Lekkość uczuć, ulotność zasad

Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu

|

GN 28/2008

publikacja 20.07.2008 17:53

Dziennikarstwo jeszcze do czegoś ma prawo i do czegoś zobowiązuje

Marek Jurek Marek Jurek

Dolina nicości Bronisława Wildsteina to – poza wszystkim – zajmująca powieść polityczno-dziennikarska. Powieść o Polsce rządzonej przez ubecko-postępową mafię, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. To opowieść o Polsce, gdzie ciągle niewiele się może stać wbrew woli SB (bo do tego właściwie sprowadza się sieć kontaktów i wpływów ukrywającego się przed uwagą opinii publicznej płk. Nowaka). Ktoś po-wie: spiskowa teoria, która ma w uproszczony sposób wyjaśnić rzeczywistość; ale z drugiej strony naszą rzeczywistość naprawdę wyjaśnić trudno. Ubecy chodzą po ulicach w całkiem dobrych nastrojach. Maksimum propozycji prawa antyubeckiego (pokracznie przemianowanego na „dezubekizacyjne”) to uchylenie skandalicznych przywilejów emerytalnych, ale nawet tego nie można przeprowadzić. Poza horyzontem „dezubekizacyjnych” projektów znalazło się nie tylko zobowiązanie członków UB-SB do złożenia pełnego zeznania (pod sankcją odpowiedzialności karnej) na temat posiadanej wiedzy o działalności tej organizacji, ale nawet zwyczajne stwierdzenie, że była to organizacja prowadząca przestępczą działalność przeciw niepodległości Polski i prawom Polaków.

Całkiem obok wizji ubeckiej konspiracji daje jednak Wildstein drugie wyjaśnienie bezradności opinii publicznej i bezsilności polskiej demokracji. To kompletna absencja ducha obywatelskiego, poczucia odpowiedzialności za Polskę. Jedno i drugie rozpływa się w ogólnym konformizmie, dobroczynnym konformizmie, który od przekonań woli spokój, strasząc demonami czyhającymi na demokrację, tolerancję, pokój społeczny... Najsilniejsza obecna jeszcze zasada społeczna, która może dać trochę pola prawdzie w życiu publicznym, brzmi: „jesteśmy dziennikarzami”. Dziennikarstwo jeszcze do czegoś ma prawo i do czegoś zobowiązuje. Bo do Polski, do dobra wspólnego odwoływać się mogą tylko ludzie cyniczni bądź naiwni. Lepiej unikać jednych i drugich.

Wolne media? Ale do czego właściwie zobowiązuje dziennikarstwo, ostatnia instancja dobra publicznego? Przede wszystkim Wildstein nie kreśli zbyt sympatycznego portretu zbiorowego tego środowiska, które dobrze zna. Lęk naczelnych przed wydawcami, lęk o zachowanie przywilejów i wygodnego życia. Ale ci naczelni miewają jeszcze ogólną kulturę i jakieś wyobrażenie o społecznej roli mediów. Gorzej z młodymi pracownikami wolności słowa. Młody Czułno, płynący z prądem wydarzeń i rynku, przypomina bardziej funkcjonariuszy SZSP niż działaczy dawnej studenckiej opozycji. W Dolinę Nicości zapatrzył się na długo, zanim jej uległ: „Patrzył łakomie w ekran telewizora na stolicę, w której decydowano o ich życiu, o losach nudnych mieszkańców Świdra skazanych, aby chodzić po tych samych ulicach, do szkoły, pracy, domu i z powrotem. (...)

Wiedział, że wyrwie się stąd do miasta, które jest nieustanną ferią wydarzeń i gdzie żaden dzień nie jest podobny do poprzedniego. Stanie się jednym z tych, których oglądał na ekranie, nonszalancko uśmiechających się do tłumu i bez tremy patrzących w oko kamery, tych, w słowa których wsłuchiwali się wszyscy w kraju. Nie będzie musiał śledzić ukradkiem pięknych, niezwykle ubranych kobiet, bo one oglądały się będą za nim. (...) I dlatego już na dziennikarskich studiach wyrywał się na wszystkie staże, uczestniczył we wszystkich możliwych konkursach, krok za krokiem próbując zahaczyć się w coraz ważniejszych redakcjach”.

A tam uczył się od ludzi, których potem stanie się ofiarą. Dziennikarzy, którzy zadają „pytania, których celem nie była odpowiedź”, nie słuchają „odpowiedzi i wyrzucają z siebie kwestie, które zaprogramował dla nich kto inny”, „ w ogóle nie odwołują się do” wypowiedzi, które zwalczają, zamiast tego jako autorytety cytują „buców, którzy gadają o czym innym”. Dobroczynny konformizm niszczy tu również chrześcijaństwo, bo nawet dla ulegających mu autorytetów religijnych „to jest już inny Kościół, choć nie powinno się tego mówić publicznie”. Najradykalniejszy z koryfeuszy postępu mówi otwarcie: „Oni nas już nie nawracają. Teraz to my ich nawracamy”. W Dolinie Nicości panuje za to panerotyzm. Seks jest jak religia: obiecująca zbawienie od zmartwień, doświadczenie pełni i wspólnoty, zajmująca w całości swych wyznawców, w nieszczęściu – najważniejsza. I ciekawa obserwacja – niesamowitej lekkości uczuć towarzyszy niesamowita ulotność zasad.

Przekleństwo nonkonformizmu Człowiek, który wychyli się, choćby przez przypadek, spod władzy dobroczynnego konformizmu, naraża się w tej sytuacji przede wszystkim na powszechne niezrozumienie. Jak główny bohater książki Wilczyński, nonkonformista wbrew sobie: „wyrozumiali zarzucali mu brak rozwagi, krytyczni – oszalałe ambicje, nieufni – cyniczną grę”. I nieposłusznych Dolina Nicości spycha w otchłań. Oczywiście jest ratunek – nicość wchłonie tylko te spośród swych ofiar, które wcześniej przestawały już istnieć; tych, którzy żeby żyć – potrzebowali zaistnieć. Honor to cienka lina, po której można próbować się z otchłani wydobyć. Książka Wildsteina nie zawiera jednoznacznych tez politycznych ani nawet moralnych. Bo na szczęście jest to powieść, a nie zbeletryzowana publicystyka. Sami możemy się zastanawiać, co jest ważniejsze: tropienie układów obracających w nicość dobro publiczne, czy uparte określanie go, poprzez prawdę zasad. Ale nikt, kto poważnie traktuje jedno i drugie – nie zaprzeczy ważności obydwu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.