Matki homo

Przemysław Kucharczak

|

GN 13/2008

publikacja 28.03.2008 23:59

Alicję zatkało na wieść, że jej syn żyje z facetem. Ewa zemdlała, gdy jej syn wyznał, że jest gejem i ma AIDS.

Matki homo rys. M. Wrona-Morawska

To może dotknąć każdą rodzinę – ostrzega Gabriela, matka chłopaka ze skłonnościami homoseksualnymi. – Jak to każdą? – Bo u chłopców problem homoseksualny się rodzi, jeśli w dzieciństwie są emocjonalnie za daleko od swoich ojców, a za blisko matek – wyjaśnia Gabriela. – Dzisiaj coraz więcej ojców wyjeżdża za pracą za granicę. Takich dzieci będzie więc coraz więcej – mówi. Gabriela, Ewa i Alicja są dziś przyjaciółkami. Zanim się spotkały, przeżyły piekło.

Pobita matka
– Pierwsze sygnały, że syn ma problem homoseksualny, zlekceważyliśmy. On się wyparł, a my w to uwierzyliśmy – wspomina Ewa, nauczycielka ze Śląska. – Do dziś uważam homoseksualizm za coś nienormalnego. Ale kiedyś używałam wobec homoseksualistów słów zbyt ostrych, strasznych: zamknąć, odizolować, leczyć przymusowo. Mówiłam jeszcze gorsze rzeczy, których teraz się wstydzę. A moje dziecko słuchało tego w milczeniu – płacze. Synowie Alicji i Gabrieli też cierpieli w całkowitej samotności. O skłonności, którą odczuwali już od dzieciństwa, przez lata nie powiedzieli rodzicom, żeby nie złamać im serca. Bo homoseksualizm dotyka często najwrażliwsze dziecko w rodzinie.

Wszyscy trzej synowie Gabrieli, pracowniczki sekretariatu szkolnego, widzieli, jak katuje ją ich pijany ojciec. Jak łamie jej nos, jak na wszystkie strony tryska krew ich matki. Ale skłonność homoseksualna rozwinęła się tylko u jednego z nich. Zaburzona więź z ojcem to czynnik niezbędny, żeby męski homoseksualizm zaczął się rozwijać. Ale dochodzą do niej jeszcze inne, poboczne czynniki. Nie zawsze pojawiają się razem. Ale jeśli chłopiec jest do tego wyobcowany spośród rówieśników, gorzej radzi sobie ze sportem, jeśli nie wierzy, że uda mu się być tak silnym i zręcznym, jak inni chłopcy albo jeśli jest szczególnie wrażliwy – jego duszę może łatwiej zaatakować choroba o nazwie homoseksualizm. – Mój syn już jako dorosły człowiek powiedział mi, że on nie chciał być taki, jak jego tata – zamyśla się Gabriela. – Miał siedem lat, kiedy ojciec całkiem poszedł z domu. Nikt mi nie powie, że matka będzie umiała zastąpić dziecku ojca. Nie jest w stanie – mówi.

W rodzinach Ewy i Alicji mężowie są jednak bardzo porządnymi i sympatycznymi ludźmi. Nigdy nie było tam pijaństwa i awantur. A mimo to synowie odczuwali jakiś bolesny brak w kontaktach ze swoimi ojcami. To wystarczyło. Mąż Alicji, dziś już emerytowanej księgowej, nie umiał okazywać dzieciom ani żonie swoich uczuć. Nie wiedział, że to jest potrzebne, bo z kolei jego ojciec też nie dał mu ciepła. Nie przekazał mu właściwych wzorców i nie nauczył, jak być dobrym ojcem.

Ratunek w Lublinie
Rodzice chłopców i dziewczyn, odczuwających homoseksualne skłonności, często przez całe lata bezskutecznie szukają pomocy. Psychologowie każą im się wygadać i kasują pieniądze. A jeśli do pierwszego z brzegu psychologa rodzice wysyłają swoje dziecko, psycholog zgodnie z obowiązującą dziś polityczną poprawnością tylko je utwierdza, żeby trwało w grzechu. Przekonuje: ciesz się życiem, nie tłamś swojej seksualności. Ewa i Gabriela na najgłębsze dno rozpaczy spadały jednak, kiedy spowiednicy odsyłali je bez żadnej wskazówki. – Upatrzyłam sobie spowiednika w bazylice w Piekarach Śląskich. Podchodziłam do niego trzy razy – wspomina Ewa. – Kiedy po raz trzeci ze stoickim spokojem odpowiedział: „nie wiem, jak pani pomóc”, pomyślałam z irytacją: „ja co miesiąc daję ci sygnały, a ty nic z tym nie robisz!”. Opadły mnie myśli samobójcze. Czułam, że zostałam całkiem sama – mówi przez łzy.

Przed Gabrielą jeden z księży usprawiedliwiał się, że nie zgłębiał problemu homoseksualizmu, bo podczas 15 lat kapłaństwa spotkał się w konfesjonale tylko z trzema takimi przypadkami. – A przecież nawet dla tych trzech osób chyba warto coś o tej sprawie poczytać? – mówi Gabriela. Ewa dopiero na Jasnej Górze znalazła kapłana, u którego podczas spowiedzi nie poczuła się zlekceważona. Przyjechała tam wieczorem, w nadziei, że będzie luźniej i mniej ludzi w kościele zobaczy jej łzy. To był duży konfesjonał z drzwiczkami. A spowiednik okazał się młodym księdzem, w wieku jej syna. – Chciałam więc od razu uciekać. Przedtem wybierałam sobie do spowiedzi księży starszych, wyglądających na doświadczonych. Ten młody ksiądz powiedział, że nie wie, jak mi pomóc, ale chyba wie, gdzie szukać. I zaprosił mnie po Apelu do zakrystii. Potem, nawet zanim Apel się zaczął, wszedł do kaplicy i już mnie szukał – wspomina Ewa. Dostała wtedy pierwszy adres, gdzie może szukać pomocy.

Ostatecznie trafiła do „Odwagi” w Lublinie, ośrodka prowadzonego przez katolicki Ruch Światło–Życie. Na terapii dla matek poznała Alę, Gabrysię i wiele innych matek. Dowiedziała się, że wielu homoseksualistów odzyskuje zdrowie dzięki wsparciu terapeutów. Nie od razu. To musi przez parę lat trwać. Chłopcy i dziewczyny muszą najpierw poznać przyczyny, które wpędziły ich w homoseksualne skłonności. A później muszą podjąć wysiłek dojrzewania, zbudowania w sobie męskości lub kobiecości, której nie zbudowali w sobie w młodości. Z czasem u wielu z nich pojawia się i stopniowo rośnie seksualny pociąg do przeciwnej płci. Ten wysiłek podejmuje dziś syn Gabrysi. Matka wspiera go modlitwą. To właśnie syn zaproponował jej, żeby podjęła terapię w Lublinie. To była seria 10 spotkań po 10 godzin. – Z początku myślałam: dajcie mi tu zaraz receptę na zdrowie mojego syna! – śmieje się Gabriela. – Dopiero później dotarło do mnie, że po pierwsze to ja sama muszę się zmienić. Chcę się zmienić, żeby zmieniło się moje otoczenie – mówi.
Żegnaj babochłopie

Znajomi twierdzą, że Ala ogromnie się zmieniła. Nie wiedzą, że to zasługa terapii. Zaczęła okazywać swoje emocje. Nie tylko dzieciom, także mężowi. – Wie pan, że mnie teraz, starej babie, nie jest wstyd podejść do męża i pocałować go? Kiedyś byłam zbyt zapracowana: dzieci, budowa domu. I to ja byłam w domu od załatwiania różnych rzeczy i rozwiązywania problemów. Teraz stałam się bardziej kobietą. Nawet w najprostszych, śmiesznych sytuacjach zachowuję się inaczej. Słoik nie chce się otworzyć?

A po co ja mam się z nim mocować, przecież ja mam od tego męża! – śmieje się. – Jeszcze przed rokiem czytałam tylko harlequiny albo kryminały. Teraz dojrzałam, czytam książki o psychologii, bardziej rozumiem Pismo Święte, zachwyciłam się książeczką „O naśladowaniu Chrystusa” – mówi. Jej syn wciąż żyje z innym homoseksualistą. – W Lublinie rozmawiałam z paniami i panami, którzy wychodzą z homoseksualizmu. I mam nadzieję, że kiedy mój kochany syn będzie miał już dość bagna, w którym teraz jest, kiedy będzie na dnie, wtedy spróbuje odbić się od tego dna – mówi.

Syn Ewy wyjechał do Anglii. Mieszka sam. – On wie, że go kochamy i że może tu zawsze przyjechać. Ale też nie życzymy sobie, żeby wychodził z naszego domu, żeby uprawiać seks. Akceptujemy jego cierpienie, ale nie jego zachowania – mówi Ewa. Dlaczego jej syn nie zbudował w sobie pełni męskości? – Mój mąż nie był dla syna wzorem. Owszem, oni się nawet razem bawili, ale było w tym jakby mniej serca. Dzisiaj widzę, że ja chyba nie pozwoliłam mężowi być ojcem. Bo to ja w domu rządziłam. Nie dopuszczałam go do głosu. On nie mógł się wykazać jako ojciec – mówi Ewa. – Tyranie między domem i dwoma miejscami pracy zrobiło ze mnie babochłopa. Po terapii w Lublinie stałam się bardziej kobietą. Zaczęło mnie cieszyć, jak mąż zauważa, że się ładnie ubrałam. Kiedyś to nie było dla mnie ważne. Teraz moje relacje z mężem się naprawiły. Zaczęliśmy sobie nawzajem mówić wprost o swoich potrzebach. Bo on też mi o nich kiedyś nie mówił, tylko czekał, aż sama się domyślę.

Jak mam chandrę, to mówię mężowi otwarcie: „weź mnie chłopie przytul!” – mówi Ewa. – I wie pan co? Nasze dzieci to widzą. Teraz bardziej jesteśmy rodziną. Gramy razem w chińczyka, razem się śmiejemy, dużo rozmawiamy. Zaczęliśmy coraz częściej z mężem być zadowoleni i dumni ze swoich dzieci. Zaczęłam dawać mężowi i dzieciom możliwość okazywania uczuć. Córa mi ostatnio powiedziała, że teraz ją zaczęłam słuchać, a kiedyś to tylko prawiłam kazania.

Choć terapię przeszła Ewa, w rodzinie zaczęła się też zacieśniać więź jej męża z synem. Jakby nadrabiali to, co stracili w dzieciństwie. Mąż częściej wysyła do syna SMS-y. Syn często dzwoni z Anglii do ojca. Wypytuje, jak zlikwidować jakąś usterkę w samochodzie. Jakby szukał z nim kontaktu. – Mam wrażenie, że syn znajduje teraz w naszej rodzinie większe poczucie bezpieczeństwa. Widzę u syna samotność i pragnienie miłości. Kiedyś tego nie widziałam. Był trochę odtrącony. Dlatego błagam innych rodziców: kochajcie i wspierajcie swoje homoseksualne dzieci. Rozmawiajcie z nimi i módlcie się za nich. Bo jest dla nich szansa, że mogą być normalnymi ludźmi – mówi.

Na Ośrodek „Odwaga” w Lublinie można przekazać 1 proc. podatku za pośrednictwem Fundacji Światło– –Życie, nr KRS 0000071891. Nazwę „Ośrodek Odwaga” wpisujemy w rubryce: „Inne informacje” nad wnioskiem o przekazanie 1 procenta w zeznaniu podatkowym.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.