Nasz Kościół jest słaby

rozmowa z dr Adolpho Lindenbergiem

|

GN 46/2007

publikacja 19.11.2007 10:35

O Brazylii mówi się, że to największy kraj katolicki świata. To już nie jest prawdą – twierdzi dr Adolpho Lindenberg, brazylijski przedsiębiorca i działacz katolicki, w rozmowie z Pawłem Tobołą-Pertkiewiczem

Nasz Kościół jest słaby Paweł Toboła-Pertkiewicz

Adolpho Lindenberg jest jednym z założycieli i redaktorów miesięcznika „Catolicismo”. Przez wiele lat wykładał na Katolickim Uniwersytecie So Paulo. Pod wpływem swego kuzyna prof. Plinia Corri de Oliveira zaangażował się w katolickie życie intelektualne Brazylii, skupiając wokół siebie grupę intelektualistów i przedsiębiorców o poglądach wolnorynkowych

Paweł Toboła-Pertkiewicz: Mieszka Pan w największym katolickim kraju świata. W tym roku pielgrzymował do was Benedykt XVI. Czy po tej pielgrzymce wiara Brazylijczyków umocniła się?
Adolpho Lindenberg: – Niestety nie. Od wielu lat Brazylijczycy odsuwają się od wiary i Kościoła. Wizyta Papieża była wielkim wydarzeniem, ale dla wielu moich rodaków nie przybywał namiestnik Chrystusowy na ziemi, lecz jeszcze jedna wielka gwiazda. Obawiam się, że niewiele z nauk papieskich trafiło do serc Brazylijczyków. Przyjęli pielgrzymkę jako wielkie show, a nie czas nawrócenia i pokuty.

W Pańskim kraju rządzi lewicowy prezydent Luiz Inácio Lula da Silva. Czy to zagrożenie dla tradycyjnych katolickich wartości?
– Lula da Silva jest człowiekiem niejednoznacznym. Mówi, że popiera rozwiązania rynkowe, ale realizuje program socjalistyczny. Jest człowiekiem lewicy, jeśli chodzi o wartości. Wywodzi się z Partii Pracy, która popiera aborcję i związki homoseksualne. Sam też wielokrotnie publicznie popierał aborcję.

Czy istnieje niebezpieczeństwo, że niebawem w Brazylii zalegalizowane zostaną związki homoseksualne lub zrealizowane inne postulaty niezgodne z etyką katolicką?
– Da Silva jest populistą, który chce się podobać wyborcom. Jeśli nie będzie wielkiego sprzeciwu wobec legalizacji aborcji, to będzie dążył do jej prawnego usankcjonowania. Ruchy na rzecz legalizacji aborcji czy związków homoseksualnych są bardzo aktywne i silne w Brazylii. Wydaje mi się, że spełnienie ich postulatów jest jedynie kwestią czasu, gdyż nie ma w naszym kraju żadnej potężnej siły, która chciałaby walczyć o prawo do życia nienarodzonych.

A Kościół, katolickie ruchy świeckich?
– Nie mają takiej siły jak zwolennicy antykatolickich rozwiązań. Problemem stał się też odpływ wiernych do protestan-ckich sekt, które bardzo skutecznie odciągają katolików od Kościoła. Niemal jedna czwarta Brazylijczyków dała się im uwieść. W So Paulo już tylko niewiele ponad połowa mieszkańców należy do Kościoła katolickiego.

Kto częściej ulega sektom – ludzie zamożni czy biedni?
– Do sekt przyłączają się częściej ubodzy, wydawać by się mogło, że tradycyjnie mocniej przywiązani do Kościoła. To smutne, bo okazuje się, że ich wiara była bardzo płytka.

Czy to ma związek z sytuacją gospodarczą i wielkimi dysproporcjami wśród Brazylijczyków? Jak wygląda obecnie sytuacja gospodarcza tego największego kraju kontynentu?
– Obecnie mamy najwyższe w historii naszego kraju podatki. Wzrost gospodarczy nie przekracza 2–3 proc., a głównym problemem jest zatrudnienie w firmach państwowych. Mamy też wielkie obszary nieuprawianej ziemi. Różnice w dochodach są, ale nie są one zarzewiem walk klasowych i odpływu wiernych nie wiązałbym z ich sytuacją materialną.

Czy jest szansa na zatrzymanie tych tendencji?
– To jest niemal niemożliwe. Nie mamy rozwiniętych ruchów katolickich, jak np. w Polsce. Wśród duchownych jest sporo zwolenników teologii wyzwolenia. Oni nie akceptują nauk papieża i jawnie wspierają rozwiązania sprzeczne z nauką Kościoła.

Jaka przyszłość czeka zatem katolicką niegdyś Brazylię?
– Nie widzę jej w różowych barwach. Razem z przyjaciółmi od wielu lat staram się zbudować wielki ruch katolicki, który miałby szansę przeciwstawienia się tym wszystkim tendencjom burzącym nasz niegdyś katolicki kraj. Może wówczas uda nam się powstrzymać niekorzystne zjawiska.

Czy jest szansa na zbudowanie takiego ruchu?
– Wierzę, że tak. Spora część biskupów patrzy z nadzieją na nasze działania i popiera nas.

Coraz częściej w Ameryce Południowej do władzy dochodzą przywódcy pokroju Hugo Chaveza, którzy zamierzają budować na nowo socjalizm i walczą z Kościołem.
– Od dziesięcioleci mieszkańcy ulegają populistycznym hasłom i ideom socjalistycznym. Demagodzy w stylu Chaveza budzą powszechny entuzjazm i dlatego z łatwością zwyciężają w wyborach. Populiści rządzą nie tylko w Wenezueli. Boliwią rządzi Morales, Ekwadorem Correa, a Argentyną Kirchner. My mamy Lulę da Silva. Wyjątkiem jest Chile, które ma zdrowe fundamenty gospodarcze i stabilny system polityczny. W innych krajach, może jeszcze wyłączając Kolumbię, ludzie wciąż wierzą w socjalizm i kolektywizm. Także duża część duchowieństwa, w tym i biskupów, ulega tym złudzeniom, wierząc, że zbudują szczęśliwe społeczeństwa, opierając się na założeniach teologii wyzwolenia, potępionej zarówno przez Jana Pawła II, jak i Benedykta XVI.

Czy jest w Ameryce Południowej kraj, który można uznać za katolicki i wolny od populizmu?
– Chyba tylko Chile. Tam panują zdrowe podstawy gospodarcze, dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Mimo że rządzi tam obecnie lewicowa prezydent Michelle Bachelet, w porównaniu z Lulą da Silva czy Kirchner, jest bardzo centrowa. Budzi się też Kolumbia – zarówno pod względem gospodarczym, jak i wiary katolickiej. Kolumbijska gospodarka rozwija się coraz szybciej, kraj ten podpisał niedawno porozumienie o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Również kolumbijscy katolicy są silni i mają duży wpływ na politykę. Generalnie jednak siła katolików w Ameryce Południowej jest znacznie mniejsza, aniżeli powszechnie się to przyjęło uważać. Niestety.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.