Amnezja i arogancja

Władysław Bartoszewski, historyk, były minister spraw zagranicznych

|

GN 32/2005

publikacja 16.08.2005 14:46

Wszyscy tęsknimy do ludzi z autorytetem, których możemy szanować i obdarzać zaufaniem – zwyczajnie: ludzi uczciwych i rozsądnych.

Amnezja i arogancja

Amnezja, słowo pochodzenia greckiego, oznacza po polsku tyle co niepamięć. Zjawisko to jest znane w medycynie, gdy np. na skutek zapalenia mózgu albo urazu głowy z utratą przytomności osoba tym dotknięta nie może przypomnieć sobie pewnych przebytych zdarzeń, a nawet całych okresów swojego życia. Jest to niewątpliwie przypadłość ciężka dla pacjenta, niekiedy nawet tragiczna dla całej rodziny. Odnosimy się do takich przypadków ze zrozumiałym współczuciem.

Dziura po Peerelu
Jak jednak odnosić się należy do dziwnych przypadków niepamięci zbiorowej? Amnezji całych grup osób czy nawet środowisk, które bynajmniej nie doznały urazu głowy ani nie cierpiały na zapalenie mózgu, ale dotknięte są nagłą i zupełną niepamięcią o przeszłości? Dotyczy to zarówno niepamięci przeżytych faktów historycznych, jak i – co dziwniejsze – własnego w nich udziału, własnych słów, czynów, zachowań. Zjawiska takie występują szczególnie często w okresach przedwyborczych, gdy pewni ludzie ubiegają się o zaufanie współobywateli dla swojej partii, swojej grupy, a właściwie dla siebie. W konkurencji międzypartyjnej i konkurencji między poszczególnymi kandydatami do parlamentu nie ma nic niewłaściwego, co więcej – prawo każdego obywatela do ubiegania się o zaufanie innych należy do reguł demokracji.

W swojej ważnej książce „Pamięć i tożsamość”, wydanej zaledwie na kilka tygodni przed śmiercią, Jan Paweł II z naciskiem jednak przypomina „prześladowania wszystkich osób niewygodnych dla ustroju; na przykład kombatantów września 1939 roku oraz żołnierzy Armii Krajowej po II wojnie światowej, a także przedstawicieli inteligencji, którzy nie podzielali światopoglądu marksistowskiego czy nazistowskiego”. Wielki Polak Karol Wojtyła, któremu przyszło żyć w warunkach deprawującej dyktatury, wraz z całym narodem, od 1939 do 1978 r. mówi też jasno o rodzaju prześladowań, których doznawaliśmy: „Chodziło tu zazwyczaj o eliminację w wymiarze fizycznym, ale czasem także moralnym: mniej lub bardziej drastycznie osoba była pozbawiana przysługujących jej praw”. Któż z nas nie zetknął się w czasach PRL z taką praktyką?

Pycha rodzona
Dziś jednak dotknięci chorobą niepamięci niektórzy kandydaci na posłów, senatorów lub – co gorsza – na stanowisko głowy państwa nie podlegają najwidoczniej regułom rozsądku i normom zdrowia psychicznego. Odnoszą się z dziecięcą niewiedzą do przeszłości własnej i swych towarzyszy ideowych.
Z jednym słowem na literę „a” – amnezja wiąże się w konsekwencji inne słowo i pojęcie na literę „a” – arogancja. I tu miewamy do czynienia z kompletnym lekceważeniem faktów i ludzi, których najwyraźniej uważa się za głupców, bo wszak tylko głupcom wszystko wmówić można.

Jeden z kandydatów do najwyższego urzędu w państwie głosi wręcz swoją ponadpartyjność i zupełnie luźny związek z życiem politycznym, mimo że od kilkunastu lat reprezentował swoje postkomunistyczne środowisko ideowe na kilku szczególnie eksponowanych stanowiskach państwowych, włącznie z funkcją drugiej – według naszego porządku konstytucyjnego – osoby w Rzeczypospolitej Polskiej.

Inny kandydat powołuje się wprawdzie jasno na Boga i Ojczyznę, ale ma w swym życiorysie bardziej niż dwuznaczne karty współdziałania z systemem komunistycznym w szkodzeniu osobom czynnym w opozycji przeciw systemowi ucisku, ale mającym inne poglądy. Nieodłącznym rodzeństwem arogancji jest pycha, pewność siebie, lekceważenie wszelkich zasad i wartości, także tych, którymi posługuje się niekiedy na transparentach.

Głos do głosa
Każdy z nas, dorosłych obywateli Rzeczypospolitej, będzie miał we wrześniowych i październikowych wyborach jeden głos. Tylko jeden głos, i aż jeden głos. Ponosimy odpowiedzialność moralną za to, w jaki sposób skorzystamy z prawa wyborczego, które powinniśmy zarazem uważać za obywatelski obowiązek. Chyba wszyscy tęsknimy do ludzi z autorytetem, których możemy szanować i obdarzać zaufaniem – zwyczajnie: ludzi uczciwych i rozsądnych.

Mamy jeszcze kilka tygodni czasu na refleksję. Nie zlekceważmy tej szansy, która jest nam dana, abyśmy w kilka miesięcy po wybraniu nowego parlamentu i nowego prezydenta Rzeczypospolitej nie czuli gorzkiego rozczarowania. I wystrzegajmy się nade wszystko kandydatów na stanowiska dotkniętych niepamięcią (amnezją) na temat własnych czynów i smutnego dziedzictwa własnego środowiska politycznego oraz kandydatów arogantów, pewnych siebie pyszałków, nawet jeśli są gładcy jak wąż i układni jak angielscy dżentelmeni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.