom i zwariowanym pomysłom na życie, ale przez zdroworozsądkowe rozumienie tego, co Anglicy nazywają facts of life.

Zwolennicy eksperymentów rodzinnych oraz bioetycznych udają, że zależy im na zdrowiu i powodzeniu ludzi chorych lub skrzywionych psychicznie, gdyż są gotowi gwałcić proste prawa natury i zasady, na których opiera się cywilizacja współczesna (na przykład „nie zabijaj”). Gotowi są też dowodzić swych racji przez głosowanie. Nie ma jednak niczego głupszego niż ustalanie praw natury na zasadzie większości. Nie da się bowiem w ten sposób ani uchylić prawa grawitacji, ani zmusić mężczyzn do rodzenia dzieci.

Mit nieograniczonej wolności oraz „równości we wszystkich dziedzinach” prowadzi więc do osobliwego rodzaju braterstwa, do paradoksalnej wspólnoty egoistów i zdziecinniałych barbarzyńców, którzy godzą się na każdy rodzaj „wolności” i „równości”. We wspólnocie tej używa się słowa „solidarność”, ale działa się w odwrotnym kierunku. Wiele mówi się o miłości, ale rozumie się przez to egoistyczny eros, a nie altruistyczną caritas. Mówi się o trosce o innych, na przykład walczy się z karą śmierci, czyli broni się morderców, ale dopuszcza się aborcję, czyli zabijanie niewinnych istot ludzkich.

Po zakwestionowaniu pojęcia prawdy obiektywnej zasadę wolności religii zmienia się w wolność od religii, w „religię pustki”, która w ślad za XVIII-wiecznym ateizmem podąża ku ubóstwieniu egoizmu i siły. Już raz się tak stało, w trakcie rewolucji francuskiej, tak ciepło wspominanej przez obecnych „postępowców”, gdy w imię „wolności, równości i braterstwa” dokonywano nieopisanych okrucieństw, a w Wandei – cynicznego ludobójstwa. Bez promowania zasady caritas, bez prawdziwego braterstwa, bez poświęceń i troski o innych, bez autorytetu i dojrzewania do dorosłości wspólnota ludzka po prostu nie może przetrwać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.