Drugie życie – hulaj duszo

Tomasz Rożek

|

GN 32/2007

publikacja 08.08.2007 15:41

Światy wirtualne istnieją. Nie, nie chodzi o wielką fizykę. Można „żyć” w komputerze. Wybierając sobie wiek, wygląd czy kolor skóry, a nawet miejsce zamieszkania i zawód.

Drugie życie – hulaj duszo

Wirtualny świat to taki, który istnieje poza naszą rzeczywistością. Poza codziennym wstawaniem do pracy, zakupami, zmywaniem naczyń czy odrabianiem lekcji. W świecie nierzeczywistym wszystko można skonstruować inaczej. Można być kimś innym. Możliwości jest wiele, ale największe daje wypuszczona na rynek w 2003 r. gra komputerowa o nazwie „Second Life”, czyli „Drugie życie”. Jej akcja toczy się cały czas, nie tylko wtedy, gdy użytkownik włączy komputer. Grają w nią miliony ludzi na całym świecie, a co bardziej obrotni całkiem nieźle na tym zarabiają.

Jak w prawdziwym świecie
Wszystko toczy się jak w prawdziwym życiu. Można kupić ziemię (albo nawet całą wyspę), można wybudować albo kupić dom, w końcu można świadczyć wszelakie usługi. Chcesz być szewcem, a może mechanikiem samochodowym albo ogrodnikiem? Nie ma sprawy. Jedyne, co musisz, to przekonać innych, że to, co robisz, jest im potrzebne. Bez klientów interes upada, bo ktoś musi przecież płacić rachunki. No właśnie. Pieniądze. W Second Life panują tak samo bezwzględne prawa rynku jak w świecie rzeczywistym. Jednostką płatniczą jest tutaj linden dolar (L$), ale wbrew pozorom nie jest on całkowicie nierzeczywisty. Wirtualne dolary kupuje się za prawdziwe pieniądze. Zarabiają na tym autorzy gry, ale także jej uczestnicy. W wirtualnym świecie istnieją banki i kantory, w których można prawdziwe pieniądze (z karty kredytowej) zamienić na wirtualne. A walutę z Second Life można kupić np. na aukcjach internetowych Allegro. W ciągu doby obrót finansowy gry sięga 1,3 mln amerykańskich dolarów.

Budujemy drugi świat
Wróćmy do przykładu szewca, którym zawsze chciała zostać, powiedzmy, emerytowana polonistka. Najpierw musi kupić kawałek ziemi i wybudować zakład. Albo wynająć odpowiednie miejsce w budynku już istniejącym. W obydwu wypadkach trzeba zapłacić. Dylemat jest podobny jak w świecie rzeczywistym. Budowa więcej kosztuje, ale wynajem to dawanie pieniędzy obcym. Trzeba podjąć ryzyko. Decydując się na budowę, szewc-emerytka musi wynająć firmę budowlaną. To inna osoba (może sąsiad, z którym starsza pani codziennie spotyka się u piekarza?), która nabyła umiejętność budowania, czyli, innymi słowy, tworzenia w wirtualnym świecie obiektów.

To, z czego składa się świat Second Life, jest stworzone przez użytkowników gry. Domy, fabryki, parki… całe miasta, ale także statki kosmiczne, rośliny i zwierzęta. Proste obiekty można programować samemu, ale te bardziej skomplikowane warto stworzyć w osobnym programie i „wrzucić” do Second Life. Umieszczenie pliku graficznego (np. zakładu szewskiego o szczególnie wyszukanych kształtach) na serwerze gry kosztuje 10 L$. Tyle samo kosztuje umieszczenie pliku dźwiękowego. Może szewc zażyczy sobie, by wchodzących do jego zakładu gości witał jakiś miły dźwięk? To może przyciągnąć klientów. Może też chcieć, by w poczekalni zawsze brzmiała konkretna stacja radiowa. Wystarczy w odpowiednim miejscu wpisać adres sieciowy rozgłośni, która nadaje swój program w Internecie. Te wszystkie czynności wydają się skomplikowane, ale… tak samo jest w prawdziwym życiu. Do budowy domu wynajmuje się ekipę specjalistów. I płaci się im za wykonaną usługę.

Wirtualny biznes, realny zysk
Na razie zamawiający usługi szewc wszystko opłacał z pieniędzy, które miał zaoszczędzone (kupione za prawdziwe pieniądze) albo pożyczone w wirtualnym banku. Teraz czas pomyśleć o zyskach. Można by zapytać, po co komu buty w wirtualnym świecie. Przecież tam nie można się przeziębić ani skaleczyć w stopę. O przeziębienie rzeczywiście trudno, ale trzeba pamiętać, że w prawdziwym życiu butów nie kupuje się tylko po to, by było ciepło w nogi. W przeciwnym razie wszyscy chodziliby w walonkach. Buty nadają osobie charakteru. Wybiera się je tak, by podobać się innym (a przy okazji sobie). Tak jest też w Second Life. Wirtualny szewc powinien mieć z góry określoną strategię. Powinien wiedzieć, na jaki produkt wirtualny rynek będzie najbardziej chłonny. Czy mają to być wysokie szpilki, czy ciężkie glany.

Gdy buty zostaną wyprodukowane, przychodzi chwila prawdy. Czy ludzie zechcą je kupować? Wszystko zależy od ceny. Ceny są w linden dolarach, ale mechanizm ich kształtowania jest jak najbardziej rzeczywisty. Wszystkim steruje tutaj podaż i popyt. Szewców produkujących glany (albo szpilki) może być więcej. Cena musi być zatem konkurencyjna. Albo produkt lepszy. Jeżeli wszystko potoczy się szczęśliwie, szewc – a wraz z nim klikająca pani na emeryturze – może stać się bogaczem. Może mieć w banku albo w skarpecie (wybory w Second Life są identyczne jak w życiu prawdziwym) całkiem sporo dolarów. Te pieniądze można inwestować (większa fabryka, więcej ziemi, akcje) albo… wypłacić. Zawsze znajdą się tacy, którym brakuje waluty miejscowej i są za nią w stanie zapłacić prawdziwymi dolarami.

I tak zatoczone zostało koło. Bo za zaistnienie w wirtualnym, równoległym życiu trzeba zapłacić. Ale udany biznes, ciekawy pomysł można przekuć na prawdziwy majątek. Nasza starsza pani może dorabiać sobie do emerytury… sprzedając punkom z wirtualnego świata ciężkie buty albo szczupłym modelkom wysokie szpilki. To, co dzieje się w świecie wirtualnym, nie jest całkowicie oddzielone od świata rzeczywistego. W końcu za każdym awatarem – bo tak nazywają się postacie w Second Life – stoi człowiek z krwi i kości. To, co zobaczy czy odczuje w świecie wirtualnym, może mieć wpływ na jego wybory w świecie rzeczywistym. Już od jakiegoś czasu partie polityczne toczą tam między sobą boje w czasie kampanii wyborczych. A nuż przekonają do siebie kogoś, do kogo nie docierają argumenty podawane na plakatach, reklamówkach telewizyjnych czy spotkaniach wyborców.

Ambasada w Second Life
Świat Second Life jest stworzony przez użytkowników. Budują oni domy i całe dzielnice. Dokładnie tak jak wtedy, gdy człowiek kolonizował nowe lądy. Bogatsi mieli lepsze domy, a biedni gorsze. Zawiązywały się spółki, które budowały drapacze chmur, ale także takie, które produkowały kostkę brukową. Wirtualną rzeczywistość trzeba postrzegać właśnie w kategoriach zdobywania nowych terenów. W Second Life można jednak spotkać budowle, firmy czy instytucje rzeczywiste. Kilka tygodni temu swoją ambasadę w Second Life otworzyło Królestwo Szwecji. Nie jest pierwszym krajem, który do wirtualnego świata wysłał swoich ambasadorów. Swoje sklepy i fabryki w grze mają firmy, które istnieją w świecie rzeczywistym, np. koncern odzieżowy Adidas czy oferująca elektronikę i telefony komórkowe Nokia. Nie ma się co dziwić. Choć z telefonu komórkowego w wirtualnym świecie nie ma pożytku (postacie porozumiewają się między sobą, czatując, czyli pisząc na klawiaturze komputerowej komunikaty tekstowe), wielu jest takich, którzy lubią się pochwalić najnowszym modelem komórki. Przy okazji można samemu – już w prawdziwym życiu – kupić nowy telefon. To reklama i dobry sposób na dotarcie do nowych klientów. Prawdziwych, a nie wirtualnych.
Swoistą reklamą jest także umieszczanie w wirtualnym świecie istniejących w rzeczywistości instytucji. Pierwszą polską uczelnią w Second Life będzie Nowosądecka Wyższa Szkoła Biznesu. Można będzie do niej wejść, zwiedzić czy zapytać o kierunki studiów. Zagraniczne uniwersytety obecne od dawna w świecie wirtualnym oferują także możliwość uczestniczenia w niektórych wykładach.

Second Kraków
Jeszcze dalej idą twórcy wirtualnej wersji Krakowa. To pierwsze polskie miasto i po Amsterdamie drugie europejskie, które będzie miało swoje wirtualne odbicie. Trwają prace nad tym, by koncerty, które odbywają się na krakowskim rynku, na żywo można było oglądać na wirtualnym krakowskim rynku w Second Life. Już niedługo będzie też można kupić mieszkanie w centrum miasta królewskiego, zwiedzić Sukiennice i kościół Mariacki oraz przejechać się dorożką wokół Rynku.

Od kilku dni w wirtualnym świecie można spotkać także jezuitów. To pierwszy zakon katolicki, który się tam znajdzie. – Będziemy głosili słowo Boże w grze, z wykorzystaniem najnowszych technologii – oświadczyli na łamach swojego pisma „Civiltŕ Cattolica”. Powstaną także miejsca skupienia, gdzie mieszkańcy wirtualnego świata będą mogli porozmawiać czy się pomodlić. Misjonarze mają zamiar wejść „w tłum” i nawracać przez kontakt bezpośredni. Jednym z zadań, jakie stawiano przed jezuitami w pierwszych latach ich działalności, była edukacja i praca misyjna w nowo zasiedlanych koloniach w Ameryce i Azji. Doświadczenia sprzed kilkuset lat na pewno przydadzą się w Second Life.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.