Kiedyś kupię bilet w jedną stronę

Jacek Dziedzina

|

20.12.2007 01:56 GN 51/2007

publikacja 20.12.2007 01:56

– Mam już bilet, święta spędzę w Polsce – Tomek wyraźnie cieszy się z wyjazdu. – To bilet w jedną stronę – dodaje z pewnością w głosie. W Irlandii zostawia świetną pracę, kuszących podwyżką szefów i gwizdek sędziego II ligi piłkarskiej.

Kiedyś kupię bilet w jedną stronę Młodzi dziennikarze podbijają Irlandię polską prasą. Henryk Przondziono

Co to jest cud po irlandzku? Pojechać na Zieloną Wyspę i nie spotkać Polaka. Cud właściwie nie jest najlepszym określeniem, bo cuda się zdarzają, a takie sytuacje nie wchodzą w grę. – Jesteście z Polski? – kierowca autobusu z lotniska do centrum Dublina okazuje się Piotrem z Grudziądza. W hotelu, sklepie, firmie ubezpieczeniowej, w mediach, w kościele. Wszędzie ślady aktywności „naszych” i echa polskiego akcentu.
Każdy z imigrantów ma swoją drogę wewnętrznego zmagania się z pytaniem, jak długo (może na zawsze?) obcy kraj ma być nową ojczyzną. I wbrew powszechnej opinii, decyzja o powrocie nie rodzi się z nadziei, że ktoś im w Polsce zbuduje drugą Irlandię. Jeśli wracają, to do Polski właśnie. Serio.

Pogoda na jutro
Jest poniedziałek. Tego dnia słońce wyjątkowo rozjaśnia dublińskie niebo i ulice. Łatwo zmienić zdanie i nie porzucać Zielonej Wyspy, jeśli ciągły deszcz i nieznośny wiatr portowego Dublina skłaniał do tego kroku. Jednak nawet przebłysk słońca nie jest w stanie zatrzymać jednego z najlepszych pracowników Accenture. – Wyjeżdżam na święta i już zostaję w Polsce – Tomasz Superczyński z Opola jest starszym analitykiem finansowym w tej międzynarodowej firmie. Poza tym sędziuje podczas rozgrywek piłkarskich II ligi. I to nie pogoda, lepsza lub gorsza, ma wpływ na jego plany powrotu. Do Irlandii przyjechał 4 lata temu. Wtedy nie myślał o powrocie do kraju. – Dzisiaj czuję, że brakuje mi polskiej kultury, rodziny… tego „czegoś”, pewnego klimatu, choćby tego, żeby mieć wysokie góry w pobliżu – mówi Tomek.

Marzena Ciura z Jastrzębia także pracuje w Accenture. Nie zna jeszcze daty swojego powrotu, ale jest pewna, że spróbuje szczęścia w Polsce. – Całe doświadczenie, jakie tutaj zdobywam, traktuję jako inwestycję, która ma procentować w Polsce – mówi z przekonaniem. Niedawno kupiła mieszkanie we Wrocławiu, co ma jeszcze bardziej przybliżyć wielki come back.

Accenture stwarza pracownikom warunki rozwoju zawodowego. Marzena właśnie próbuje swoich sił w departamencie Human Recources. – Od razu rzucili mnie na głęboką wodę, już mam przygotować jakiś projekt – opowiada z przejęciem. – Ale w Polsce z pewnością wykazałabym się dużo większą pomysłowością, bo tu jednak czuję pewną barierę językowa – przekonuje, choć jej angielski nie budzi zastrzeżeń. – Praca jest ciekawa, a szefowie proponowali mi nawet podwyżkę, żeby mnie zatrzymać – mówi Tomek. – Pieniądze to jednak nie wszystko – dodaje z uśmiechem. Boże Narodzenie spędzi już w Polsce. Wierzy, że dobre wiatry czekają na niego w kraju.

Nie chcę babci ze skype’a
Polski bigos w stolicy Irlandii? Tylko u państwa Kowalskich. W sobotni wieczór Magda i Paweł przyjmują nas w dublińskiej dzielnicy Clonsilla. Daleko od centrum, do pracy dojeżdżają pociągiem. Nowe osiedle gustownych budynków przy odrobinie wyobraźni przypomina zgrabne zabudowania lubelskiego Sławinka. W Lublinie kończyli studia, w Dublinie są od 4 lat. Podobne brzmienie nazw miejscowości nie zmniejsza tęsknoty za rodzinnymi stronami. – Planujemy powiększyć rodzinę i nie chcemy, żeby nasze dziecko poznawało swoją babcię przez skype’a, na odległość – mówi Magda. Mimo atrakcyjnej pracy w funduszach inwestycyjnych, nie ma wątpliwości, gdzie chce spędzić życie. – Kariera i pieniądze to nie wszystko, na tym szczęścia nie da się zbudować – mówi bez udawania.

Paweł do niedawna pracował głównie fizycznie. Teraz dostał się do firmy konsultingowej. – Nowa praca tylko przyspieszy nasz powrót do Polski – zapewnia Paweł. – Nowym doświadczeniem będę mógł pochwalić się w CV, szukając pracy w Polsce – dodaje. Rozmowę kwalifikacyjną przeszedł pomyślnie, choć 4 lata temu przyjechał do Irlandii bez znajomości języka. Spotkanie z nowym szefem ułatwili mu inni Polacy, nie tylko znajomi. Wbrew opinii, że lepiej unikać Polaków za granicą, Kowalscy mają dobre doświadczenia bezinteresowności rodaków. – Ja w pracy też mam wspaniałą Polonię i możemy rozmawiać na każdy temat, bo to ludzie na poziomie – mówi Magda.

– Ani trochę nie żałujemy tego czasu spędzonego w Irlandii – mówią zgodnie. – To jest świetna szkoła życia i polecamy każdemu młodemu człowiekowi, żeby spróbował i wyjechał na jakiś czas – dodają z przekonaniem. Planują powrót nie dlatego, że czują się tutaj nieszczęśliwi. Po prostu przedłużająca się emigracja potrafi zmęczyć. – Chcemy żyć bardziej rodzinnie. Na święta jedziemy do Polski, ale marzy nam się, żeby przyjechać już na stałe. Maksymalnie 2 lata, i wracamy – obiecują Kowalscy.

Co powiedzą, gdy wrócę?
Kościół św. Audoena w Dublinie, centrum życia religijnego Polaków. Parafia tętni życiem tych, którzy emigrację spędzają nie tylko na tygodniowym podsumowaniu stanu konta. W pracowni pasjonaci fotografii kończą przygotowanie wystawy „Moja Irlandia”. Dla Tomasza Seidlera ze Szczecina to ostatnie tygodnie na Zielonej Wyspie. – Wracam na święta, na stałe – pokazuje swoje ulubione zdjęcie z krzyżem. – W Polsce jest moja żona i dziecko, więc tam jest moje miejsce – mówi. – Trochę boję się tego powrotu – przyznaje. – Będę musiał odbudować wiele relacji, także z przyjaciółmi – w głosie Tomasza jest jednak nadzieja. – Chcę założyć firmę remontową, nawet mam już pierwsze zamówienie – wierzy w powodzenie projektu, bo w Irlandii zdobył doświadczenie w tym fachu.

W tym momencie dołączają do nas… harcerze. Mirek Karczmarczyk i Asia Olszewska są w irlandzkich mundurach harcerskich. Dołączyli do wyspowego skautingu, bo Irlandczycy także byli chętni do współpracy. – Zostaniemy tutaj dłużej, bo w Polsce jest trudniej, a tutaj mamy stałą pracę – mówi Mirek, informatyk i geodeta. W Dublinie jest księgowym w firmie ubezpieczeniowej, wcześniej zaliczył też lokalny oddział Microsoftu. – Teraz mieszkamy tutaj i chcemy dobrze wykorzystać ten czas, a mamy dużo pomysłów – dodaje harcerz.

Żywa parafia polska jest zasługą ks. Jarosława Maszkiewicza. W ciągu ostatnich dwóch lat udowodnił, że duszpasterskie zaangażowanie na emigracji musi być wyjściem po człowieka, a nie tylko czekaniem na chętnych. – Rzeczywiście, wielu Polaków wraca do kraju – przyznaje. – Przychodzą się pożegnać. Mają już chyba przesyt, zwłaszcza jeśli zostawili rodziny w Polsce – dodaje.

Bóg tułaczy
W Galway na zachodnim wybrzeżu mieszka blisko 8 tys. Polaków (na 75 tys. mieszkańców). Przyjeżdżamy w dniu zakończenia rekolekcji dla Polaków. Ponad 500 osób słucha adwentowych refleksji. Ania i Krzysztof Czyżowie już od roku mieszkają w Galway. Ania (pedagog i historyk sztuki) pracuje w przedszkolu, a w parafii prowadzi scholę i śpiewy podczas liturgii. – Ludzie mają tutaj niesamowity głód polskich i religijnych tekstów – mówi z zapałem.

– Ostatnio ktoś przywiózł kilkadziesiąt egzemplarzy „Dzienniczka” św. Faustyny. Rozeszły się błyskawicznie – dodaje. Mąż Krzysiek (historyk sztuki) – ma szansę dostać posadę w pobliskim muzeum. Oboje chcieliby wrócić do kraju, ale nie mają określonej daty. – To nie jest takie proste – mówi Krzysiek. – Tęskni się za tym, co polskie, za rodziną, Beskidami, ale to jest argument emocjonalny. Ja patrzę racjonalnie, że w Polsce mam mniejsze szanse – dodaje.

Ala i Arek, młode małżeństwo, w ogóle nie myślą na razie o powrocie. – Na emigracji zbliżyliśmy się bardziej do Boga – mówią po rekolekcjach. Ksiądz Andrzej Krzesiński, rekolekcjonista, uważa, że na emigracji następuje jasne określenie swojej postawy religijnej: pogłębienie lub odejście. – To stan pewnej wędrówki, w pewnym sensie odcięcia się od korzeni, trudnych sytuacji, a to może sprzyjać zbliżeniu do Boga – mówi duszpasterz.

Wracamy razem samochodem z Galway do Dublina. Ksiądz Andrzej uważa, że nie da się stworzyć tylko jednej czy nawet trzech kategorii imigrantów. – Jedni chcą uciec od czegoś, coś zostawić. Ale tak się nie da, bo nierozwiązane sprawy ciągną się za człowiekiem – mówi duszpasterz z Dublina. – Inni przyjeżdżają całą rodziną, chcą się czegoś dorobić. Jeszcze inni zostawiają współmałżonka i dzieci i albo wracają za jakiś czas, albo ciągle przedłużają pobyt. Uważam, że problem rozdzielonych małżeństw jest największym problemem emigracji. To jest jednak wystawianie swojego związku na poważne zagrożenie – uważa ks. Andrzej. – Albo razem, albo osobno, ale z jasno określonym czasem powrotu – dodaje. Jego zdaniem, lęk przed powrotem jest zrozumiały. – Nie są pewni, co ich czeka. Tu jest pewne bezpieczeństwo finansowe, a w kraju niekoniecznie – mówi.

Dobrze nam tu, ale…
Tomek Bereska, Iza Porębska i Magda Bebłot pracują w Waterloo House. Jeden z najlepszych w Irlandii hoteli swoją pozycję zawdzięcza właśnie ekipie młodych Polaków. – Menedżerka Irlandka wie, że wszystko w hotelu gra, kiedy tu jesteśmy, i często zostawia nas samych – mówi Magda. W Polsce pracowała w agencji reklamowej, od dwóch lat z mężem mieszka w Irlandii. – Kiedyś Irlandczycy z hotelu po drugiej stronie ulicy przyszli do nas, żeby pożyczyć trochę bekonu i mydła, bo im zabrakło – Iza i Tomek wspominają ze śmiechem przygody sąsiadów.

Tomek przyjechał 2 miesiące temu. Skończył studia z turystyki. W Polsce nie narzekał na bezpieczeństwo finansowe. Pracował jako przedstawiciel handlowy i tuż przed wyjazdem dostał jeszcze ciekawszą propozycję. – Ta praca jednak kosztowała mnie zbyt wiele stresu – wspomina. – Otrzymałem ofertę za jeszcze lepsze pieniądze, ale to byłoby życie na jeszcze większych obrotach, ciągle pod telefonem – przekonuje. W hotelu czuje się spokojniej, nie ma takiej presji czasu. Chociaż traktuje tę pracę jako etap przejściowy, swoje obowiązki wykonuje profesjonalnie. – Wrócę może za 10–12 lat – zamyśla się na chwilę. – Tutaj spróbuję założyć jakiś interes, mam już nawet pomysł – opowiada mi o projekcie, którego szczegółów nie zdradzę, żeby potencjalna konkurencja nie podłapała. Anna Paś także nie myśli o powrocie. Jest współtwórcą i redaktorem naczelnym „Polskiego Ekspresu”, dwutygodnika w języku polskim. – Irlandia jest krajem cudów, tutaj dzieją się rzeczy, o których kiedyś baliśmy się marzyć – mówi z przekonaniem, wspominając łatwość, z jaką zakładała firmę. Przyznaje, że życie emigranta pełne jest tymczasowości, bycia „między”. – Po 2, 3 latach trzeba się określić: albo zrywamy z tą tymczasowością, albo dalej tkwimy jedną nogą w Polsce, drugą w Irlandii. Ale to ostatnie prowadzi do frustracji – uważa.

Nawet najbardziej oswojonym z nową ojczyzną zawsze będzie brakować tego „czegoś”. W grudniu w Dublinie wystawiono monodram Jerzego Lacha „Więcej światła”. Opowieść jest oparta na zapiskach młodej aktorki, która wyemigrowała za ojcem. Zderzenie krainy swoich marzeń z trudną rzeczywistością doskonale oddaje to, co czują tysiące imigrantów. – Kiedy obejrzałam to w wersji angielskiej, zupełnie mnie to nie ruszyło, choć wszystko rozumiałam – wspomina Ania. – Kiedy obejrzałam to samo w polskiej wersji, wyszłam wzruszona do głębi…

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
  • Zobacz więcej w bibliotece
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.