Feministka pro life

ks. Tomasz Jaklewicz; współpraca: Joanna Petry Mroczkowska

|

GN 30/2007

publikacja 26.07.2007 19:37

Od poglądów lewicowo-feministycznych do obrony życia i rodziny. Od materializmu do wiary katolickiej. Intelektualna i duchowa ewolucja Elizabeth Fox-Genovese w środowisku amerykańskiego uniwersytetu była skandalem.

Feministka pro life Elizabeth Fox-Genovese pracowała na Emory University w Atlancie.

Betsey – tak ją nazywali bliscy i przyjaciele. Profesor Elizabeth Fox-Genovese zmarła 2 stycznia 2007 roku w wieku 65 lat, po nieudanej operacji i 15 latach zmagania ze stwardnieniem rozsianym. W Polsce jej nazwisko jest kompletnie nieznane, ale w amerykańskich środowiskach feministycznych było o niej głośno z wielu powodów. Najpierw dlatego, że jako pierwsza uczyniła z feminizmu przedmiot badań uniwersyteckich. Później, zdaniem wielu naukowców i feministek, zdradziła swoje ideały. Odrzuciła i krytykowała wiele dogmatów radykalnego feminizmu, wykazując, że obracają się one przeciwko kobiecie. Zaangażowała się w ruch pro life i obronę wartości rodziny i moralności seksualnej, stając się czołowym głosem konserwatywnego skrzydła ruchu kobiecego. Dokonała też jawnej konwersji na chrześcijaństwo, i to w wersji najbardziej nie do przyjęcia przez jej byłych towarzyszy: wstąpiła do Kościoła katolickiego.

Kobieta prezydent i 23 dzieci
Jako dziecko marzyła, by zostać pierwszym w historii USA prezydentem kobietą i mieć dwadzieścia troje dzieci. Poszła w ślady swojego ojca, Edwarda W. Foxa, i została akademickim profesorem historii. Studiowała historię i literaturę francuską na kilku uczelniach w Stanach, a przez rok w Paryżu. Doktorat z historii uzyskała na Harvardzie. Jej naukową pasją szybko stały się badania nad dziejami walki kobiet z dyskryminacją. Wykładała na różnych amerykańskich uniwersytetach, a od 1986 roku na renomowanym Emory University w Atlancie, gdzie stała się pionierem naukowych badań feminizmu.

Założyła Instytut Studiów nad Kobietami i przez 5 lat kierowała jego pracami. Pod jej kierunkiem powstały pierwsze doktoraty z „feminizmologii”. W 1969 roku poślubiła Eugene D. Genovese, lewicowego historyka, urzeczonego pismami Marksa i postacią Stalina. Prof. Genovese wsławił się m.in. publicznym wspieraniem Vietcongu w czasie wojny wietnamskiej. W latach siedemdziesiątych państwo Genovese wydawali wspólnie pismo „Perspektywy Marksistowskie”. Nazywano ich „królewską parą radykalnej akademii”. Elizabeth Fox-Genovese opowiadała się wtedy za legalizacją aborcji. Tamte lata nazywała później „długim terminowaniem” w laickim świecie liberalnych intelektualistów.

Jak to się stało, że feministyczna profesor dokonała tak radykalnego przejścia ze świata moralnego liberalizmu i sekularyzmu do świata wartości chrześcijańskich? Na łamach „First Things”, pisma konserwatywnych katolików, opublikowała „A Conversion Story”, czyli opowieść o swoim nawróceniu. Wbrew pozorom nie był to gwałtowny zwrot w stylu św. Pawła. Swoją przemianę porównywała raczej do drogi św. Augustyna. Podobnie jak słynny konwertyta sprzed wieków, doświadczyła rozczarowania ideologiami obowiązującymi we własnym środowisku. Szukała uczciwie prawdy i to poszukiwanie doprowadziło ją do wiary religijnej.

Relatywizacja relatywizmu
Nigdy nie była wojującą ateistką. Jej ojciec wywodził się z rodziny o tradycjach protestanckich, matka – żydowskich, oboje byli jednak niewierzący. Z domu rodzinnego wyniosła pewną podstawową wiedzę o chrześcijaństwie oraz szacunek do biblijnych proroków, katolickich świętych, protestanckich liderów. Czuła respekt dla postaci Jezusa Chrystusa jako uniwersalnego wzoru ofiarnej miłości. W czasie studiów nasiąknęła jednak całkowicie filozofią materialistyczną. Przekonanie o narastającym złu w historii świata doprowadziło ją do akceptacji laickiego dogmatu: „Bóg umarł”.

W latach 80. prof. Fox-Genovese coraz bardziej krytycznie oceniała przeobrażenia zachodzące w klimacie jej naukowego środowiska. Drażniła ją zwłaszcza pycha członków akademii i czynienie jednostki jedynym punktem odniesienia dla etyki. Instynktownie szukała jakiegoś obiektywnego centrum moralności. „Widziałam, jak laicki świat coraz mocniej promował przekonanie, że jest tyle moralności, ilu ludzi, a więc jest czymś niestosownym narzucać innemu moją moralność, skoro znajduje się on w odmiennej sytuacji. Oceniałam ten moralny relatywizm z narastającym niepokojem. Trudno sobie wyobrazić świat, w którym każdy podąża za swoim osobistym moralnym kompasem. Prędzej czy później moja etyka zderzy się z etyką drugiego. A to najprawdopodobniej doprowadzi do jakiejś formy przemocy” – pisze po latach. „Narastająca walka w moim sercu i duszy to nie była kwestia lewicy czy prawicy, ale pytanie o dobro i zło i o możliwości ich rozpoznania”.

Języczkiem u wagi okazał się temat aborcji. „Kiedy zaczęłam podejmować ten temat w swoich publikacjach, moje zaangażowanie w obronie prawa kobiet do rozwoju swoich talentów skłoniło mnie do wspierania legalizacji aborcji, przynajmniej w pewnym zakresie. Ale już wtedy wydawało mi się, że trzeba na serio traktować życie płodu, które bywa tak beztrosko ignorowane” – przyznaje Fox-Genovese. „Im więcej myślałam i pisałam na ten temat, tym bardziej niepokoiło mnie założenie, że ktokolwiek z nas może (o ile ma w ogóle prawo) decydować o tym, na czym polega wartościowe życie.

Skąd możemy wiedzieć, że życie młodej kobiety zostanie zrujnowane bardziej przez urodzenie dziecka niż dokończenie studiów? Skąd możemy wiedzieć, że urodzenie i wychowanie upośledzonego dziecka zamiast przekleństwa nie stanie się błogosławieństwem, o jakim nawet nie mamy pojęcia?”. Rozwijająca się równolegle dyskusja na temat prawa do eutanazji pogłębiła tylko wątpliwości Betsey. Pytała, dlaczego jeden człowiek może decydować o tym, czy istnienie drugiego jest warte życia.

Pięć sakramentów w jeden dzień
Narastające wątpliwości Fox-Genovese nie miały początkowo motywacji religijnej. To było raczej konsekwentne logiczne myślenie, idące wbrew obowiązującej ideologii jej środowiska. To jednak refleksja nad wszystkimi konsekwencjami aborcji skierowała ją w kierunku tych, którzy swój szacunek dla bezbronnego życia opierają na Bożym przykazaniu. „Powoli zaczynałam zazdrościć pewności, którą daje wiara religijna i zaczęłam myśleć na serio o wstąpieniu do Kościoła” – przyznaje Bestey. W swoich wyznaniach na temat swojego nawrócenia wielokrotnie podkreśla, że nikt w żaden sposób nie wywarł wprost wpływu na jej decyzję.

„Nigdy nie miałam osobistego doświadczenia wiary. Z czasów studiów pozostało mi w pamięci zdanie profesora filozofii, pobożnego Żyda André Amara, który mówił, że religia jest czymś, czego nie da się sprowadzić do czegokolwiek innego”. Jedyną osobą, która w jakimś stopniu wpłynęła na decyzję prof. Fox-Genovese była jej studentka Sheila O’Connor, pierwsza katoliczka studiująca feminizm, ku „świętemu oburzeniu” postępowych profesorów. Sheila stała się bliską przyjaciółką swojej profesor, wręcz członkiem jej rodziny. „Ale nawet ona, nigdy – jak sądzę – nie pomyślała, że mogłabym wejść do Kościoła. Ani mój mąż, który znał mnie najlepiej ze wszystkich, nie przewidział tej decyzji” – pisze Fox-Genovese.

Pewnej niedzieli wraz z mężem i Sheilą wybrała się na spacer i ku zaskoczeniu obojga skierowała kroki na Mszę do katedry Chrystusa Króla w Atlancie. W jej pamięci pozostała figura Chrystusa Ukrzyżowanego, dominująca w prezbiterium. „Tam wprost przede mną był Pan, któremu obiecałam odtąd służyć; Pan, którego ledwo co znałam, a który mimo to, jak mi się wydawało, trzymał mnie mocno” – wspomina. Ojciec Richard Lopez stał się jej katechetą i przygotował ją do przyjęcia sakramentów. 9 grudnia 1995 roku w katedrze w Atlancie Elizabeth Fox-Genovese przyjęła pięć sakramentów: chrzest, bierzmowanie, spowiedź, małżeństwo i Eucharystię. „Przemieniająca wewnętrznie radość uświęciła moją decyzję, którą odtąd odczuwałam jako pochodzącą już nie tylko z umysłu, ale i z serca. Ta radość trwa cały czas, choć zmieniają się jej formy i intensywność” – wspomina. Jednocześnie wyznaje, że cały czas uważała swoją decyzję za dzieło rozumu. „Zajęło mi kolejne dwa lub trzy lata, by zacząć rozumieć, że ta decyzja nie była moja, lecz Boga”.

Droga jej małżonka w szczegółach była nieco inna, ale kierunek był ten sam. Z wojującego marksisty stał się prawicowym konserwatystą, a rok po swojej żonie powrócił do wiary katolickiej, w której został ochrzczony jako dziecko.

Łatwiej być lesbijką niż pro life
Elizabeth Fox-Genovese wraz z mężem zajmowała się historią niewolnictwa amerykańskiego Południa. Napisała kilka głośnych książek poświęconych zagadnieniom feminizmu. Swoje zrewidowane poglądy przedstawiła w książce pod wymownym tytułem „Feminizm nie jest historią mojego życia. O tym, jak dzisiejsza elita feministek straciła kontakt z rzeczywistymi problemami kobiet” (1996). W środowisku uniwersyteckim stawała odtąd odważnie w obronie nienarodzonych. Wiedziała, że zostanie to uznane za apostazję nie do przyjęcia, tym bardziej gdy taki głos podnosi jedna z matek założycielek „naukowego feminizmu”. Jak sama gorzko pisała, „na uniwersytecie o wiele łatwiej jest być gejem, lesbijką czy transwestytą niż obrońcą życia”.

Betsey zaangażowała się także w obronę małżeństwa oraz tradycyjnych norm moralności seksualnej („Małżeństwo przed sądem. W obronie ginącej instytucji”, 2004). Odrzuciła ideologię rewolucji seksualnej, głoszoną przez radykalny feminizm. Pisała dosadnie, że seksualna rewolucja pozwoliła realizować najbardziej dzikie męskie fantazje seksualne bez żadnych konsekwencji. Wykazywała, że słuszny postulat walki z dyskryminacją kobiety przekształcił się w chorą ideę wyzwolenia od wszystkiego: od męża, od macierzyństwa, od rodziny, od obowiązków itd. Efekty tego „wyzwolenia” to spadek liczby urodzin w zachodnich społeczeństwach, dzieci wychowywane przez samotne matki, erozja instytucji rodziny. Za najgorszy skutek wprowadzania w życie skrajnych idei feministycznych prof. Fox-Genovese uznawała egoistyczny indywidualizm, który nakazuje walczyć tylko o prawa jednostki, bez mówienia o jakichkolwiek obowiązkach czy odpowiedzialności.

To prowadzi do całkowitego zniszczenia więzi społecznych, czyli nie tylko do katastrofy moralnej, ale także ekonomicznej. Bestey darzyła wielkim szacunkiem Jana Pawła II. Nazywała go pro-women pope (pro-kobiecy papież). Potwierdzała własnym doświadczeniem tezę papieża o kulturze śmierci, która zdominowała zachodnie elity i media. Fox-Genovese stała się także krytycznym głosem w łonie samego Kościoła. Uważała, że zbyt często niektórzy reprezentanci Kościoła idą na kompromis z „tym światem”. „Radykalnie indywidualistyczna, materialistyczna i libertyńska kultura robi więcej dla »ewangelizacji« Kościoła niż Kościół dla ewangelizacji tej kultury” – zauważała sarkastycznie. Jej życiowe doświadczenie, zwłaszcza ataki, z którymi się spotkała, i ostracyzm własnego środowiska skłaniały ją do opinii, że chrześcijaństwo jest z natury kontrkulturowe, czyli musi być znakiem sprzeciwu wobec kultury lansującej złudne wizje szczęścia.

Nie spełniło się jej marzenie o gromadce dzieci. Państwo Genovese nie mogli mieć dzieci, ale ich małżeństwo stało się przyjazną, prawie rodzinną przestrzenią dla wielu studentów i młodych naukowców. Z dziecięcych marzeń o prezydenturze coś się jednak spełniło. Prof. Fox-Genovese gościła w Białym Domu w listopadzie 2003 roku, gdzie z rąk prezydenta Busha odebrała odznaczenie za działalność humanistyczną National Humanities Medal.

Korzystałem z publikacji na łamach „First Things” oraz „Crisis”

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.