Gdzie był Bóg?

ks. Mirosław Janiak, kapłan archidiecezji katowickiej, pracujący na Sycylii

|

GN 03/2005

publikacja 19.01.2005 01:33

Ale gdzie był Bóg? – to pytanie pojawiało się codzienniepo 26 grudnia w największych włoskich dziennikach, „Corriere della Sera” oraz „Il Messaggero”. Było ono tak samo ważne jak liczba zabitych, zaginionych, uratowanych, czy jak rozmiary zniszczenia.

Gdzie był Bóg? Miliony ludzi, jak ta kobieta z miejscowości Hambantota w Sri Lance, straciły dachnad głową

Dzienniki „Corriere della Sera” i „Il Messaggero” nie są gazetami katolickimi, ale temat, który poruszyły w kraju o tak zakorzenionej kulturze katolickiej, jakim są Włochy, stał się problemem wszystkich.

Śmierć jest skandalem
2 stycznia „Il Messaggero” cytował fragmenty kazań włoskich biskupów, wygłoszonych podczas tradycyjnych we Włoszech nabożeństw „Te Deum” na zakończenie roku.

– Podczas gdy wyśpiewujemy Twoją chwałę, czujemy, jak słowa stają nam w gardle. Jak śpiewać „Te Deum”, kiedy nasze oczy pełne są jeszcze apokaliptycznych scen śmierci? Jak dziękować, kiedy ponad sto tysięcy osób zostało zabitych morderczą falą, a miliony pozostały bez domu? – tak pełne niepokoju pytania zadawał biskup Terni Vincenzo Paglia. Ale także ostrzegał: – Trzęsienia ziemi i klęski żywiołowe nie są karami zsyłanymi przez Boga. Są raczej rezultatem strasznej mieszaniny zła i historii człowieka oraz stworzenia. Jesteśmy wezwani do ponownego uświadomienia sobie odpowiedzialności człowieka za klęski żywiołowe występujące w przyrodzie.

– Prawdziwym skandalem nie jest katastrofa tsunami. Prawdziwym skandalem – powiedział biskup Perugii Giuseppe Chiaretti – jest śmierć każdego z nas, nawet jeśli nagła śmierć ponad stu tysięcy wstrząsa nami do głębi. W takich sytuacjach jesteśmy wezwani do bycia solidarnymi i współczującymi wobec ludzi, którzy cierpią, aby nasza pomocna dłoń stała się dla nich, uczestników i ofiar nietrwałości i tymczasowości, dotykiem miłosiernego Boga.

– Jak mamy reagować w obliczu grozy, którą przyniosło tsunami? – pytał kardynał Tarcisio Bertone z Genui. – Bezsilną złością, szemraniem przeciw Bogu? Nie! Mamy reagować wiarą w to Dzieciątko, które już jako dorosłe choć zostanie ukrzyżowane, to jednak zwycięży.

W dłoni Boga
W „Corriere della Sera” z 29 grudnia, w artykule „To nie karzący Bóg uderzył, ale niedoskonała jeszcze natura”, Brunetto Salvarini przypomniał żydowską ideę dotyczącą holocaustu, według której Bóg może „wycofać się”, „samoograniczyć się”, tj. pozostawić człowiekowi przestrzeń, w której ten mógłby dokonywać wyborów. Tak właśnie uczynił Chrystus, przychodząc na świat i biorąc na siebie zło i cierpienie.

Przytacza także słowa św. Pawła o tym, że stworzenie „cierpi” wraz z człowiekiem. Żyjemy więc ograniczeni na ziemi, która dopiero będzie odnowiona. Dla katolików obietnica zawarta jest w Apokalipsie, która mówi o nowym niebie i nowej ziemi na końcu czasu.

O kataklizmie, człowieku i potrzebie Boga pisał 7 stycznia w „Corriere” Giancarlo Cesana. Rzeczywiście, każdego roku umiera 56 milionów ludzi, codziennie ponad 150 tysięcy. I tylko niewielu z nich po długim życiu albo po chorobie w otoczeniu najbliższych. Ale nawet te ostatnie warunki, które akceptujemy i uważamy za normalne, nie eliminują skandalu śmierci, prawdziwego indywidualnego „tsunami”. Kto by nie chciał więc wyjaśnić tajemnicy tsunami?
Ale do wyjaśnienia nie dochodzi się poprzez zrozumienie, ale przez poznanie kogoś, kto mógłby nam odpowiedzieć. Dziecko ma zaufanie do życia, nie dlatego, że je zrozumiało, ale ponieważ wie, że tata i mama go w nie wprowadzają. W obliczu nieskończonej i przerastającej nas tajemnicy jesteśmy wiecznymi dziećmi, potrzebującymi ręki, która nas poprowadzi.

Sens wszystkich rzeczy dla nas, którzy ich nie stworzyliśmy, nie może ograniczać się do zimnej logiki, ale objawia się w bliskości i cieple związku, który będzie dla nas podporą. Problem sensu śmierci jest tym samym problemem, który dotyczy narodzin i całego życia. Jest raczej problemem polegającym na znalezieniu kogoś, kogo moglibyśmy się mocno uchwycić, kto mógłby nas uratować przed katastrofami, które na nas spadają i przed tymi, które sami powodujemy.

Silniejsza od tragedii
Chrystus proponuje nam Siebie jako Tego, którego możemy się uchwycić. Jest odpowiedzią Boga, będącego kimś więcej niż filozofem definiującym ludzką kondycję, jej sprzeczności i jej cierpienia, ale jest Kimś, kto lituje się nad nią i współuczestniczy w niej, zwyciężając śmierć poprzez największy akt miłości. To z tego aktu miłości biorą się inicjatywy solidarności i poświęcenia, które – szczególnie podczas tragedii wydającej się zatopić wszystko – wyłaniają się jako instynkt samozachowawczy, który chce stać się niezłomną nadzieją.

Kataklizm ten potwierdza, że świat natury i ludzi nie jest samowystarczalny. Ale – jak powiedział Jan Paweł II w pierwszą niedzielę roku – potrzebuje Boga, który nigdy nas nie opuszcza; potrzebuje Boga bliskiego i silnego, który pomaga nam w życiu, kiedy ono wydaje się przegrane.

Z kolei arcybiskup Canterbury Rowan Williams, cytowany przez włoskie media, powiedział, że wiara jest silniejsza niż tragedia. Wiara przeżyje tę próbę, i to nie dlatego, że ofiaruje pocieszenie lub wyjaśnienie, ale dlatego, że wierzący nie mogą zaprzeczyć temu, co im zostało pokazane i dane wcześniej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.