Czy wiemy, co jemy?

Maciej Kalbarczyk

|

GN 24/2022

publikacja 16.06.2022 00:00

System kontroli bezpieczeństwa żywności w Polsce wymaga zmian. To leży w interesie zarówno konsumentów, jak i przedsiębiorców z branży spożywczej.

Aż pięć instytucji zajmuje się kontrolą jakości i bezpieczeństwa polskiej żywności. Aż pięć instytucji zajmuje się kontrolą jakości i bezpieczeństwa polskiej żywności.
istockphoto

Ser żółty, w którym wykryto bakterie Listeria monocytogenes. Słodycze skażone bakteriami z rodzaju Salmonella. Tatar wołowy, w którym stwierdzono obecność bakterii Escherichia coli. Spożycie tych artykułów groziło nie tylko zatruciami pokarmowymi, ale także wywołaniem poważnych schorzeń przewodu pokarmowego, serca, nerek i układu krwionośnego. Na szczęście zostały one w porę wycofane ze sklepowych półek.

Niestety instytucje odpowiedzialne za kontrolę jakości produktów żywnościowych nie zawsze tak dobrze wywiązują się ze swoich obowiązków. Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się temu problemowi, a wyniki tej analizy opisała w raporcie „System kontroli bezpieczeństwa żywności w Polsce – stan obecny i pożądane kierunki zmian”. Po lekturze tego dokumentu rzecznik praw obywatelskich prof. Marcin Wiącek zwrócił się do ministra zdrowia z prośbą o zajęcie stanowiska w sprawie możliwości wyeliminowania nieprawidłowości stwierdzonych przez NIK.

Dwa systemy

W raporcie podkreślono, że przemysł spożywczy jest ważną gałęzią naszej gospodarki. Dobrze pokazują to dane o eksporcie produktów rolno-spożywczych do państw UE. W 2019 r. polscy przedsiębiorcy zarobili dzięki temu 25,6 mld euro. W związku z tym dbałość o jakość żywności powinna być priorytetem zarówno jej wytwórców, jak i organów sprawujących nad nimi kontrolę. Oferując dobry produkt, przedsiębiorca może liczyć na lojalność klientów, a na tym zyskuje cała gospodarka.

Bezpieczna żywność nie może zawierać toksycznych związków chemicznych, szkodliwych mikroorganizmów i innych ciał fizycznych. Ponadto powinna dostarczać organizmowi niezbędnych do życia składników odżywczych. Żeby zapewnić ludziom artykuły spełniające te kryteria, trzeba czuwać nad bezpieczeństwem produkcji i dystrybucji żywności. W tym celu w naszym kraju powołano system kontroli wewnętrznej oraz system kontroli zewnętrznej. W ramach pierwszego z nich przedsiębiorca stara się sprostać wymaganiom, które zostały mu postawione przez ustawodawcę. To standardy skatalogowane w trzech blokach: Dobra Praktyka Produkcyjna (GMP), Dobra Praktyka Higieniczna (GHP) oraz System Analizy Zagrożeń i Krytycznych Punktów Kontroli (HACCP). W ramach systemu zewnętrznego organy urzędowej kontroli żywności powinny regularnie sprawdzać, czy wszystkie procedury są przestrzegane. To zadanie powierzono pięciu instytucjom: Państwowej Inspekcji Sanitarnej (PIS), Inspekcji Weterynaryjnej (IW), Inspekcji Handlowej (IH), Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS) oraz Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORIN).

Kilka wad

W ciągu ostatnich lat NIK przeprowadziła dziewięć kontroli, a Komisja Europejska pięć audytów w wymienionych powyżej instytucjach. Na ich podstawie zdiagnozowano kilka wad systemu kontroli bezpieczeństwa żywności w naszym kraju.

Inspektorzy NIK zwrócili uwagę, że struktura kontroli jest nieprzejrzysta, ponieważ została uregulowana zbyt wieloma ustawami, które nie tworzą spójnej całości. Konsekwencją chaosu prawnego jest niejasny podział zadań pomiędzy poszczególnymi instytucjami. W raporcie opisano m.in. spory kompetencyjne między Państwową Inspekcją Sanitarną a Inspekcją Weterynaryjną. Zgodnie z przepisami pierwsza z nich zajmuje się kontrolą produktów pochodzenia zwierzęcego w handlu detalicznym, a druga w handlu hurtowym. Nie brakuje sytuacji, w których trudno jednoznacznie wskazać organ uprawniony do przeprowadzenia czynności kontrolnych. To rodzi wiele nieporozumień.

Poważnym problemem są także niedobory kadrowe. We wszystkich pięciu inspekcjach zanotowano dużą rotację pracowników. Brakuje m.in. lekarzy weterynarii oraz inspektorów weterynaryjnych. Do podjęcia pracy w sektorze budżetowym zniechęcają ich niskie zarobki (ok. 3–3,5 tys. zł brutto). Tym, którzy pomimo tej niedogodności nie zrezygnowali z zatrudnienia, często brakuje motywacji do rzetelnego wykonywania powierzonych im zadań. Inspektorzy NIK ustalili, że w latach 2014–2016 powiatowi lekarze weterynarii praktycznie nie kontrolowali zgłaszanych im ubojów gospodarczych (ten obowiązek wypełniło jedynie 2 na 17 skontrolowanych). Co więcej, nie znali oni zakresu stosowania przepisów o ochronie zwierząt, zakresu rejestracji ubojów ani kwalifikacji osób, które je przeprowadzają.

Kolejną przeszkodą, która w dużej mierze uniemożliwia organom skuteczne wywiązywanie się ze swoich obowiązków, są braki sprzętowe. Audyt wykazał, że sprzęt laboratoryjny w wojewódzkich stacjach sanitarno-epidemiologicznych nie pozwala m.in. na wykrycie wszystkich pestycydów uwzględnionych w krajowych i unijnych programach kontroli. Inspektorzy NIK odkryli natomiast, że proces badania niektórych próbek trwa ponad 30 dni, co uniemożliwia wycofanie z obrotu niebezpiecznych dla zdrowia produktów. W efekcie zdarzało się, że taka żywność trafiała do konsumentów.

Niebezpieczne bakterie

Problemy w funkcjonowaniu wspomnianych organów przekładają się na ilość niebezpiecznej dla zdrowia żywności, która trafia do obrotu handlowego. W 2019 r. odnotowano 203 powiadomienia wysłane przez Krajowy Punkt Kontaktowy RASFF, będący elementem europejskiego Systemu Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach. Dotyczyły one głównie mięsa drobiowego, w którym stwierdzono obecność bakterii Salmonella. Wśród zgłoszeń pojawiła się także żywność skażona bakterią Listeria monocytogenes. Znaleziono ją m.in. w rybach, skorupiakach, mięsie, warzywach, owocach i daniach gotowych. Warto zaznaczyć, że wspomniane bakterie są oporne na większość antybiotyków i stanowią duże zagrożenie dla człowieka.

W okresie od 1 do 30 września 2020 r. kraje członkowskie RASFF przesłały aż 273 alerty dotyczące wytworzonej w naszym kraju żywności. Na tej podstawie można stwierdzić, że pod względem ilości produktów, które nie spełniły unijnych norm, a mimo to trafiły na sklepowe półki, zajęliśmy niechlubne pierwsze miejsce w UE.

System i edukacja

Jak można naprawić system kontroli bezpieczeństwa żywności? Inspektorzy NIK rekomendują konsolidację istniejących organów oraz oddanie nadzoru nad nimi jednej instytucji. Taki model, przyjęty w 22 spośród 27 państw członkowskich UE, zwiększyłby efektywność i uprościłby procedury. W połowie 2017 r. rząd podjął pewne kroki w kierunku wprowadzenia takiego rozwiązania. Wówczas przedstawiono Sejmowi pomysł powołania do życia Państwowej Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności (PIBŻ), która odgrywałaby kluczową rolę w systemie. Projekt nie został jednak skierowany na drogę legislacyjną. Zdaniem NIK warto do niego wrócić.

W raporcie wskazano sektory rynku żywnościowego, które należy jak najszybciej objąć szerokimi badaniami kontrolnymi. Chodzi o dodatki do żywności oraz suplementy diety. Dowiedziono, że wiele z nich nie spełnia odpowiednich norm. Istotne jest wykrycie i wyeliminowanie nieprawidłowości oraz nałożenie kar na producentów.

Jednym z postulatów autorów raportu jest zintensyfikowanie działań edukacyjnych w zakresie właściwego odżywiania. Ostatecznie to sam konsument wybiera żywność, którą zamierza spożyć. Powinien wiedzieć, które produkty mogą mu zaszkodzić. W tym kontekście inspektorzy NIK zwrócili uwagę na suplementy diety. Wiele osób nadal nie zdaje sobie sprawy z tego, że duża część specyfików sprzedawanych w sieci może być niebezpieczna dla zdrowia. „Konieczne stają się zakrojone na szeroką skalę kampanie informacyjne, umożliwiające przekazanie niezbędnej wiedzy i promujące właściwe postawy. Dla tego celu niezbędne jest wykorzystanie szerokiego wachlarza środków społecznego oddziaływania, zarówno mediów tradycyjnych, jak i elektronicznych” – zwracają uwagę autorzy raportu.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.