Dziurawe granice

Andrzej Urbański

|

GN 36/2007

publikacja 10.09.2007 23:46

Bogaty rynek kolekcjonerski w USA oraz Kanadzie jest wciąż najczęstszym miejscem nielegalnego wywozu zabytków z Polski. W ostatnim czasie pojawiły się nowe tendencje dotyczące wywozu obiektów na wschód, na tereny szybko bogacących się i rozwijających rynków w Rosji, na Białorusi i Ukrainie.

Dziurawe granice

Na przejściu drogowym w Jędrzychowicach funkcjonariusze Łużyckiego Oddziału Straży Granicznej ujawnili pod koniec ubiegłego roku nielegalny wywóz zabytkowych mebli o wartości ponad 24 tys. zł. Stoły, komody, szafy, ławy, sekretarzyki oraz ozdobny zegar próbował przewieźć przez granicę bez zezwolenia Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków mieszkaniec Zakrzówka. Takie pozwolenie jest potrzebne także wtedy, gdy przeprowadzając się za granicę, chcemy z rodzinnego do- mu zabrać np. meble, instrumenty, obrazy czy biżuterię od pokoleń należące do naszej rodziny.
Monety, biżuteria i ikony

Z obserwacji służb celnych wynika, że najczęściej wywożone są z Polski monety i banknoty. – Tylko w ubiegłym roku na granicy zatrzymano 784 sztuki starych pieniędzy – mówi Andrzej Świstowski, koordynator ds. ochrony dóbr kultury Izby Celnej w Gdyni. Kolejną kategorię stanowi biżuteria. – Bardzo często przemycane są również obrazy i grafiki oraz przedmioty kultu, w tym ikony, krzyże i ołtarzyki – wylicza Świstowski. Ale nie tylko przestępcy przemycający zabytki zatrzymywani są przez służby celne. Także zagraniczni turyści czy Polacy, którzy po prostu nie wiedzą, że stary przedmiot – pamiątka rodzinna lub bibelot kupiony na targu staroci – jest według prawa zabytkiem i żeby przewieźć taką rzecz przez granicę, trzeba mieć specjalne pozwolenie.

Przepisy są w tej materii precyzyjne i jednoznaczne. – Zdajemy sobie sprawę z kłopotów związanych z ustawą – tłumaczy Andrzej Świstowski. Trzeba jednak pamiętać, że służby celne nie są od ustanawiania prawa, ale jedynie jego egzekwowania – dodaje. – Pozwolenie czasowe na przewożenie instrumentów wydawane jest najdłużej na dwa lata, a do tego jest płatne – dziwi się Bernadeta Wujtewicz, skrzypaczka z Gdańska, koncertująca także za granicą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.