Działania zamiast dobrych chęci

GN 25/2022

publikacja 23.06.2022 00:00

– Winnych trzeba ukarać, ale stosowanie odpowiedzialności zbiorowej jest zachowaniem niegodnym – mówi s. Cecylia Belchnerowska CMBB.

Działania zamiast dobrych chęci archiwum serafitek

Agata Puścikowska: Jak odbiera Siostra sytuację związaną z kryzysem w DPS w Jordanowie?

S. Cecylia Belchnerowska: Niewątpliwie tekst o DPS w Jordanowie jest wstrząsający. Jeśli zło zostało popełnione, należy ukarać winnych: zarówno siostry, jak i personel ośrodka. Natomiast na wyrok należy poczekać, na razie go nie ferować. Trzeba też otoczyć podopiecznych ośrodka w Jordanowie pomocą. Tymczasem mam wrażenie, że zapomina się o ofiarach, a skupia na awanturze medialnej. Komentarze wokół całej sprawy, zamiast iść w kierunku rozwiązania problemu, poszły w stronę nagonki medialnej na wszystkie ośrodki prowadzone przez siostry zakonne. Znam świetnie prowadzone ośrodki, w których podopieczni są kochani, a teraz o tych samych miejscach czytam, że „zakonnice każą się pięć razy modlić, biją dzieci i nie potrafią zapewnić należytej opieki”. Piszą to ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia o funkcjonowaniu zakonnych domów pomocy społecznej, ale dają sobie prawo oceny, obrażania nas i wrzucania wszystkich do jednego worka. Wprowadzanie odpowiedzialności zbiorowej nie jest roztropne.

Dyrektywy unijne mówią jasno: placówki całodobowe dla dzieci powinny zniknąć.

To prawda. I idea co do zasady jest słuszna. Osoba niepełnosprawna powinna być otoczona odpowiednią opieką w środowisku, z którego pochodzi. Najpierw więc profilaktyka, potem zapewnienie bezpieczeństwa podopiecznym w miejscach bliskich i znanych, a w ostateczności placówka. I jeśli w praktyce uda się to zorganizować w ten sposób, będzie to idealne rozwiązanie. Dokument „Strategia rozwoju usług społecznych”, nad którym obraduje już Rada Ministrów, brzmi sensownie. Trzeba jednak czekać, w jaki sposób będzie realizowany. Nie wyobrażam sobie, by działo się to bez realnej wiedzy o kondycji domów pomocy społecznej, a ważne decyzje podejmowane były pod presją mediów, w atmosferze zbiorowej histerii.

Dlatego zainicjowała Siostra ankietę wśród dyrektorek zakonnych ośrodków?

Zrobiłam to już kilka miesięcy temu, gdyż mam absolutną pewność, że aby coś zmieniać i usprawniać, trzeba mieć obiektywną wiedzę na ten temat. Zakony żeńskie w Polsce prowadzą 56 domów pomocy społecznej dla osób niepełnosprawnych intelektualnie. Wszystkie te domy otrzymały ankiety, które miały pokazać, na ile są otwarte na deinstytucjonalizację i na ile już wprowadzają zalecenia unijne. Otrzymałam zwrot ankiet z 50 domów. Powstał więc realny, obiektywny obraz ośrodków i sposobu ich prowadzenia. I powiem to jasno: ośrodki zakonne w większości działają bardzo dobrze i w zgodzie z nowoczesnymi, unijnymi zaleceniami. Co więcej, często są awangardą wśród tego typu placówek. Tymczasem w dyskusji medialnej o deinstytucjonalizacji DPS pada wciąż argument, że ośrodki powinny być małe i kameralne, a te zakonne są przedstawiane jako przestarzałe i niefunkcjonalne. Jak jest naprawdę? Dyrektywy unijne mówią np. o tym, że ośrodki nie powinny liczyć więcej niż stu mieszkańców. Okazuje się, że z pięćdziesięciu badanych domów zakonnych tylko w pięciu mieszka ponad stu podopiecznych. A i te deklarują chęć zmniejszenia ośrodka. Najwięcej DPS-ów zakonnych opiekuje się 50–60 osobami.

A jeśli chodzi o ośrodki dla dzieci i młodzieży?

Siostry zakonne prowadzą 23 ośrodki wyłącznie dla dzieci i młodzieży. Przebywa w nich 37 dzieci w wieku od urodzenia do 5 lat. 427 podopiecznych to dzieci w wieku od 6 do 18 lat. Natomiast ponad 900 osób liczy od 19 do 30 lat. Z danych, które otrzymałam w ankiecie, wynika, że w ogromnej większości są tam zapewnione warunki kameralne, a dzieci otrzymują wszechstronną opiekę i rehabilitację. Nawet jeśli sam ośrodek opiekuje się łącznie np. 60 dzieci, to są one podzielone na tzw. rodzinki, czyli kilku-, kilkunastu podopiecznych ma osobne miejsce, mieszkanko, tych samych wychowawców i opiekunów, bywa, że osobną kuchnię etc.

Przeciwnicy DPS-ów dla dzieci mówią, że dzieci niepełnosprawne powinny być wychowywane w rodzinach, a jedynie wspierane przez specjalistów.

I oczywiście mają rację. W praktyce jednak wygląda to tak, że większość przyjmowanych chociażby przez nasz Dom św. Rocha niemowląt nie pochodzi z rodzin biologicznych. Niegdyś były u nas wyłącznie dzieci od 3. roku życia. Od ośmiu lat jednak przyjmujemy również niemowlęta. Dlaczego? To nie nasz wymysł, lecz potrzeba i efekt próśb personelu szpitali dziecięcych. Dzieci niepełnosprawne pozostawione w szpitalach nie powinny być pozbawione miłości i właściwej opieki! A tak się działo, więc dzieci leżały latami w ciasnych, szpitalnych łóżeczkach. Dlatego zarówno mój dom, jak i 19 z 23 badanych, żeby temu zaradzić, przyjmuje maluchy nawet kilkutygodniowe. Nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć, jak ważna jest od początku życia dziecka niepełnosprawnego rehabilitacja, wczesne wspomaganie rozwoju. Przy części DPS-ów działają ośrodki rewalidacyjno-wychowawcze, które zajmują się dzieckiem kompleksowo. System nie jest w stanie takich dzieci umieścić w rodzinach zastępczych, w tym w specjalistycznych rodzinach zastępczych, bo jest ich zbyt mało.

Ale akurat Wam, serafitkom, udaje się dla wielu dzieci znaleźć dom. Jak to się dzieje?

Faktycznie, z ogromną energią i przeróżnymi metodami szukamy im rodzin zastępczych i adopcyjnych. Dajemy ogłoszenia, szukamy wśród przyjaciół, znajomych, personelu, poprzez media. Na przestrzeni ośmiu lat pracy przyjęłam do DPS 23 niemowląt i małych dzieci, z czego w pieczy zastępczej udało się umieścić ośmioro z nich, a czworo zostało adoptowanych. Jednak nie dzieje się to przy wsparciu tzw. instytucji, więc nie może być powszechne w wielu ośrodkach.

Skąd pochodzą starsze dzieci, którymi opiekują się domy pomocy społecznej?

Z danych statystycznych z lat 2012–2021 wynika, że 12 proc. wszystkich podopiecznych pochodzi z rodzin zastępczych. Można więc mówić o sytuacji odwrotnej, niż opisują media: to istniejące rodziny zastępcze, z wielu powodów, przekazują chore dzieci do DPS-ów. I proszę, by tych rodzin źle nie oceniać. Opieka nad niepełnosprawnymi dziećmi to ciężka praca. Taka decyzja nie wynika ze złej woli, lecz najczęściej z bezradności i konieczności. Natomiast największa grupa dzieci trafia do DPS-ów z rodzin biologicznych – to aż 43 proc. wszystkich podopiecznych. Pozostałe dzieci są przyjmowane bezpośrednio ze szpitali, z pogotowia rodzinnego, innych ośrodków opiekuńczo-wychowawczych. Spośród dzieci, które trafiają do DPS-ów z rodzin biologicznych jedynie ok. 20 proc. pochodzi z rodzin kochających i dbających o dziecko, a pozostałe 80 proc. z rodzin trudnych. Pokazuje to, że i rodziny biologiczne, dbające i oddane, czasem też zmuszone są powierzyć nam swoje dzieci, bo nie każdy rodzic jest w stanie latami opiekować się np. dzieckiem z silnym autyzmem, z różnymi innymi problemami, jak chociażby autoagresją i agresją. I trzeba to uszanować, otoczyć takie rodziny wsparciem, tym bardziej że to zawsze trudna decyzja, a nawet najbliższe otoczenie potrafi wytykać palcami i piętnować. Natomiast ogromna większość naszych dzieci pochodzi ze środowisk bardzo dysfunkcyjnych. Bywa, że dopiero w DPS-ach dzieci zaczynają być diagnozowane, rehabilitowane, dobrze karmione i otrzymują wsparcie emocjonalne. Trafiają do nas z nakazu sądu, gdyż były maltretowane, głodzone, wykorzystywane seksualnie. Próby umieszczenia ich w rodzinach zastępczych nie powiodły się.

Przedstawiła Siostra te dane na przykład Ministerstwu Rodziny?

Wielokrotnie prosiłam o spotkanie. Żeby mówić o deinstytucjonalizacji, trzeba realnej wiedzy, a nie wyłącznie dobrych chęci. Jak można mówić o likwidacji DPS-ów, jeśli brakuje rodzin zastępczych wyspecjalizowanych? Jeśli nie ma dobrych przepisów prawnych, które skłaniają do zostawania takimi rodzinami? Żeby ludzie chcieli podejmować tak trudną pracę, muszą mieć wielkie wsparcie państwa, gwarantowaną opiekę wytchnieniową, doskonale działających asystentów rodziny, gwarantowaną rehabilitację i dostępnych specjalistów. To wszystko nie działa! Musi istnieć też sieć mieszkań chronionych dla niepełnosprawnych dorosłych. Program deinstytucjonalizacji musi tworzyć przepisy proste i funkcjonalne, a nie wciąż mnożące się biurokratyczne problemy. Przedłożyłyśmy fakty w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej.

Ma Siostra instynkt macierzyński? Podobno siostry go nie posiadają, więc nie powinny zajmować się dziećmi.

Rozumiem, że to nawiązanie do komentarza ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Przyznam, że było to wyjątkowo przykre i niesprawiedliwe. Nie wyszłyśmy, jako zakonnice, za mąż. Nie mamy dzieci biologicznych. Ale właśnie ten fakt pozwala nam na dyspozycyjność, pełne oddanie się naszym podopiecznym i na bezwarunkowe ich pokochanie. I tak się dzieje w większości znanych mi ośrodków prowadzonych przez siostry, które też najczęściej otrzymują wszechstronne wykształcenie, potrzebne do tej pracy. Jeśli natomiast gdzieś dzieje się zło, trzeba je piętnować i naprawiać. Jednocześnie nie wolno przedmiotowo wykorzystywać tego zła do ataku na wszystkie te kobiety, które całe swoje życie oddają chorym dzieciom. Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej jest po prostu zachowaniem niegodnym.•

s. Cecylia Belchnerowska

serafitka, dyrektorka Domu Pomocy Społecznej św. Rocha dla Dzieci i Młodzieży.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.