Orlęta wyremontowane

Marcin Jakimowicz

|

GN 25/2005

publikacja 18.06.2005 07:37

Zamyka się bardzo ważny, ale i trudny okres polsko-ukraińskiej historii. Po latach sporów cmentarz polskich obrońców Lwowa zostanie otwarty.

Orlęta wyremontowane fot. Józef Wolny

Jurek Bitschan, bystry czternastolatek, był słabego zdrowia. Gdy jego rówieśnicy wybiegli na ulice, by bronić miasta (przeczytasz o tym na str. 30), nie mógł wprost usiedzieć w domu. Krążył od okna do okna. Z dala słyszał wystrzały. Gdzieś w oddali, na linii ognia była jego mama. Przed wyjściem na ulice powstrzymywał go ostry zakaz ojczyma, obawiającego się o życie chłopca.

W końcu coś pękło: drżącą ręką napisał pożegnalny list: „Kochany Tatusiu! Idę dzisiaj zameldować się do wojska. Chcę okazać, że znajdę tyle sił, by służyć i wytrzymać. Obowiązkiem moim jest iść, gdy mam dość sił, a wojska braknie ciągle dla oswobodzenia Lwowa.

Z nauk zrobiłem już tyle, ile trzeba było. Jerzy”. Chłopak odrobił lekcje. Wybiegł na klatkę schodową, mijał pastelowe, owiane listopadowym wiatrem ulice. Rzucił się w wir walki. Walczył w pierwszym szeregu. Zginął już następnego dnia, 21 listopada na Cmentarzu Łyczakowskim. Pochowano go w mundurku piątoklasisty.

Długo szukam jego grobu na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Kilkadziesiąt minut krążę między idealnie wyczyszczonymi, skromnymi nagrobkami. Jest ich prawie trzy tysiące. Spoczywa tu 2859 w większości młodziutkich żołnierzy: uczniów, studentów i batiarów – słynnych lwowskich uliczników. Żołnierze ukraińscy starannie malują białą kolumnadę katakumb, murują rozsypujące się schody, sprzątają liście, koszą trawę. Ci, którzy zaglądają na cmentarz po dziesięciu latach, przecierają oczy. Jeszcze niedawno był ruiną. Teraz odżywa. Nowy, stary cmentarz.

Orlęta? Nie znaju…
Szukam Bitschana. Jest Ludwik Rydygier znany na całym świecie chirurg, Jan Smyk, nieznani żołnierze. Czternaście lat, siedemnaście. Tysiące polskich nazwisk. A gdzie Bitschan? – On leży tam, w katakumbie – pokazuje mi ręką starszy, siwy zgarbiony pan. Zygmunt Jurkowski – wiceprezes Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi. Od lat przychodzi na cmentarz obrońców Lwowa. Przez lata przynosił tu kwiaty i dbał o nagrobki.

– Dopiero gdy odrodziła się niezależna Ukraina, mogliśmy tu swobodnie przychodzić. Jakby tu byli Sowieci, to nawet marzyć o tym by my nie mogli. Oj, wówczas stała tu milicja z psami i ja musiał szybko uciekać. A kto był na Cmentarzu Łyczakowskim i pytał przewodnika, jak dojść do Cmentarza Orląt, to słyszał: Nie znaju. Bo zakazano było. Ciągnęli na milicję – śpiewnym głosem opowiada pan Zygmunt.

– A który grób jest panu najbliższy? – pytam, obejmując wzrokiem długie rzędy białych nagrobków. – Który? Wszystkie! Przecież to dzieci. One nawet życia nie poznały. One… – nie może dalej mówić. Łamie mu się głos.

Otwarcie cmentarza budzi ogromne emocje. Ale raczej u starszych mieszkańców Lwowa. Dwie osoby, zaczepione przy polskiej katedrze w centrum starego miasta, mają łzy w oczach. Ale młodzi wzruszają ramionami. – Nie przychodzą na nasze uroczystości. Wielu wyjechało do Polski. Inni pracują za granicą. We Włoszech, w Hiszpanii – opowiada pan Zygmunt.

Młodych interesują mecze Karpat Lwów i hip-hop. Nie grzebią w przeszłości, nie rozdrapują ran. Boją się bezrobocia, z zazdrością spoglądają za zachodnią granicę. Nie rozmawiają o obronie Lwowa. To dla nich prehistoria.

Ilu Polaków mieszka we Lwowie? Prawie trzydzieści tysięcy. – Ale jak to określić? Tu wiele osób ma polskie korzenie. Ze stu dwudziestu rodzin, które uczestniczą w życiu parafii, zaledwie kilka rozmawia stale w domu po polsku, choć niemal wszyscy znają polski i chętnie się nim posługują – opowiada ks. Jacek Kocur, proboszcz lwowskiej parafii na potężnym, dwustutysięcznym osiedlu Sichów.

Znają innego Jurka
Na cmentarzu wycieczka za wycieczką. Najczęściej Polacy, ale ze zdziwieniem zauważam też wiele ukraińskich dzieci. Żują gumę. Tak jak ich polscy rówieśnicy. Gubią się w gąszczu dat i nazwisk, którymi sprawnie żongluje przewodnik. – Czy rozmawiamy o obronie Lwowa na uniwersytecie? Nie! Kto by sięgał do wydarzeń sprzed osiemdziesięciu siedmiu lat – ślicznie uśmiecha się młodziutka przewodniczka po mieście Marta Dzierżanowska.

Na cmentarzu spotykamy Andrzeja Przewoźnika. Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa krąży między nagrobkami, doglądając prac.

– Figura w kaplicy będzie zmieniona. A tu stanie ołtarz. Ukraiński hymn zagra polska orkiestra, a polski ukraińska. Władze miasta przytakują. Porozumienie polsko-ukraińskie przewiduje, że napis na głównej płycie cmentarza będzie brzmieć: „Tu leży żołnierz polski poległy za Ojczyznę”. Wrócą pomniki amerykańskich lotników i francuskich piechurów, nie będzie tylko figur kamiennych lwów, które strzegą rogatek stolicy przedwojennej Galicji.

– Zamykamy pewien niesamowicie ważny i trudny rozdział historii. To ogromne emocje: po podpisaniu porozumienia z Ukrainą rozdzwoniły się setki telefonów. Ludzie zgłaszali się z różnych stron świata. Nie mogli uwierzyć. Chcą tu przyjechać. Traktują to jak rodzaj pielgrzymki do świętego miejsca. Uratowaliśmy wszystko, co można było uratować. Przecież tu były zgliszcza. Odnawianie, dokumentowanie, zbieranie informacji o poległych to ogromna, kilkunastoletnia praca – zamyśla się Przewoźnik.

Choć w radzie miasta otwarcie cmentarza rodzi burzliwe gorące dyskusje, centralne władze Ukrainy i gubernator obwodu lwowskiego Petro Olijnyk zapewniają, że nastąpi to 24 czerwca. – Wie pan o tym? – pytam pana Zygmunta Jurkowskiego. – Przepraszam bardzo, ale jak zobaczę, to ja uwierzę. Bo ja taki niewierny Tomasz jestem – smutno uśmiecha się przewodnik. Nadchodzi następna wycieczka. Pan Zygmunt przymyka oczy i śpiewnym lwowskim akcentem zaczyna swą opowieść.

Dochodzę do grobu Jurka Bitschana. Obok kolejna ukraińska wycieczka. Bitschan? Nie znają. Znają innego Jurka: Dudka. Obronił dwa silne strzały samego Olafa Szewczenki. A to jego nazwisko dumnie noszą na swoich koszulkach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.