Idź po swoje

Jarosław Dudała

|

GN 39/2007

publikacja 02.10.2007 19:56

uzyskać pełną własność zajmowanego dotąd mieszkania spółdzielczego.

Idź po swoje Ok. 1 tys. zł i 3 miesiące czekania – tyle potrzeba, by zostać właścicielem swego mieszkania spółdzielczego. Agencja Gazeta/Marcin Tomalka

Wciąż jednak wielu ludzi nie wie, jak może zostać właścicielami swego „M”. – Miałem już wiele spotkań z pytaniami o ścieżkę postępowania – mówi poseł sprawozdawca tej ustawy Grzegorz Tobiszowski.
A sprawa nie jest szczególnie skomplikowana. Spółdzielca posiadający prawo lokatorskie składa do spółdzielni wniosek o jego przekształcenie w pełną własność.

To, co musi zapłacić, to nie są duże pieniądze, bo spłaca się nie obecną wartość rynkową mieszkania, ani nawet nie jej część, tylko nominalne koszty budowy, która miała zwykle miejsce wiele lat temu. A wiadomo, że na skutek inflacji dawne ciężkie tysiące dziś są zaledwie groszami.

Np. w katowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej są to zwykle kwoty w wysokości 130–150 zł. Do pokrycia przez lokatora zostaje jeszcze tylko opłata u notariusza i koszt wpisu do księgi wieczystej (około 500 zł). Zatem, żeby zyskać pełną własność swego mieszkania lokatorskiego trzeba wydać ok. 1 tys. zł. Cała procedura nie może trwać dłużej niż 3 miesiące. Przeszkodą może być nieuregulowany status prawny gruntu albo zaległości finansowe lokatora wobec spółdzielni.

Niesprawiedliwe?
Jak łatwo się domyślić, wprowadzenie ustawy nie spodobało się władzom spółdzielni. Świadczy o tym wniosek Krajowej Rady Spółdzielczej, która zwróciła się do Rzecznika Praw Obywatelskich z prośbą o zaskarżenie części przepisów ustawy do Trybunału Konstytucyjnego.

Pierwszy zarzut odnosi się do tego, że teraz możliwe jest wykupienie mieszkań za niewielkie pieniądze, podczas gdy wielu wykupiło je wcześniej na znacznie mniej korzystnych warunkach.

Czy to jest niesprawiedliwe? Jak mówi poseł Tobiszowski, niesprawiedliwa była sytuacja przed wprowadzeniem ustawy. Problem polegał na tym, że w latach 90. spółdzielnie mieszkaniowe dostały od państwa ułatwienia w spłacaniu kredytów zaciągniętych na budowę mieszkań. Nie musiały martwić się kolosalnymi odsetkami, jakie zmuszone byłyby płacić, gdyby uwzględnić wielką inflację z czasów reformy Balcerowicza.

Płaciły tylko tyle, ile wydały na budowę i to według wartości nominalnej, bez uwzględnienia inflacji. Ale od lokatorów wykupujących swoje mieszkania żądały opłat znacznie wyższych, bo liczonych od wartości rynkowej lokalu, która była wysoka, ponieważ inflację uwzględniała. I to dopiero było niesprawiedliwe. – Nowa ustawa naprawia tę sytuację – przekonuje poseł Tobiszowski.

Tłok u rejenta?
Inni pytają, co to się będzie działo w kancelariach notarialnych, gdy wszyscy zainteresowani ruszą po własność swych mieszkań. Po półtora miesiąca funkcjonowania ustawy rzeczywistość nie potwierdza tych obaw.

Np. w katowickiej kancelarii rejenta Michała Grajnera na podpisanie stosownych dokumentów czeka się 4 dni. W jednej z warszawskich kancelarii, która obsługuje dwie spółdzielnie, czekać trzeba aż miesiąc, ale już u innego stołecznego notariusza nikt w ogóle nie pytał o załatwienie podobnych spraw. Podobnie w badanej kancelarii w Szczecinie. W jednej z kancelarii notarialnych w Łomży miły głos poinformował, że podpisywanie stosownych dokumentów odbywa się turami, organizowanymi w porozumieniu ze spółdzielniami, i przebiega dość sprawnie.

Moim zdaniem Jarosław Dudała
Kilkanaście lat temu mój znajomy, rodowity Niemiec, pytał mnie, czy moje mieszkanie jest kupione czy wynajęte. – Wykupiłem je, ale nadal muszę płacić czynsz – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Mój gość z Niemiec najwyraźniej nie był w stanie tego zrozumieć. Ja właściwie też nie. Dlatego cieszę się, że nowa ustawa wprowadza realne pod względem finansowym możliwości zyskania pełnej własności mieszkań spółdzielczych. To lubię – normalność!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.