Mit homofobii

Marcin Przeciszewski, redaktor naczelny Katolickiej Agencji Informacyjnej

|

GN 26/2006

publikacja 21.06.2006 13:47

Dawniej lewica charakteryzowała się prospołecznym programem gospodarczym. Dziś głównym punktem jej działań staje się obrona mniejszości homoseksualnych

Mit homofobii

Parlament Europejski 15 czerwca przyjął rezolucję, w której obok Belgii, Francji i Niemiec wymienia Polskę jako kraj, w którym nastąpił „wzrost nietolerancji powodowanej rasizmem, ksenofobią, antysemityzmem i homofobią”. Wywołało to gwałtowne protesty wielu polskich środowisk.

Wbrew faktom
Trzeba przyznać, że fakt monitorowania przez Parlament Europejski przejawów nietolerancji czy antysemityzmu jest rzeczą słuszną i wynika z dobrych intencji. Natomiast treść ostatniej rezolucji – w kontekście sytuacji w Polsce – jest głęboką pomyłką. Bo jakże można mówić o „ksenofobii” polskiego społeczeństwa dwa tygodnie po wizycie Benedykta XVI? Papież narodowości niemieckiej przyjmowany był tu równie gorąco co Polak w osobie Jana Pawła II. W całym kraju witały go plakaty z napisem: „Nasz papież Benedykt XVI”.

Podobnie jest z antysemityzmem. Być może jakieś jego pozostałości drzemią jeszcze w duszy tego czy owego Polaka. Natomiast w przestrzeni publicznej ujawnia się on w stopniu znacznie mniejszym niż w większości krajów Unii Europejskiej. O ile w ciągu ostatniego roku brutalnych aktów o podłożu antysemickim we Francji czy Włoszech było kilkadziesiąt, to w Polsce zaledwie jeden, w postaci napadu na rabina Michaela Schudricha. Zresztą napad ten – dokonany w przeddzień papieskiej wizyty w Auschwitz-Birkenau – był oczywistą prowokacją. Polskie służby specjalne wysunęły hipotezę, że być może nawet przeprowadzoną z inspiracji zagranicznej.

W świetle faktów nie da się również obronić zarzutu o rzekomej „homofobii” ze strony Polaków. Przecież zaledwie kilka dni temu odbyła się w Warszawie publiczna manifestacja środowisk homoseksualnych, która miała pokojowy przebieg. Żadne badania ani fakty nie potwierdzają też negatywnego stosunku naszego społeczeństwa do mniejszości homoseksualnych. Nie odnotowuje się również przejawów dyskryminacji kogokolwiek na tym tle.

Dyskryminacja czy obrona wartości
Najgroźniejsze jednak w cytowanej rezolucji nie są fałszywe oceny. Te dość łatwo jest sprostować na podstawie rzetelnych danych. Niebezpieczeństwo kryje się w zestawieniu na jednej płaszczyźnie rasizmu, antysemityzmu, ksenofobii i wspomnianej już homofobii. Pod tym ostatnim pojęciem autorzy rezolucji rozumieją prawdopodobnie toczącą się w Polsce dyskusję, która koncentruje się wokół pytania: czy powinny być dozwolone publiczne manifestacje mniejszości seksualnych, podczas których następuje wyraźna promocja zachowań homoseksualnych?

Dyskusja – czy podobne parady powinny mieć miejsce, czy należy ich zakazać – nie ma jednak charakteru dyskryminacyjnego wobec kogokolwiek, lecz jest przejawem poważnego sporu światopoglądowego. Trudno jest odmówić rodzicom prawa do tego, aby ich dzieci – za których wychowanie odpowiadają – nie musiały być wystawiane na nachalną propagandę obyczajowości sprzecznej z wyznawanym przez nich światopoglądem czy kodeksem moralnym. Wiadomo skądinąd, że podczas parad homoseksulanych dochodzi często do publicznego wyśmiewania zasad chrześcijańskiej moralności, z czym wiąże się wprost obrażanie uczuć religijnych. A tego wyraźnie zakazuje nasza Konstytucja i podstawowe akty prawne innych państw. Tak więc dyskusja ta – zarówno w wymiarze intelektualnym, obyczajowym, jak i prawnym – jest w pełni uzasadniona. A kwalifikowanie tego rodzaju debat jako faktów godnych potępienia pozostaje w sprzeczności z fundamentalnymi zasadami Unii Europejskiej. Przecież na swych sztandarach wypisuje ona wolność dyskusji i tolerancję wobec innych przekonań.

Kryzys Europy
Ostra krytyka przez Parlament Europejski rzekomej homofobii w Polsce i zestawianie jej z rasizmem czy antysemityzmem świadczy nie tyle o naszych problemach, co o poważnym kryzysie części elit UE. Wymienianie w jednym szeregu ataków na ludzi innej rasy czy religii z wątpliwościami wobec promocji zachowań homoseksualnych świadczy wyłącznie o zagubieniu tychże elit. W miejsce szacunku dla uniwersalnych wartości widzimy tu raczej objaw niczym nieuzasadnionej „poprawności politycznej” wobec lobby homoseksualnego, którego wpływy są dziś silne w europejskich elitach intelektualnych i politycznych.
Postawa taka odniesie skutek dokładnie przeciwny do zamierzonego. Nie przyczyni się do wzrostu postaw tolerancji w Europie, lecz spowoduje poczucie dyskryminacji w kręgach chrześcijańskich oraz w nowych krajach Unii. Nie wzmocni procesu integracji, lecz go osłabi.

Starczy uwiąd lewicy
Rezolucja ta – przeforsowana głosami lewicy – świadczy przede wszystkim o najgłębszym w historii kryzysie europejskiej lewicy. O ile bowiem przez dziesięciolecia lewica charakteryzowała się prospołecznym programem gospodarczym, o tyle dziś głównym punktem jej działań staje się obrona mniejszości homoseksualnych. Zaszczytne miejsce proletariatu zajęły teraz środowiska gejowskie. W tym kontekście coraz bardziej aktualna staje się potrzeba obrony ideowej tożsamości Europy i jej chrześcijańskich korzeni. Być może „homofobiczna” Polska ma w tym zakresie szczególnie pozytywną rolę do odegrania.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.