Kiedy morze wróciło

ks. Artur Stopka

|

GN 02/2005

publikacja 12.01.2005 01:59

Krzysztof Barteczko z Warszawy spakował walizki i jadł śniadanie na tarasie hotelu w Aonang na jednej z tajskich wysepek. Od morza dzieliło go 30 metrów. Był drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Nagle chlusnęła woda …

Kiedy morze wróciło 30 grudnia rządowy samolot zawiózł kupione przez Caritas lekarstwa.

Na bulwar między hotelem a plażą chlusnęła ogromna fala, która zalała wszystko dokoła. Nie przestraszył się. Pomyślał, że to normalne w tym regionie. Poszedł po walizki. Teraz opowiada, że gdyby wyjechał z hotelu kilka minut później, kolejna fala by go dosłownie zmiotła.
Małgorzata Kobus z Krakowa pojechała do Tajlandii z narzeczonym. Zaraz po tragedii przysłała swojej mamie SMS-a, w którym napisała, że nie wie, co się dzieje, hotel jest zalany, wszędzie leżą zabici. Początkowo myślała, że to atak terrorystyczny. Razem z narzeczonym zabrali rzeczy i zaczęli uciekać w góry.

Igor Borysewicz spędzał święta na Phi Phi, jednej z tajlandzkich wysp. Bungalow, w którym przebywał, woda wypełniła nagle. Przypominał akwarium. Rzucili się do wyjścia. Po chwili znaleźli się na drzewie. „Widzieliśmy dużo ciał, ciał dzieci... Koszmar...” – opowiadał potem.

Cztery dni po tragedii polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych podawało, że w wyniku tsunami w południowo-wschodniej Azji na pewno zginął jeden Polak. Świadkowie mówią o jeszcze trzech ofiarach śmiertelnych. Około 60 Polaków zaginęło.

Fala portowa
Tsunami po japońsku znaczy „fala portowa”. Przyczyną tych fal są najczęściej ruchy dna morskiego, związane z podwodnymi trzęsieniami ziemi, lub erupcje oceanicznych wulkanów. Przyczyną powstawania tsunami mogą być również próby bomb nuklearnych lub upadki dużych meteorytów.
Tragiczne tsunami 26 grudnia ubiegłego roku wywołało wyjątkowo silne (9 w skali Richtera) trzęsienie ziemi, które miało miejsce 250 kilometrów od Sumatry. Jego skutkiem było m. in. przesunięcie całej wyspy o trzydzieści metrów na południowy zachód. Sumatra została gwałtownie przemieszczona wraz z jej podmorskimi przyległościami.

Według ekspertów, właśnie to spowodowało powstanie ogromnych fal. Zdaniem geologa Mirosława Rutkowskiego z Państwowego Instytutu Geologicznego, 26 grudnia można było przewidzieć pojawienie się fali. Pomiędzy wstrząsem a pierwszym uderzeniem tsunami w ląd minęły dwie godziny. Niestety, w regionie dotkniętym nieszczęściem nie ma takiego systemu ostrzegania jak ten, który od lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia funkcjonuje na Oceanie Spokojnym.

Dotychczas za jedno z najbardziej niszczycielskich tsunami uważano falę powstałą po wybuchu wulkanu Krakatau w 1883 roku. Wyspy Jawa i Sumatra zostały zalane. W całym Pacyfiku znacznie podniósł się poziom wody. Skutki fali uderzeniowej odczuwano nawet w rejonie Kanału La Manche, 18 tys. kilometrów od miejsca wybuchu. Ogółem zalanych zostało ponad 160 miejscowości. Liczbę ofiar oceniano na 36 tys. osób.

Tragiczne w skutkach tsunami wielokrotnie miały miejsce w XX wieku: w roku 1933 (Japonia), 1946 (Hawaje), 1960 (Chile), 1964 (Alaska), 1996 (Indonezja), 1998 (Papua Nowa Gwinea).
Fale tsunami mogą się rozchodzić z prędkością 700–1000 kilometrów na godzinę. Widocznym gołym okiem sygnałem, że zbliża się tsunami, jest gwałtowne obniżenie poziomu morza przy brzegu. Po kilkunastu minutach (nawet po pół godzinie) morze wraca wielką falą, która może osiągać nawet 30 metrów wysokości.

Solidarność świata
Liczby rosły coraz szybciej. W pierwszych informacjach mówiono o kilkuset ofiarach. W przeddzień sylwestra uznano, że prawdopodobna liczba zabitych może przekroczyć nawet 100 tysięcy! Pojawiły się też ostrzeżenia przed kolejną falą tsunami, wywołaną wstrząsami wtórnymi.
Jedno nieszczęście może wywołać kolejne.

Specjaliści przestrzegają przed groźbą epidemii. Brak wody pitnej na wielu terenach dotkniętych skutkami wielkiej fali może spowodować gwałtowny wzrost zachorowań na malarię, dur brzuszny, cholerę, dyzenterię, żółtaczkę i inne choroby biegunkowe. Światowa Organizacja Zdrowia ostrzega, że może wybuchnąć jedna z najgorszych epidemii w dziejach.

Kilka godzin po dramacie w południowo-wschodniej Azji Jan Paweł II apelował: „Módlmy się za ofiary tej ogromnej tragedii i okażmy naszą solidarność tym, którzy cierpią, wyrażając jednocześnie nadzieję, że społeczność międzynarodowa nie omieszka przynieść ulgi ludności dotkniętej kataklizmem”.
Stolica Apostolska przeznaczyła na pomoc dla ofiar 6 milionów dolarów. Od razu Caritas Polska wysłała do poszkodowanych 30 tysięcy dolarów. W ciągu następnych trzech dni na jej konto trafiło 90 tys. złotych. 30 grudnia samolot polskiego rządu wraz z inną pomocą zawiózł m.in. kupione przez Caritas lekarstwa o wartości ponad 600 tys. złotych.

Wielu polskich biskupów zaapelowało o przeprowadzenie w pierwszą niedzielę stycznia w parafiach zbiórek pieniężnych na rzecz ofiar tragedii w Azji. Ks. Adam Dereń, dyrektor Caritas Polskiej, wyjaśnia, że właśnie pomoc pieniężna jest najskuteczniejsza. Przesyłanie darów jest bardzo kosztowne.
W Polsce pomoc dla ofiar tsunami organizują też m. in. Polska Akcja Humanitarna, Polski Czerwony Krzyż i Polska Misja Medyczna. Polski rząd przeznaczył na ten cel milion złotych. Połowę tej sumy pochłonęły koszty transportu.

Możesz pomóc
Wpłaty przeznaczone na pomoc poszkodowanym w Azji można dokonywać na konto: Caritas Polska, Skwer Kardynała Stefana Wyszyńskiego 9, 01–015 Warszawa PKO BP S.A. I/O Centrum w Warszawie 70 1020 1013 0000 0102 0002 6526 wpłaty z dopiskiem: Trzęsienie ziemi w Azji Oddziały Banku PKO BP S.A. nie pobierają prowizji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.