Polski hydraulika sprawa europejska

Wojciech Roszkowski

|

GN 25/2005

publikacja 22.06.2005 20:00

Unia funkcjonowała, i będzie funkcjonować, bez tysięcy barokowych zapisów nieboszczki konstytucji europejskiej

Polski hydraulika sprawa europejska

Wieloletni plan budżetowy, czyli tak zwana perspektywa finansowa, uchwalona właśnie przez Parlament Europejski, był dyskutowany w szczególnym momencie. Francuzi i Holendrzy w większości odrzucili traktat konstytucyjny. Zemściła się praktyka rządów obarczania winą za własne problemy innych krajów i Unii. Przyszła godzina prawdy co do nieczytelnego traktatu, mieszającego prawa z nadziejami i marzeniami, nie zawsze zresztą zdrowymi.

Należy pamiętać, że Parlament jest ciałem współtworzącym budżet Unii wraz z Komisją i Radą. Komisja Europejska opracowała dość ambitny program na lata 2007–2013, ale Rada Unii nie może ciągle uzgodnić wspólnego stanowiska w sprawie pułapów zobowiązań i płatności, a niektórzy płatnicy netto, jak Niemcy i Francja, dążą do maksymalnego ograniczenia budżetu. Parlament Europejski obradował, nie wiedząc, czy Rada dojdzie do porozumienia i czy postawa głównych państw członkowskich nie ulegnie dalszemu usztywnieniu. Mimo to coś trzeba było postanowić.

Postrach dzieci
Ujawniły się pokłady pretensji do Unii, i to pretensji rozbieżnych. Francuzi uznali, że Unia niedostatecznie broni ich miejsc pracy. Holendrzy – że odbiera suwerenność, nie dając nic w zamian. Brytyjczycy podkreślają, że Unia przeregulowuje gospodarkę i kosztuje zbyt wiele. Co więcej, Londyn nie chce zrezygnować z wywalczonych jeszcze przez Margaret Thatcher zwrotów swojej składki członkowskiej (tzw. rabat brytyjski). A winę za niepowodzenie tych rozbieżnych strategii zwala się często na nowe państwa członkowskie.

Na legendarnego polskiego hydraulika, który pracuje solidnie i tanio, choć występuje we Francji nadal dość rzadko, a którym straszy się dzieci i młodzież szukającą tam pracy. Zamiast na serio podjąć reformy gospodarcze, Francja i Niemcy w istocie realizują starą utopię: „od nas – według możliwości, nam – według potrzeb”. W rezultacie pieniędzy unijnych jest za mało, a może być jeszcze mniej.

Mniejsze zło
Projekt perspektywy finansowej, wypracowany przez komisję nadzwyczajną Parlamentu Europejskiego na podstawie raportu niemieckiego posła Rei-nera Boege, obniżył płatności do poziomu 1,07 proc. dochodu narodowego krajów członkowskich (wobec 1,14 proc. w projekcie Komisji), co było próbą kompromisu w stosunku do tendencji panujących w Radzie (0,98 proc. lub mniej).
Raport należało więc poprzeć jako „mniejsze zło”. Oczywiście nie przesądza to, czy nie będziemy musieli przełknąć jeszcze gorszego stanowiska Rady. Notabene, zdumienie budzi gorące przyjęcie minimalistycznego stanowiska Rady przez premiera Marka Belkę. Nie pierwsza to, choć może już jedna z ostatnich, wpadka szefa polskiego rządu. Niepokój budzi wiązanie siedmioletniej perspektywy z reformą „środków własnych” Unii. To zapowiedź podatku europejskiego. A także „współfinansowania rolnictwa”, które na razie nie grozi Polsce dodatkowymi obciążeniami, ale może być pierwszym krokiem do ograniczenia wspólnej polityki rolnej.

Obwinianie lepszych
Wiele wskazuje na to, że Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Holandia i inne kraje obstające za minimalnym budżetem nie ustąpią. Wtedy sprawa planu finansowego Unii na lata 2007–2013 pozostanie w zawieszeniu jeszcze długo. Niemcy na pewno nie ustąpią przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Brytyjczycy zaś łatwo nie oddadzą swego rabatu.

Wszystko to składa się na niewesoły i niejasny obraz. Unia funkcjonowała, i będzie funkcjonować, bez tysięcy barokowych zapisów nieboszczki konstytucji europejskiej. Sytuacją po fiasku referendum francuskiego i holenderskiego zajmie się najbliższy, czerwcowy szczyt Unii. Bogatsze państwa członkowskie tracą jednak ochotę do jej finansowania, zaś obywatele wielu krajów tracą zaufanie do Unii. To wynik aroganckich i oderwanych od rzeczywistości działań polityków.

Czyż nie są dowodem braku szacunku dla obywateli francuskich pojawiające się wezwania do powtórnego głosowania nad traktatem, który został już odrzucony? Czyż nie jest iluzją powtarzanie sloganów o pomocniczości, gdy nadmiernie i często niepotrzebnie rozdęte państwo socjalne, na przykład w Niemczech i Francji, bliskie jest bankructwa? Czyż nie jest paradoksem, że kraje dążące do szybszej integracji oszczędzają na Unii? Czyż nie jest ironią losu fakt, że „stara Europa”, z Francją na czele, chciała tworzyć jądro Unii „większej prędkości”, podczas gdy jej tempo wzrostu gospodarczego było słabsze od pozostałych krajów Unii? Czyż nie jest iluzją strategia lizbońska, zmierzająca do podnoszenia konkurencyjności wyrobów unijnych, zagłuszana przez demagogiczną wojnę z wolnym rynkiem? I cóż winien jest polski hydraulik, cóż winne są narody tych krajów, które poczyniwszy konieczne reformy, zaczęły się rozwijać szybciej i są bardziej konkurencyjne?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.