Studia płatne, ale z ulgą?

Joanna Jureczko-Wilk

|

GN 04/2008

publikacja 28.01.2008 15:14

Rząd planuje wprowadzić płatne studia dzienne. Co studenci dostaną w zamian?

Studia płatne, ale z ulgą?

Błażej, student piątego roku Politechniki Krakowskiej, który w ramach wymiany studiuje na uczelni w Lyonie, przypomina sobie, jak jesienią ubiegłego roku we Francji studenci zablokowali połowę uniwersytetów po tym, jak rząd Nicolasa Sarkozy’ego próbował zmienić sposób finansowania uczelni i bardziej związać je z biznesem. Studenci obawiali się, że w ten sposób politycy chcą tylnymi drzwiami sprywatyzować wyższe uczelnie. Czy taki scenariusz powtórzy się w Polsce? Do tej pory żadnemu ministrowi szkolnictwa wyższego (a wielu próbowało) nie udało się wprowadzić odpłatności za wszystkie formy studiów.

Płacą pechowcy
Rektorzy wyższych uczelni są za wprowadzeniem opłat w ostatnim bastionie szkolnictwa wyższego, czyli na studiach dziennych. Czesne nie byłoby wysokie, ale – ich zdaniem – uporządkowałoby finanse wyższych uczelni. Zniknęłyby zakusy przyjmowania jak największej liczby studentów zaocznych i wieczorowych, których opłaty za naukę stanowią nawet połowę przychodów publicznych uczelni. Wzrósłby poziom nauczania (za czesne można by kupić sprzęt, wyposażyć laboratoria), niewykluczone, że potaniałyby studia wieczorowe i zaoczne. Studenci zaś byliby traktowani bardziej sprawiedliwie. – Nie jest prawdą, że na studia dzienne publicznych uniwersytetów dostają się najlepsi. Dostają się ci, którym powiedzie się na egzaminie wstępnym – mówi Błażej. Pechowiec, któremu powinie się noga, ma do wyboru: spróbować ponownie za rok (czytaj: stracić rok) lub studiować za pieniądze. A nauka na prywatnych uczelniach albo publicznych, ale wieczorowych czy zaocznych, kosztuje rocznie nawet kilkanaście tysięcy złotych. Większość studentów siedzi więc w kieszeni rodziców.

Dwie trzecie żaków płaci za naukę i przeważnie nie był to ich wybór, ale konieczność. I nie wiadomo, dlaczego wiedza zdobyta przed południem jest za darmo, a wieczorami już trzeba za nią słono płacić. Nie wiadomo, dlaczego ktoś, kto akurat znalazł się na studiach zaocznych, ma płacić za nie z własnej kieszeni, a studentowi dziennemu w pełni funduje je państwo. – Odkładanie sprawy zniesienia bezpłatnych studiów przynosi więcej szkody niż pożytku i powoduje pogrążanie polskiego szkolnictwa wyższego w chroniczne niedofinansowanie i w stan wysoce niedemokratyczny – mówił kilka miesięcy temu na konferencji European University Association we Wrocławiu prof. Tadeusz Luty, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Chociaż głosy środowisk akademickich brzmią rozsądnie, decyzja o odpłatności za studia jest tak samo niepopularna, jak wprowadzenie kilkuzłotowych opłat za wizyty u lekarza. Uczelnie czekają więc na odważny rząd.

Studenci się boją
– Gdyby studia były płatne, nie byłoby mnie na nie stać – mówi Agnieszka Jaworska, studentka Politechniki Warszawskiej. – Jest nas troje i utrzymuje nas tylko tata. Przyjechałam z Podlasia, a życie w Warszawie jest drogie. Miesięcznie wydaję ok. 800 zł, z tego prawie połowa idzie na akademik. Pieniądze dostaję od taty. Próbowałam pracować, ale na pierwszym roku nie udaje się pogodzić pracy i nauki. Kiedy w publicznej dyskusji pojawia się widmo płatnych studiów, ministrowie, rektorzy, ekonomiści próbują przekonać, że jest to rozwiązanie konieczne i najlepsze z możliwych, tak dla uczelni, jak i samych studentów. Jak wskazują badania opinii publicznej, nie wierzy im połowa Polaków, która jest przeciwna likwidacji bezpłatnych studiów. Zamiast więc mówić, kto ile będzie płacić za naukę, rząd powinien najpierw przygotować dla studentów pakiet osłonowy. Powiedzieć jasno: studia będą kosztować, ale dla uboższych proponujemy takie stypendia, ulgi, zwolnienia, najlepsi mogą liczyć na takie i takie profity. Konkretne propozycje pozwolą studentom poczuć się bezpiecznie. – Nie boję się wprowadzenia płatnych studiów, ale ten proces musi przebiegać powoli i w sposób przemyślany – mówi Łukasz Ostruszka, student Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. – Musi być powiązany z większym dostępem do świadczeń socjalnych, stypendiów. Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłby powrót do koncepcji bonów edukacyjnych.

Teraz, według danych GUS z ubiegłego roku, stypendium socjalne pobiera co szósty student. Naukowe trafia do co ósmego. Od 1991 r. odsetek studentów otrzymujących jakiekolwiek stypendium zmniejszył się o połowę. W akademiku mieszka już tylko co jedenasty żak. Pomysł z preferencyjnymi kredytami nie wypalił, bo studenci boją się, czy po studiach znajdą pracę. Na wzięcie pożyczki zdecydowało się tylko kilka procent studentów. Jeśli studia miałyby być odpłatne, nawet w bardzo niewielkim stopniu, trzeba na nowo przemyśleć system stypendialny. – Obawiam się, że założenia będą dobre, a wykonanie… jak zawsze – mówi Jola ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. – Czyli będziemy płacić za studia, a stypendia pozostaną niskie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.