Ukraina bliżej UE?

Jacek Dziedzina

Przyznanie Ukrainie statusu kandydata do UE mogło mieć pewną wartość moralną jeszcze w marcu. Dziś to wstydliwa, a nadal niewiele kosztująca politycznie próba zmazania „hańby z Wersalu”.

Ukraina bliżej UE?

Tego określenia – „szczyt hańby” – użyli niemieccy publicyści po marcowym szczycie UE w Wersalu. „Co pozostało po pompatycznie zainscenizowanym szczycie wersalskim szefów państw i rządów UE? Z przykrością trzeba jasno powiedzieć: był to szczyt hańby" – napisał „Die Welt”. Unijni przywódcy już wtedy mogli wykonać prosty gest: przyznać Ukrainie status kraju kandydującego do UE. Zablokowały to Niemcy i Holandia (przy cichym, choć czytelnym wsparciu Francji). Niemiecki dziennik skrytykował za to kanclerza Olafa Scholza, który kolejny raz w trwającym kryzysie na Ukrainie nie skorzystał z okazji, by pokazać się jako mąż stanu. „Przyznanie Ukrainie statusu kraju kandydującego do UE byłoby bardzo proste. Mogłoby to dać 44 milionom Ukraińców ogromny impuls do walki o przetrwanie, dodać im otuchy i okazać szacunek dla ich oporu”, trzeźwo zauważył publicysta „Die Welt”. „Zamiast tego Scholz, Rutte & co. trzymali się formalności: powinny obowiązywać zasady, Komisja Europejska powinna przede wszystkim wydać opinię zgodnie z odpowiednimi postanowieniami traktatów. Niestety, ten zimny technokratyczny styl to także ukłon w stronę Putina" – dodał.

Czytaj też: Czy jesteśmy gotowi na wojnę?

Po co przypominać ten niechlubny szczyt, skoro wszystko wskazuje na to, że dziś Rada Europejska (czyli przywódcy krajów unijnych) przyzna wreszcie Ukrainie status kandydata? Bo zanim ktoś zechce z tej okazji otwierać szampana, trzeba powiedzieć jedną rzecz: to nie jest już w tym momencie najbardziej potrzebny Ukrainie gest ze strony Zachodu. Tak, Ukraińcy zapewne będą dziś świętować, bo z ich perspektywy nawet tak spóźniony krok jest jak kropla wody na wyschnięte usta. I jest potwierdzeniem słuszności walki, którą de facto toczą od blisko 9 lat, licząc od Euromajdanu w listopadzie 2013 roku. Tyle tylko, że ci sami Ukraińcy rozumieją, że dziś najbardziej potrzebują realnego militarnego wsparcia, które pozwoli zwyczajnie pokonać agresora. Bez tego wszelkie perspektywy członkowstwa w UE (powiedzmy sobie szczerze: i tak bardzo odległego, jeśli w ogóle) nie mają większego znaczenia. Wiedzą o tym również decydenci największych krajów unijnych – Francuzi mówią otwarcie, że Ukraina wstąpi do UE nie wcześniej niż za 20 lat.

Czytaj też: Dziurawy parasol Ameryki

Dlatego dzisiejsza decyzja RE nic nie kosztuje. Tym większym zaniedbaniem był brak tego gestu już w marcu, gdy rosyjska agresja na pełną skalę dopiero się zaczynała. Wtedy to mogło mieć o wiele większą siłę rażenia jako wsparcie moralne dla walczącego z najeźdźcą narodu. Dziś ze wstydem Unia nadrabia tamto zaniedbanie. Chociaż mam wątpliwość, czy w Berlinie, Paryżu i paru innych stolicach na pewno wstyd wchodzi w grę. Daję głowę, że po dzisiejszej decyzji przywódcy wyjadą raczej mocno zadowoleni z siebie, że zrobili już wszystko dla walczącej o przeżycie Ukrainy.

Ukraina bliżej UE?   Demonstracja przed siedzibą Rady Europejskiej w Brukseli PAP/EPA/STEPHANIE LECOCQ