Spór o politykę historyczną

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 27/2006

publikacja 29.06.2006 10:13

Nareszcie traktujemy najważniejsze wydarzenia z naszej walki o demokrację i niepodległość tak, jak na to zasługują

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Trwa polityczna rywalizacja, a mimo to po raz pierwszy od wielu lat wspólnie i uroczyście świętujemy rocznice historycznych wydarzeń z czerwca 1956 i 1976 roku, bez których nie byłoby Sierpnia 1980.

Odświeżanie pamięci
Nareszcie traktujemy najważniejsze wydarzenia z naszej walki o demokrację i niepodległość tak, jak na to zasługują. Początkiem tej nowej dla III RP tradycji była 60. rocznica Sierpnia 1944, gdy otwarcie Muzeum Powstania Warszawskiego, wspaniałe widowisko na placu Powstańców Warszawy, i wiele innych, mniejszych uroczystości połączyło Polaków we wspólnym pamiętaniu.

Słowa obecnego na uroczystościach kanclerza Schrödera o Warszawie, miejscu „niemieckiej hańby i polskiej dumy” pomogły wbudować w tę pamięć także pojednanie między naszymi narodami.

Rok później radośnie wspominaliśmy 25. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych, prawdziwego początku procesu wyzwalania Europy Środkowo-Wschodniej spod dominacji komunizmu. Zaczynamy cieszyć się wspólnymi sukcesami i pamiętać o dramatach, bez których te sukcesy nie byłyby możliwe. Co więcej, ta atmosfera udzieliła się także twórcom. A. Wajda podjął prace nad filmem o Katyniu, a na konkurs rozpisany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej napłynęły 62 prace na scenariusz filmu fabularnego o powstaniu warszawskim.

Pozornie proces odbudowy naszej pamięci i tożsamości (świadomie przypominam słowa będące tytułem książki autorstwa Jana Pawła II) przebiega pomyślnie i bez większych konfliktów. Na oczekiwania społeczeństwa odpowiedziały władze państwa, samorządów i środowiska twórców.

A jednak nie wszystkich cieszy taki rozwój wypadków. W ostatnich tygodniach ukazało się kilka pełnych emocji tekstów kwestionujących zasadność prowadzenia polskiej polityki historycznej nie tylko w kraju, lecz także poza jego granicami. I to pomimo wyraźnych sygnałów, że polityka historyczna Rosji i Niemiec przynosi tym krajom konkretne, geopolityczne sukcesy.

Ponieważ wśród autorów wspomnianych tekstów spotykamy tak ważne nazwiska, jak A. Michnik, czy M. Król, warto zastanowić się, dlaczego powrót Polaków do świadomego przeżywania i celebrowania własnej historii budzi sprzeciw?

Dlaczego ten sprzeciw?
Wynik tej debaty może bezpośrednio przełożyć się na zaniechanie lub przyśpieszenie realizacji tak ważnych projektów, jak powstanie Centrum Solidarności w Gdańsku, Muzeum Ziem Zachodnich we Wrocławiu czy Muzeum Historii Polski w Warszawie.

O co chodzi przeciwnikom wspierania przez państwo, władze samorządowe, instytucje publiczne i lokalne środowiska procesu budowania tożsamości narodowej poprzez pamiętanie o historii, niezależnie od tego, czy jej epizody były sukcesem, czy, z ludzkiego punktu widzenia – klęską. Zaniechanie przez władze III RP prowadzenia aktywnej polityki historycznej ułatwiło zadanie innym. To zburzenie muru berlińskiego i aksamitna rewolucja w Pradze stały się symbolami obalenia komunizmu, a nie strajk w Gdańskiej Stoczni i powstała w 1980 roku „Solidarność”. Putin zlekceważył polskiego prezydenta i rolę odegraną przez Polaków w zwycięstwie antyhitlerowskiej koalicji w trakcie moskiewskich uroczystości zakończenia II wojny światowej.

Dopiero od niedawna konsekwentnie przeciwstawiamy się używaniu przez liczne światowe media terminu „polskie obozy zagłady” i chcemy, by w rejestrze ONZ Auschwitz-Birkenau figurował jako „były nazistowski i niemiecki obóz”.

Wydawałoby się, że dzisiaj, gdy ważą się losy berlińskiego Centrum przeciw wypędzeniom i powracają pomysły restytucji własności dla niemieckich „wypędzonych” oraz groźby procesów o odszkodowania dla żydowskich właścicieli przedwojennych obligacji II RP, krytyka polskiej polityki historycznej jest nonsensem. Obecność w UE to świetna okazja, by wpisać w europejską tożsamość polskie doświadczenia walki z dwoma totalitaryzmami w czasie II wojny światowej i po niej. Przecież w czasach PRL trwałe ślady historycznej pamięci Polaków obecne były jedynie w kościołach i na cmentarzach. Czego obawiają się dzisiejsi przeciwnicy polskiej polityki historycznej?

A. Leszczyński (GW, 7 IV ) kojarzy ją wyłącznie z politykami PiS i traktuje jako wyraz ich wielkiego strachu przed „wyzwaniami nowoczesności”. Adam Michnik (GW, 28 V) sugeruje, że polska „nowa polityka historyczna” będzie podobna do rosyjskiej, gdzie pod wodzą Putina odradza się „agresywny nacjonalizm żądający zjednoczenia narodu wokół despotycznej władzy”. Natomiast M. Król w „Dzienniku” (19 VI) kwestionuje samo istnienie wspólnej, polskiej pamięci narodowej. Jego zdaniem, zarówno szlachtę w okresie rozbiorów, jak i olbrzymią część polskiego społeczeństwa w czasach PRL cechował oportunizm i zdrada. Dwuznaczność naszej historii od „co najmniej 1944 roku” i „liczne naganne fakty” wykluczają stworzenie czegokolwiek ponad „mity i iluzje”. Jednym słowem, „nie ma sposobu na przywrócenie domniemanego, jednolitego i silnego polskiego patriotyzmu. Polityka historyczna zakończy się porażką”.
Proponuję sprawdzić, czy obawy przeciwników polityki historycznej są uzasadnione i mimo wszystko podjąć pracę nad świadomym kształtowaniem naszej pamięci i tożsamości. Pierwsze w kolejności wyzwania to powstanie Centrum Solidarności w Gdańsku i Muzeum Historii Polski w Warszawie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.