Generał bez spoczynku

Wojciech Roszkowski

|

GN 33/2005

publikacja 16.08.2005 23:31

Czy można zestawiać nieopisane zbrodnie sowieckie na Polakachz urojonymi winami Polaków wobec Sowietów?

Generał bez spoczynku

Mało kto tak uosabia problemy z historią byłych ko-munistów jak ge-nerał Wojciech Jaruzelski. Spo-ry wokół jego osoby trwają od dawna i już się wydawało, że nic nowego w tej sprawie się nie wydarzy. Tymczasem przy okazji obchodów 60-lecia zakończenia II wojny światowej dostał on specjalne zaproszenie do Moskwy, otrzymał rosyjskie odznaczenie i udzielił kilku bulwersujących wypowiedzi.

Złote myśli generała
Generał tłumaczył się: „Kiedy idzie się na wesele, pogrzeb lub jubileusz – mówi się albo dobrze, albo wcale”. Najwyraźniej jednak nie zastosował się do swej maksymy, mówiąc w Rosji o Polsce także źle. Czy to była najlepsza okazja, by opowiadać bzdury o rzekomej groźbie wojny domowej ze strony „Solidarności”? Czy należało właśnie w Moskwie mówić, że każdy kraj ma też czarne karty historii, jak w przypadku Polski zajęcie Zaolzia? Czy jako czarną kartę w polskiej historii należy traktować rzekome polskie egzekucje krasnoarmiejców w 1920 r.? Generał plącze się w zeznaniach, a mimo to poucza, że „nie ma świętych polityków i świętych państw”. Czy to, jego zdaniem, trafna reguła w stosunkach polsko-sowieckich? Czy można zestawiać nieopisane zbrodnie sowieckie na Polakach z jakimiś urojonymi winami Polaków wobec Sowietów?

Jaruzelski pojechał rzekomo do Kraju Ałtajskiego, żeby „być przy grobie ojca”. „Mogiły powinny nas łączyć” – powiedział, wspominając grób swego ojca, który zmarł na zesłaniu. Problem w tym, że takie słowa wypowiada syn ofiary. Syn ten przez dziesięciolecia „harmonizował narodowe cele i interesy” ze Związkiem Sowieckim, który mu ojca zabił. Mogiły mogą łączyć, jeśli kryją ofiary wspólnej sprawy lub jeśli nad nimi nastąpiło pojednanie między dawniej walczącymi stronami. Czy można mówić o takim pojednaniu z Rosją, która dziś usprawiedliwia układ Ribbentrop–Mołotow, nie zauważa, że najazd na Polskę z 17 września 1939 r. był agresją i nie chce śledztwa w sprawie Katynia?

Poplątane losy
Problem w tym, że generał ma zasadnicze problemy z własną historią. Urodził się w katolickiej, ziemiańskiej rodzinie i do 15. roku życia zapowiadał się na zwykłego przedstawiciela tej warstwy społecznej. Wojna zmieniła wszystko. Deportacja, utrata ojczyzny, domu, ojca, wstąpienie do armii kościuszkowskiej i pełna afirmacja systemu sowieckiego. W obliczu wroga wybrał wolność, która stała się zniewoleniem duszy. Jak to się stało? Co wówczas grało w duszy młodego człowieka? Czy tylko strach?

Nie wiemy i pewnie się nie dowiemy, gdyż w obecnych wyznaniach generała nie ma już żadnego śladu prostolinijnego druha Jaruzelskiego z końca lat 30. ub. wieku Jest tylko zakłamanie.
Komentując rzeczywistość powojenną, generał powiedział: „Po II wojnie światowej naturalnie nasze miejsce było w Układzie Warszawskim, nie oceniam, czy to dobrze, czy źle”. Otóż to: dziś generał tego nie ocenia, ale przez całe dorosłe życie oceniał. Entuzjastycznie. Wedle odkrytego w Instytucie Pamięci Narodowej dokumentu, od marca 1946 r. Jaruzelski współpracował z Głównym Zarządem Informacji, najbardziej złowrogą instytucją terroru stalinowskiego. Generał skomentował to z rozbrajającą szczerością: „Z natury rzeczy nie mogę wykluczyć, że miałem wtedy różnego rodzaju rozmowy i kontakty z przedstawicielami kontrwywiadu, bo to było naturalne w takiej sytuacji”.

Generał już nas przeprosił za swe działania w stanie wojennym. Przeprosił, ale uważa, że miał rację. Zapewne rację miał też, w swojej opinii, kiedy bronił sowieckich „doradców” z armii i bezpieki PRL, wysłanych do ZSRR w 1956 r., gdy pomagał usuwać z wojska oficerów z Armii Ludowej, przywróconych do służby po Październiku 1956 r., gdy dzięki poparciu generałów z Armii Czerwonej – Bordziłowskiego, Urbanowicza i Kokoszyna – awansował w strukturach „ludowego” Wojska Polskiego, gdy w nagrodę za zorganizowanie polskiego wkładu w inwazję Czechosłowacji w 1968 r. został ministrem obrony, gdy w grudniu 1970 r. wykonywał rozkaz Władysława Gomułki o strzelaniu do robotników Wybrzeża oraz gdy w obronie strupieszałego systemu władzy zabił nadzieje „Solidarności” w grudniu 1981 r.Nie mówiąc już o śmiertelnych ofiarach stanu wojennego.

Na zarzuty o zdradę dyplomatyczną, podniesione przez Jarosława Kaczyńskiego, generał zareagował ucieczką w chorobę. Wszelkie słowa krytyki przyjmuje jako nieusprawiedliwione ataki nienawiści, która ma na celu zaszkodzenie jego zdrowiu. Wie, jak szkodzi nienawiść, której służył.

Kto przebaczy generałowi?
Ten człowiek wydaje się niereformowalny. Czy należy mu wybaczać? Każdy oczywiście może indywidualnie zdobyć się na taki akt wielkoduszności. Ale to nie zmieni oceny postawy generała ani w PRL, ani obecnie. Wybacza się przecież winy. Co mamy wybaczać, jeśli generał nie poczuwa się do nich? Zatwardziałość serca to straszne schorzenie. A może to strach przed spojrzeniem prawdzie w oczy? Lub może strach przed tym, co znajduje się w archiwach moskiewskich? Pozostaje życzyć generałowi, by się pod koniec życia uspokoił i opamiętał.

Inna sprawa to nadal duża popularność generała wśród Polaków. Z niedawnej ankiety Pracowni Badań Społecznych wynika, że aż 51proc. ankietowanych uważa Jaruzelskiego za kompetentnego polityka, 43 proc. – za uczciwego człowieka, a 54 proc. – za patriotę. To tylko dowód na to, że ta część polskiego społeczeństwa, która generała broni, nie ma żadnych drogowskazów moralnych, że żyje według dawnego strachu i nienawiści, lub że lubi być bita i oszukiwana. To żywy owoc gwałtu Hitlera i Stalina na Polsce.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.