Pan Jezus na falach

Przemysław Kucharczak

|

GN 38/2005

publikacja 13.09.2005 23:47

Z tej biednej ziemi, z tej łez doliny... – zagrzmiał w Warszawie przed 25 laty chór kleryków. Ich głosu słuchało 10 milionów ludzi, skupionych przy radioodbiornikach. W oczach obłożnie chorych błyszczały łzy. Po 31 latach przerwy zaczęła się pierwsza w Polsce transmisja Mszy św.

Pan Jezus na falach Z wiernymi w bazylice Świętego Krzyża łączy się 5–6 mln ludzi przy odbiornikach. Henryk Przondziono

Komuniści wyrzucili Mszę z radia już w 1949 roku. Wierzyli, że słowa: „Pan z wami!”, „I z duchem twoim!” już nigdy nie popłyną w eter nad Polską. A tu nagle taki cios! Do przywrócenia Mszy świętej radiowej zmusili komunistów robotnicy. W Stoczni Gdańskiej władze musiały podpisać 21 robotniczych postulatów. Wśród nich był ten zabójczy dla komunistycznego systemu postulat trzeci. Czyli żądanie „wolności słowa, druku i publikacji”. Robotnicy dodali w nim też słowa: „oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań”. No i stało się. Nie minął nawet miesiąc, a w warszawskim kościele Świętego Krzyża zaczęła się transmisja niedzielnej Mszy świętej. Dzisiaj przypada 25-lecie tego wydarzenia.

Masia trzyma miejsce
Transmitować Mszę radiowcy zaczęli już przed wojną. Co tydzień montowali swoje mikrofony w innym warszawskim kościele. Już wtedy często wybierali kościół Świętego Krzyża. Mówili, że ma świetną akustykę. Pierwszą przerwę w nadawaniu spowodowali hitlerowcy w czasie wojny, a drugą komuniści w 1949 roku. Jednak pracownicy Polskiego Radia nie pogodzili się z tym. – Kiedy w 1975 roku przyjmowałem się do pracy w radiu, to w Programie II w niedzielę od 8.00 do 8.30 był w ramówce koncert organowy – wspomina Tadeusz Fredro-Boniecki, emerytowany radiowiec. – I wie pan, dlaczego? Moja poprzedniczka, redaktor Maria Rosa-Krzyżanowska, zwana przez nas Masią, poinformowała mnie, że ten koncert musi być w ramówce... bo trzymamy miejsce dla Mszy. Czekamy, aż wróci do radia. W PRL-u nie wszystko było szambem, bo na różnych stanowiskach pracowali tacy uczciwi ludzie. Kierownictwo radia niekoniecznie musiało o wiedzieć o tej motywacji, wystarczyło, że pamiętali o niej kolejni radiowcy układający ramówkę – dodaje.

Miejsce przygotowane przez panią Masię i jej kolegów przydało się. Z początku Mszę transmitował właśnie Program II na falach średnich. – Dlatego docierała też poza granice Polski. Kiedyś nawet interweniowały z tego powodu władze sowieckie – mówi ksiądz Marek Białkowski ze zgromadzenia Misjonarzy św. Wincentego ŕ Paulo, proboszcz parafii Świętego Krzyża.

Radio na ołtarzu
Pod koniec istnienia komunizmu, w końcu grudnia 1987 roku, na Białorusi sowieckie władze zamknęły w areszcie księdza z Baranowicz. Jakie przestępstwo popełnił? Poważne: spowiadał niepełnoletnich. To było sprzeczne z radzieckim prawem.

O zdarzeniu tym opowiada ojciec Jacek Salij, który od 21 lat działa w redakcji radiowej Mszy świętej. – Chociaż ksiądz był w więzieniu, wierni w kolejne niedziele przychodzili na Sumę, kładli radio na ołtarzu i normalnie uczestniczyli we Mszy. Śpiewali pieśni razem z ludem warszawskim z kościoła Świętego Krzyża, odpowiadali na wezwania celebransa, wstawali na Ewangelię, klękali na Podniesienie. Tylko Komunii Świętej nie mieli – relacjonuje.

Wiadomość o radiu stojącym na ołtarzu roznosiła się po całej okolicy. W kolejne niedziele do kościoła zaczęło ściągać coraz więcej ludzi. Zapanowała niezwykła atmosfera. – Władze doszły do wniosku, że jedynym sposobem wyciszenia tej sytuacji będzie wypuszczenie księdza na wolność... – wspomina ojciec Salij.

Czemu czytaliście Ewangelię?!
Polskie komunistyczne władze próbowały pilnować, żeby księża nie przekazywali z ambony „niebezpiecznych treści”. Trzeba więc było oddawać kazania do cenzury. Cenzorzy wykreślali fragmenty, które im się nie podobały. Dopatrywali się na siłę wywrotowych treści w poszczególnych zdaniach, a nie zauważali, że ogólny wydźwięk kazania jest sprzeczny z komunistyczną wizją świata. Kazali na przykład zastąpić słowa: „Wigilia na Syberii”, sformułowaniem: „Wigilia w innym kraju”, żeby nie kojarzyło się z sowieckimi łagrami. Potem wydzwaniali do arcybiskupa Dąbrowskiego. Żądali, żeby arcybiskup zmusił księży do zastosowania się do ich skreśleń. Bo różnie z tym bywało. – Czasami kaznodzieje wykreślone słowa zastępowali tylko trochę innymi, mówili to samo w inny sposób – wspomina Tadeusz Fredro-Boniecki.

Kiedyś kazanie miał wygłosić ksiądz Szurlej, dyrektor Apostolstwa Chorych. Grzecznie oddał tekst cenzurze, a cenzura go zatwierdziła. – A potem ksiądz Szurlej żywym głosem powiedział kazanie o mordzie, który sowiecka NKWD dokonała na polskich oficerach w Katyniu – wspomina ojciec Salij. – Przeżyłem wtedy drżenie, czy władze nie zlikwidują Mszy radiowej. Na szczęście rozeszło się to po kościach – dodaje.

Najbardziej oburzeni cenzorzy byli jednak wtedy, kiedy księża odczytywali... Ewangelię. – Kiedy w Ewangelii padły na przykład słowa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą”, cenzor miał do nas ogromne pretensje. Pytał, dlaczego to czytaliśmy – wspomina ksiądz Wiesław Kądziela, który od 25 lat dba o śpiew w czasie Mszy. – Była też cała lista pieśni, których nie wolno nam było śpiewać, na przykład „Z tej biednej ziemi, z tej łez doliny”. Albo „Pójdź do Jezusa”, bo padały tam słowa: „Słuchaj Jezu, jak Cię błaga lud, słuchaj, uczyń z nami cud”. Jednak nigdy się nie poddawaliśmy tym absurdalnym żądaniom – mówi.

Wielu czytelników pamięta, jak ludzie śpiewali na zakończenie radiowej Mszy świętej „Boże, coś Polskę”. To była jedna z zakazanych pieśni, bo ludzie samorzutnie śpiewali tam: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie” (zamiast dzisiejszego: „pobłogosław Panie”). Ks. Kądziela zaczynał tę pieśń, a przy tych słowach po prostu przez moment nie śpiewał do mikrofonu. Cała Polska słyszała dzięki temu, co śpiewają ludzie obecni w kościele Świętego Krzyża. – Nawiasem mówiąc, nasi cenzorzy do dzisiaj pracują w radiu i dobrze się tam mają – macha ręką ksiądz Kądziela.

Dzisiaj nikt już w tej transmisji nie przeszkadza. Księża z redakcji Mszy radiowej wychwalają życzliwość, jaką spotykają u pracowników radia. – Kiedy z okazji jakiejś uroczystości chcemy wydłużyć naszą Mszę o kwadrans, piszę prośbę do dyrekcji Programu Pierwszego. I nigdy mi nie odmówiono – mówi proboszcz.

Można dzisiaj wybrać transmisję Mszy świętej także w telewizji albo w innych rozgłośniach. Jednak Mszę o godzinie 9.00 w radiowej Jedynce nadal co niedzielę włącza 5–6 milionów ludzi. Są wśród nich chorzy, którzy nie mogą osobiście we Mszy uczestniczyć. Są też ci, którzy rano idą do kościoła, a potem i tak włączająI Program Polskiego Radia. Tłumaczą, że dom napełnia się wtedy świąteczną atmosferą. I słuchają homilii, która zwykle stoi na wysokim poziomie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.