Prorok, który był, jest i będzie

Wojciech Roszkowski

|

GN 17/2005

publikacja 27.04.2005 07:23

Wiara Jana Pawła II była wiarą człowieka pokornego. Była to wiara, która rzucała na kolana tych, którzy byli jej najbliższymi świadkami

Prorok, który był, jest i będzie

Bóg najczęściej mówi do nas cicho. Mówi przez piękno gór, kwiatów, słońca i deszczu, przez ludzką zdolność odczuwania ich piękna, przez naszą możliwość używania słów „wieczność” i „nieskończoność”. Mówi cicho, bo szanuje naszą wolność, bo nie istnieje zasługa bez wolności i bez wysiłku.

Czas na proroka
Świat dzisiejszy tonie w hałasie i mgle, gdyż źle używając wolności, człowiek zaczął się uznawać za twórcę własnych dziejów i wszystkich kryteriów ocen. Czesław Miłosz napisał kiedyś:
We mgle nad miastami
błyszczy Złoty Cielec
Bezbronne tłumy biegną,
składają ofiarę
Z własnych dzieci skrwawionym
ekranom Molocha.

Czyż nie taki hałas robią zwolennicy wolności wyboru zabijania? Czyż nie podobnie awanturują się bojownicy o prawa człowieka, którzy zaprzeczają, by miał on jakąkolwiek naturę? Czyż nie taką mgłę tworzy swoimi głupstwami w masowych nakładach „Kodu Leonarda da Vinci” Dan Brown? Czyż nie są winne dzisiejszego zamieszania ekrany pełne ludzi żądających wyboru takiego Boga, który by pozwalał im na wszystko, a więc naprawdę – Molocha?

Bóg prawdziwy, „Jam jest, Którym jest”, od czasu do czasu rzuca nam jednak snop światła, czasem posyła proroka. Kto ma uszy do słuchania, niech słucha. Komu nawet cuda proroka nie otworzą uszu ani oczu, któż mu pomoże? Może czekać na następny cud, ale czy doczeka?

Czas Słowiańskiego Papieża
Przez ostatnie 27 lat byliśmy świadkami niezwykłych zdarzeń. W szarzyźnie, beznadziejności i upadku duchowym PRL pojawił się Słowiański Papież, który wyprowadził nas z domu niewoli. Co więcej, szedł on przez świat, wzywając ten świat złotych cielców, by nie bał się zajrzeć w głąb duszy i otworzyć na cichy głos Boga. Dając osobisty przykład wiary, nadziei i miłości, Papież pociągał za sobą nieprzebrane tłumy wiernych, a nawet wątpiących i niewierzących. I te same nieprzebrane tłumy towarzyszyły mu w umieraniu. Byliśmy wszyscy świadkami działalności proroka, któremu się sprzeciwiano, ale który pozyskał dla Boga tak wiele dusz, jak mało który dotąd. Proroka, który najbardziej wpłynął na wydarzenia ostatnich dekad dziejów świata.

Podziwialiśmy mądrość papieża, jego dobroć, jego sposób mówienia, jego medialność, jego niestrudzoną wędrówkę po ponad stu krajach. Skąd brała się w nim ta siła? Przede wszystkim z wiary i modlitwy. Niezwykłe talenty, którymi obdarzył go Bóg, a które umocnili w nim rodzice, a szczególnie – po przedwczesnej śmierci matki – ojciec, rozwijał Jan Paweł II, jeszcze jako Karol Wojtyła, zmagając się z przeciwnościami, które niejednego mogłyby powalić: strata wszystkich najbliższych, wojna i okupacja. Jego wiara, jego bezgraniczne zaufanie Bogu, pozwoliły mu nie tylko przetrwać, ale z pomocą opiekunów duchowych powiązać rozliczne talenty z niebywałą dyscypliną i pracowitością.
Wiara Papieża wynikała z najgłębszego przekonania, że życie jest darem. Każde życie. W związku z tym jest ono zobowiązaniem i trzeba je zawsze widzieć w perspektywie ostatecznej. Wiara Papieża była wiarą proroka, filozofa, męża opatrznościowego, ale także zwykłego człowieka, którzy powinien stale czuwać, „bo nie wie, kiedy Pan przybędzie”. Była wiarą człowieka pokornego, który dziękuje współpracownikom i który przeprasza, jeśli komukolwiek zawinił. Była to wiara, która rzucała na kolana tych, którzy byli jej najbliższymi świadkami. Mówił o tym ostatnio pięknie fotograf Ojca Świętego, Arturo Mari. Tylko w perspektywie wiary można naprawdę zrozumieć fenomen Jana Pawła II.

Czas na egzamin„z Papieża”
Ks. Marek Hajdyta z Trzebini powiedział niedawno: „Zakończyło się nauczanie, zaczął się egzamin”. Jedne z ostatnich słów Ojca Świętego brzmiały: „Szukałem was, a teraz do mnie przyszliście”. Powiedział to nam wszystkim, którzy byliśmy świadkami jego pontyfikatu. Przyszliśmy tłumnie. Była młodzież, byli ludzie w sile wieku, byli staruszkowie, dzieci na rękach rodziców, byli zakonnicy i szalikowcy, dziennikarze i intelektualiści, byli biskupi, księża i więźniowie. Byli, choć w różnej mierze, przedstawiciele rozmaitych narodów.

Najliczniej stawili się Polacy, jakby wychodząc na spotkanie Ojcu Świętemu w jego ostatniej pielgrzymce. Przeżyliśmy wielkie rekolekcje. Zobaczyliśmy się na nowo, jak wtedy, w czerwcu 1979 r. Wszyscy pytamy: co z tego pozostanie? Teraz to już zależy od nas samych. Czujemy nowego ducha wśród wiernych, zwłaszcza wśród młodzieży, jest wiele zapału wśród księży. Znajdźmy jak najwięcej form utrwalenia dziedzictwa Ojca Świętego. Jego śmierć boli, tak jak boli śmierć kogoś najbliższego, ale jest także wielkim wezwaniem do nadziei i do pracy.

Największym bodaj cudem Jana Pawła II jest to, że nie da się, tak jak tego oczekują niektórzy ludzie, sporządzić bilansu jego pontyfikatu. Jak powiedziała pewna uczestniczka modlitewnych czuwań, „ten Papież był, jest i będzie”. Już się nie odstanie. Rozmiary jego dzieła są doprawdy zdumiewające. I wszystkich nas zobowiązują. Pamiętajmy o tym, że, jak powiedział kard. Joseph Ratzinger, Jan Paweł II przygląda się nam z okna domu Ojca. Będzie nas na pewno stamtąd wspomagał, ale bez naszego udziału nic się nie stanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.