Polska pamięć

Władysław Bartoszewski, historyk, były minister spraw zagranicznych

|

GN 52/2005

publikacja 27.12.2005 13:53

Są sytuacje w życiu jednostek i narodów, w których odniesienie się do wartości moralnych stanowi jedyne wyjście.

Polska pamięć

Wigilie Bożego Narodzenia to dla bardzo wielu Polaków dni w historii ich życia wyjątkowe, bo w tych okolicznościach spotykają się na ogół rodziny, a myśl biegnie także do nieobecnych, którzy do wspólnego stołu wigilijnego nie zasiądą.

Dla ogółu ludzi wierzących wigilia wiąże się też ze świadomością historycznego wydarzenia w Betlejem – narodzin Pana. Jest wigilia dla wielu z nas powodem do refleksji i zadumy nad nami samymi, nad naszymi bliskimi, nad kondycją naszego społeczeństwa.

W grudniu 2005 roku przychodzi nam obchodzić wigilię bez obecności wśród nas, w ziemskim życiu doczesnym, Jana Pawła II. Ostatnim jego dziełem była niewielka książka „Pamięć i tożsamość”, zwracająca uwagę na znaczenie i potrzebę pamięci o przeszłości dla kształtowania naszej własnej identyczności, naszej ludzkiej i narodowej tożsamości.

Polskie doświadczenia
Polska była i pozostała uwarunkowana w swojej pamięci doświadczeniami historycznymi. Te doświadczenia historyczne to było życie w ciągu ponad stu lat pod trzema zaborami, ale też bardzo krótkie dwudziestolecie Polski niepodległej. Krótkie, bo jakże niewiele upłynęło czasu od wycofania się ostatniego obcego żołnierza (rok 1921) do przyjścia pierwszych obcych żołnierzy (rok 1939)? Mniej więcej osiemnaście i pół roku trwała nasza wolność, suwerenność narodowa, państwowa. Tylko jedno pokolenie wyrosło w tym czasie, ale światli Polacy mają i powinni to dwudziestolecie mieć w głowach, sercach, w swej pamięci historycznej. W pamięci nie tylko o utworzeniu wspólnego Wojska Polskiego, wspólnego, znakomitego polskiego szkolnictwa, znakomitych Polskich Kolei Państwowych, znakomitej Poczty Polskiej, która działała jak w zegarku.

Dwudziestolecie to też niezwykły rozwój dwóch „cudów” Polski. Jeden z nich to Gdynia, w której miałem okazję być jako dwunastoletni chłopiec w roku 1934, bo mój ojciec uważał, że elementem wychowania patriotycznego będzie zawiezienie chłopca na wakacje do Gdyni i pokazanie mu: tu była wioska, a ten port, te ulice, to wszystko myśmy zbudowali, tego nie było. To był polski cud gospodarczy. No i drugi: Centralny Okręg Przemysłowy. Wszystko tam było śmiało zaplanowane, tylko nie było czasu na zrealizowanie planów.

Dwie encykliki Piusa XI
A osąd tamtej epoki, bo od niego zależy w dużej mierze sprawiedliwy osąd późniejszych lat? Bez naszego odniesienia do II Rzeczpospolitej nie może być suwerennego odniesienia ani do Polskiego Państwa Podziemnego, ani sprawiedliwego odniesienia do III Rzeczpospolitej.

Myśmy na przykład mieli w czasie Polski międzywojennej, o czym dzisiejsi Polacy na ogół zupełnie nie pamiętają, najbardziej propolskiego od stuleci papieża: był nim Achilles Ratti, Włoch, Pius XI, który w latach 1919–1921 był nuncjuszem apostolskim w Warszawie. Pokochał Polskę, odprawiał Msze u świętego Aleksandra na placu Trzech Krzyży w Warszawie, jeździł do Częstochowy. Pius XI to był jedyny człowiek, który przewidział to, co może nastąpić, na kilkanaście miesięcy przed swą śmiercią, a zmarł w marcu 1939 roku.

W 1937 roku ogłosił dwie encykliki w odstępie jednego tygodnia. Obie były polityczne i kolejność tych tekstów była nieprzypadkowa. Pierwsza encyklika nosiła tytuł „Z palącą troską”, a wydana była nie po włosku, nie po łacinie, tylko po niemiecku, w oryginale „Mit brennender Sorge”. Była to encyklika, która wyrażała troskę z powodu tego, co dzieje się w hitlerowskich Niemczech. Było to jeszcze przed „nocą kryształową”. Jeszcze nikt nie mówił o żadnej wojnie, nie była inkorporowana Austria ani zagrożona Czechosłowacja. Tylko ten jeden jedyny mąż stanu na świecie ostrzegał Europę i Niemcy przed hitleryzmem. To było w jego oczach pierwsze zagrożenie.

A druga encyklika, „O bezbożnym komunizmie”, była ostrzeżeniem przed tym, co może nastąpić potem, i nastąpiło. Przecież to był prorok! Nikt, żaden polityk, tego nie potrafił zdefiniować. Pius XI to zdefiniował.

Pamiętny rok 1938
Niektórzy nie zdawali sobie sprawy z tego, co się dzieje. I oto przychodzi nader dramatyczny rok 1938 i czas dokonywania wyborów. Należę do generacji, do której należał również Jan Paweł II, która już w dorosłym wieku obserwowała bieżące wydarzenia polityki światowej. Trochę w radiu, a głównie w kronikach filmowych, bo co tydzień były kroniki filmowe w kinach. Więc: Chamberlain wychodzi z samolotu, w październiku 1938 roku w Londynie, i przy wiwatach tłumu mówi: „Mieliśmy do wyboru wojnę albo pokój, wybraliśmy pokój” i potrząsa tym zwitkiem z Monachium w powietrzu. Pamiętam to. Miałem wtedy niespełna siedemnaście lat. Z moimi kolegami rówieśnikami mówiliśmy do siebie: „Czy on zwariował, on uwierzył Hitlerowi?!”. Chłopcy nad Wisłą byli mądrzejsi od brytyjskiego premiera? Odpowiedział na to Chamberlainowi opozycjonista z jego własnej partii, konserwatywnej, Winston Churchill: „Mieliśmy do wyboru wojnę albo hańbę, wybraliśmy hańbę, a wojnę będziemy mieli później”. I dlatego jego to właśnie postawiono w roku 1940 na czele rządu brytyjskiego jako człowieka, który przewidział przyszłość.

Churchili nie był prorokiem, ale umiał myśleć i umiał odnieść się do hierarchii wartości.
Otóż to. Są sytuacje w życiu jednostek i narodów, w których odniesienie się do wartości moralnych stanowi jedyne wyjście. Przeżyłem dziewięciokrotnie Wigilię i święta Bożego Narodzenia w warunkach pozornie beznadziejnych – w niemieckich i komunistycznych obozach i więzieniach. W każdym z tych przypadków ratowała nas, dotkliwie, jak się wydawało, doświadczonych, wiara w sens tego, co jest nam dane przeżywać, i wartości, od których nie odstąpimy. Takie myśli powracają do mnie do dziś i sądzę, że nie tylko dla mnie mogą mieć znaczenie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.