Myślenie na skróty

Jacek Dziedzina

|

GN 05/2008

publikacja 05.02.2008 12:02

Mówienie, że wszyscy Polacy są antysemitami, ma tyle wspólnego z prawdą, co twierdzenie, że antysemityzm w Polsce nie występuje.

Myślenie na skróty

Antysemityzm jest grzechem. W pewnym sensie takim samym jak antycyganizm, antypolonizm czy antyszkotyzm. Jednak nazwanie kogoś w dyskusji „Żydem” ma w sobie taki ładunek emocji, pogardy i podejrzliwości, jak żaden inny narodowościowy „epitet”. Dla chrześcijan dodatkowo antysemityzm jest grzechem przeciwko swoim własnym korzeniom. „Odnajdź w sobie żyda” – napisał kiedyś Marcin Jakimowicz, przytaczając opinię pewnego księdza, że każdy chrześcijanin jest żydem.

Z różnych powodów jednak antysemityzm stał się zbyt pojemnym określeniem wszelkich przejawów krytyki czy żartów pod adresem Żydów. Złośliwy dowcip o Szkotach jest OK, ale o Żydach – już dalece ryzykowny. Sporo w tym politycznej poprawności, ale też – przyznajmy – wrażliwości ze względów historycznych. Niektórzy próbują wmówić Polakom, że antysemityzm wyssali z mlekiem matki. Inni odpowiadają, że z większą tolerancją niż u nas to Żydzi nigdzie się nie spotkali. Jedni pojęcie antysemityzmu wyprowadzili daleko poza granice absurdu, drudzy nie widzą niczego złego w sianiu atmosfery nieufności wobec wszystkich Żydów, z racji tego, że właśnie są Żydami. Czy dzisiaj antysemityzm w Polsce jest tylko problemem publicystów? Czy może jednak ciągle „jest coś na rzeczy” w naszym społeczeństwie?

Historia pewnej intencji
W czerwcu ubiegłego roku pewna pani przysłała do portalu wiara.pl (w cytacie zachowuję oryginalną pisownię autorki) taką oto intencję modlitewną: „Żeby łajdackie i przebiegłe żydy w rodzaju: Jacek Dziedzina – nie narażały Kościoła na uwłaczającą śmieszność swoimi wizjami o żydostwie i żeby ci dranie nie zamieniali Kościoła w klub towarzyski wielbicieli żydów i innych religijnych połamańców i synkretystów”. Domyśliłem się, że pobożność autorki pobudził mój skromny tekst o, znanej zresztą, historii nawrócenia na chrześcijaństwo Israela Zolliego, naczelnego rabina Rzymu. Pewnie ubodło ją szczególnie cytowane przeze mnie zdanie: „Kto spotyka Chrystusa, spotyka judaizm”. Prawda, zdawałoby się, oczywista. Pani podpisała się imieniem i nawet swój adres mailowy podała. Nietrudno było ustalić, gdzie mieszka, że jest osobą wykształconą (lekarzem) i startowała do Sejmu z listy pewnej partii.

Nie mogłem się powstrzymać i odpisałem pani, w krótkiej formie dziękując za pamięć modlitewną, pozdrawiając i życząc wszystkiego dobrego. Dostałem taką odpowiedź (pisownia oryginalna): „Żaden Polak nie nazywa się Dziedzina, Środa, Kwaśniewski czy dziwisz. Ja codziennie proszę Boga, żeby już wreszcie postawił was, żydow – w świetle prawdy o was samych, o żydach. To już wystarczy. I tego się boicie. I żebyście już na tej ziemi odpokutowali i zadośćuczynili to, coście Polsce i Polakom (ale i innym narodom nie żydowskim) – coście wyrządzili jako talmudyczna grupa mafijno-terrorystyczna, mroczna i zakłamana. Nie pozdrawiam kłamców. Nie życzę dobrze tajniackim terrorystom”.

Wyścig ofiar
Nie przywołuję tej duchowej korespondencji po to, żeby wesprzeć Jana T. Grossa w jego metodach walki z ogarniającym rzekomo nasz kraj demonem antysemityzmu. Dla mnie przykład tej pani nie jest dowodem na powszechną w Polsce niechęć wobec Żydów. Ten „głos w dyskusji” religijnej przecież osoby nie prowadzi mnie także do żadnego absurdalnego twierdzenia, że to katolicyzm jest źródłem antysemityzmu. Po prostu trudno uwierzyć, że można powoływać się na chrześcijaństwo i zarazem płonąć tak żarliwą nienawiścią (już pomijam logikę i przypisywanie mi innej, niż sądziłem, narodowości). Chociaż żaden to dowód na ogólnonarodowy antysemityzm, wiemy, że podobne sytuacje w Polsce zdarzają się częściej. „Taki jest teren” – powiedział mi kiedyś znajomy ksiądz. Myślenie ludzi religijnych (także księży) często zupełnie mija się z nauczaniem Kościoła w tej sprawie. Niektórzy uważają, że wzajemna niechęć wynika częściowo z pewnej „konkurencji” między Polakami a Żydami o to, kto był większą ofiarą w historii, kto więcej wycierpiał.

Zielone pojęcie
Mówiąc o antysemityzmie, mamy na myśli niechęć lub wrogość wobec osób narodowości żydowskiej, właśnie ze względu na ich pochodzenie (definicja nie obejmuje dzisiaj wrogości wobec innych ludów semickich, w tym arabskich). Z jednej strony to normalny przejaw „myślenia na skróty”, czyli tworzenia stereotypu, wygodnego obrazu danej grupy społecznej, bez wnikania w jej różnorodność. Mamy stereotyp Niemca, Rosjanina czy Szkota, dlaczego więc nie mielibyśmy mieć uproszczonej „wiedzy” o Żydach.
Jednocześnie stereotyp o Żydach, przeradzający się często w antysemityzm, „od zawsze” pełnił rolę dużo większą niż zwykłe sąsiedzkie docinki narodów. Antysemityzm religijny polega na obwinianiu Żydów za śmierć Jezusa. Na szczęście dziś teologia wyraźnie mówi, że każdy chrześcijanin, grzesząc, jest w równym stopniu odpowiedzialny za zabójstwo Boga.

Natomiast antysemityzm najbardziej rozpowszechniony polega na oskarżaniu Żydów o wszelkie niepowodzenia, nieszczęścia na świecie, za sterowanie światową ekonomią i wywoływanie wojen. Wynika to z przeświadczenia, że właśnie w „żydowskości” jest coś tak paskudnego, co popycha człowieka do brudnych gierek i wyzysku. Jest to też przekonanie, że Żydzi stanowią jednolitą grupę, która sprzysięgła się przeciwko innym i razem spiskują przeciw porządnym obywatelom. Badania socjologiczne, przeprowadzone w latach 90. XX wieku w Polsce, pokazały, że takie myślenie jest charakterystyczne głównie dla ludzi sfrustrowanych swoją pozycją społeczną i materialną. Przykład „pani z intencją” pokazuje jednak, że mogą tak myśleć nawet ludzie wykształceni. Według różnych interpretacji wspomnianych badań, ok. 17 proc. Polaków wykazuje postawy zdecydowanie antysemickie.

Nie taki antysemityzm wielki
Problem polega na tym, że poprawność polityczna wyprowadziła dyskusję o antysemityzmie daleko poza granicę absurdu. Jan T. Gross i fani jego twórczości proponują „Strach” potraktować jako wezwanie do ogólnonarodowej debaty i rachunku sumienia. Tylko dlaczego zbiór krzywdzących uogólnień miałby być punktem wyjścia do jakiejś rzeczowej rozmowy? „Debata” ta zakłada u podstaw, że wszyscy jesteśmy z natury antysemitami. Absurdem jest także nadwrażliwość niektórych środowisk żydowskich i różnych rodzimych poprawiaczy. Potrafią zareagować na każdą najmniejszą krytykę wobec osoby narodowości żydowskiej czy polityki Izraela. W takim rozumieniu i wyżej podpisany jest antysemitą, bo np. otwarcie krytykuje postępowanie Żydów wobec Palestyńczyków (zresztą i odwrotnie).

Najważniejszą natomiast sprawą jest to, że antysemityzm nie jest dzisiaj w Polsce głównym problemem, wokół którego należałoby pilnie organizować jakąś debatę. Z badań CBOS z września 2007 roku wynika, że niechęć do Żydów wcale nie jest największa; są również inne nielubiane narodowości. Niechęć do Żydów deklarowało 40 proc. respondentów (tyle samo do Serbów i Wietnamczyków). Mniej gościnnie natomiast mogą się czuć u nas Arabowie (55 proc. niechętnych ocen) i Romowie (Cyganie) – aż 59 proc. negatywnych opinii (nie mylić z Rumunami – 51 proc. niechętnych). Można by zatem prędzej zorganizować debatę o tolerancji wobec Cyganów, których zresztą dzisiaj jest u nas więcej niż Żydów. Polacy także mają w wielu krajach wysoki odsetek nieufności ze strony społeczeństwa goszczącego. A mimo to nikt nie podnosi alarmu (poza wyjątkami), że wymierza się przeciwko nam ciężkie działa. Stereotyp i niechęć do Innego jest wpisana w życie społeczne.

Michael Schudrich, naczelny rabin Polski, nie czuje się szczególnie zagrożony w Polsce ze względu na swoją narodowość i wyznanie. Mimo że sam stał się obiektem chuligańskiego napadu. – Owszem, jakiś procent Polaków to antysemici. Ale jest bardzo wiele osób, które są zainteresowane judaizmem, a o tym mało się mówi w mediach – zwierza się „Gościowi” rabin Schudrich. – Dla mnie jako naczelnego rabina jest to bolesne, że się tę stronę medalu pomija. Jest kłamstwem pokazywać tylko antysemitów, a milczeć o ludziach interesujących się, często za przykładem Jana Pawła II, judaizmem i Żydami – dodaje. Przyznaje, że okres okupacji i czas komunizmu utrudnia wspólne zrozumienie. – To doświadczenia bolesne i dla Polaków, i dla Żydów. I każdy z nas ma obowiązek mówić o tym z wrażliwością na innego. A jeśli się tylko oskarża, to jest się nieuczciwym – mówi Schudrich.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.