Po i przed kryzysem

Andrzej Grajewski

|

GN 29/2007

publikacja 18.07.2007 11:57

Nie wiem, czy będziemy mieć w tym roku wybory, ale wiele ważnych decyzji zapadło właśnie w tych dniach. Nawet jeśli koalicja przetrwa kryzys,nic już nie będziepo staremu.

Po i przed kryzysem Jeszcze razem, ale już osobno. Agencja Gazeta/Stanisław Kamiński

Byliśmy bowiem świadkami niezwykle brutalnego odsłonięcia wielu mechanizmów władzy, kojarzących się dotąd bardziej z filmami gangsterskimi aniżeli realiami naszego życia politycznego. Urzędy państwowe zastosowały mechanizm prowokacji, aby uderzyć w korupcję na najwyższych szczytach władzy. Niewiele brakowało, abyśmy oglądali spektakl z wicepremierem wyprowadzonym w kajdankach ze swego urzędu. Z pewnością wielu zadaje sobie pytanie, czy w tej sytuacji nie zostały przekroczone granice dzielące państwo prawa od państwa policyjnego.

Koniec bezkarności
Aresztowanie dwóch osób z bliskiego otoczenia wicepremiera Leppera jest zjawiskiem nowym w naszym życiu politycznym, ale pozytywnym. Oznacza bowiem, że skończył się czas bezkarności także dla elit rządzących. Na taką wiadomość Polska czekała od dawna. Spektakularna dymisja Leppera nie była finałem jakiegoś gigantycznego spisku politycznego, jak codziennie przekonuje sam zainteresowany. Była prostym wyciągnięciem konsekwencji z faktu, że osoba zamieszana w dwuznaczne sytuacje nie może sprawować najważniejszych urzędów w państwie. Gdyby Lepper miał dobre intencje, sam by się podał do dymisji i powiedział, że spokojnie czeka na wyniki prokuratorskiego śledztwa.

Zamiast tego obrał taktykę odwracania uwagi od własnej osoby, oskarżając po kolei premiera oraz kolejnych jego ministrów: Ziobrę, Kaczmarka, Kamińskiego i Wassermana, do niedawna kolegów z rządu. Nie wyjaśnił jedynie, jak to się stało, że tak znaczącą pozycję w jego otoczeniu mógł pełnić Piotr Ryba, który podjął się załatwić „odrolnienie” gruntów na Mazurach, i dlaczego proponował go do władz telewizji publicznej.

W centrum zamieszania jest także Centralne Biuro Antykorupcyjne. Idea jego powołania wyrastała z prostej diagnozy, że ryba gnije od głowy. Aby przerwać ten proces, należało stworzyć instrument użyteczny również do zwalczania korupcji na najwyższych szczytach władzy. Na czele Biura stanął Mariusz Kamiński. Jego jakobiński radykalizm mógłby być groźny, gdyby przyszło mu działać w systemie totalitarnym. Jednak w czasach rozchwianej demokracji jego niezależność, determinacja i gotowość podjęcia ryzyka są zaletami. Gdy pojawiła się szansa uderzenia w korupcyjne układy, skorzystał z niej, stosując podręcznikową nieomal metodę prowokacji. Żałować należy tylko, że ktoś zdradził i operacja nie została doprowadzona do końca. Otwarte natomiast pozostaje pytanie, czy Biuro będzie działało z podobną determinacją, gdy tropy prowadzić będą do gabinetów zajmowanych przez polityków PiS.

Pomimo wszystko można jednak mówić o sukcesie. Po raz pierwszy bowiem padł strach na szemranych biznesmenów, lobbystów i kanciarzy różnej maści, znakomicie dotąd sobie radzących w mętnych wodach naszej polityki. Gdyby ktoś wcześniej zastosował prowokację, gdy znany bywalec salonów Marek Dochnal mówił o swych rozległych kontaktach i możliwościach, nie byłoby kilku głośnych afer, problemu szwajcarskich kont ani udziału „lobbysty” w pracach prezydenckiej fundacji. Problemem Polski nie jest bowiem wyimaginowana wszechwładza Centralnego Biura Antykorupcyjnego, lecz słabość państwa, powszechna korupcja i bezkarność elit. Bez zastosowania nadzwyczajnych środków, rzecz jasna sankcjonowanych prawem, tego zjawiska wyplenić się nie uda.

Kłopoty z ojcem dyrektorem
Może obecnie nie najważniejszym, ale w dłuższej perspektywie także istotnym tłem ostatniej rozgrywki politycznej były relacje premiera ze środowiskiem Radia Maryja. Kto dłużej śledził karierę Jarosława Kaczyńskiego, wie, że premier nie jest zwolennikiem ojca dyrektora. Jednocześnie nie ukrywa podziwu dla toruńskiego koncernu medialnego, z którego usług korzystał chętnie zarówno on, jaki ludzie z jego zaplecza.

Obecność premiera w czasie ostatniej pielgrzymki słuchaczy Radia była przede wszystkim gestem w stosunku do wielomilionowej rzeszy wiernych słuchaczy tej stacji, której część, ale tylko część, stanowi zaplecze polityczne dla PiS.

Sądzę, że wizja świata polityki, wyzwań stojących przed Polską Jarosława Kaczyńskiego, zasadniczo różni się od poglądów szefa Radia. Na początku roku obaj bracia zrobili wiele, aby abp Wielgus nie został metropolitą warszawskim. Tymczasem o. Rydzyk ogłasza go nieomal męczennikiem naszych czasów. Premier jest także zbyt blisko emocjonalnie związany ze swym bratem, aby mógł puścić w niepamięć wszystkie obraźliwe uwagi o. Rydzyka pod adresem Prezydenta RP i jego małżonki. W odróżnieniu jednak od Lecha, który często mówi, co myśli, Jarosław potrafi zimno kalkulować.

Wie, że nie może otwierać konfliktów na wszystkich polach. Gdy opozycja zwiera szeregi, koalicjanci są notorycznie nielojalni, a pielęgniarki koczują mu przed gabinetem, konflikt ze środowiskiem Radia Maryja do niczego nie był mu potrzebny. To nie znaczy, że pozostał bezczynny. Nie wierzę, aby rewelacje tygodnika „Wprost”, który już dwa razy wydrukował rzekome „wykłady” o. dyrektora, były przypadkowe.

Zbyt znana jest spolegliwość tygodnika wobec aktualnie rządzących, aby uwierzyć, że nagle, sam z siebie, opublikował teksty dla Kaczyńskich niewygodne. Zwłaszcza że wywołały one międzynarodowy skandal i zmusiły władze redemptorystów do zajęcia się problemem ojca dyrektora. Czy smuci to premiera ? Wątpię, choć z pewnością, przy okazji, znów powie kilka miłych słów pod adresem słuchaczy Radia. Myślę, że i tym razem szczerze.

Jaka alternatywa?
Czy przywództwo braci Kaczyńskich, czyli, jak określają to ich przeciwnicy, autorytarne rządy bliźniaków, dość bezwzględnie wykorzystujących wszystkie okoliczności, aby skutecznie rządzić oraz zbudować trwałą prawicowo-narodową formację, jest szansą dla Polski ? Na proste pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Polska nie jest krajem łatwym do rządzenia. Chętniej narzekamy i biadolimy, aniżeli dostrzegamy własne osiągnięcia. Na plus trzeba zapisać znaczący wzrost gospodarczy, zauważalne na wielu polach zmiany, m.in. także na obszarze kształtowania nowoczesnej świadomości narodowej, czy sensownej polityki historycznej.

Na uznanie zasługuje także próba systemowego rozwiązania problemów służby zdrowia, nawet za cenę wejścia w konflikt z tak dobrze zorganizowanymi i ważnymi środowiskami jak lekarze i pielęgniarki. Próby zdefiniowania na nowo polskiej racji stanu w polityce zagranicznej i na forum Unii nie zakończyły się sukcesem, ale z pewnością wywołały na forum europejskim dyskusję o najbardziej zasadniczych dla państwa kwestiach, jak granice suwerenności i kompromisu, czy wspólnej odpowiedzialności Unii za politykę wobec Rosji. Jednak chyba najważniejsze w działaniach obu braci, gdyż PiS jest tylko instrumentem realizacji ich woli politycznej, jest odejście od teorii, że nic się nie da zrobić.

Jednocześnie Kaczyńscy, jak wszyscy politycy przekonani, że mają misję do spełnienia, w jakimś sensie są niereformowalni. Stylu uprawiania polityki nie zmienią, nawet popełniając tak poważne błędy jak w przypadku konfliktu z Markiem Jurkiem. Nie bez podstaw są także zarzuty, że czasami dla osiągnięcia doraźnego celu politycznego gotowi są zapomnieć o wartościach moralnych. Wielu to do nich zraża. Jaka jest jednak alternatywa dla przywództwa braci w polskiej polityce ? Obóz Leppera z Giertychem? Donald Tusk, zerkając raz na prawo, raz na lewo, bez czytelnego programu i niepanujący nawet nad własnymi szeregami ? Ostatni konflikt nie dzieje się w próżni.

Coraz większą aktywnością wykazuje się Aleksander Kwaśniewski, którego postać pozostaje przecież najbardziej żywym symbolem wszystkich patologii III Rzeczpospolitej. Nie bez powodu od dłuższego czasu kokietuje liderów Platformy wizją powyborczego sojuszu. W posagu przynosi wielką popularność, która także nie powinna dziwić. Polacy nigdy specjalnie nie przepadali za rządzącymi, którzy czegoś od nich wymagali. Najwięksi nasi władcy – Jagiełło, Batory, Sobieski – czy przywódcy, jak Piłsudski, ustawicznie zmagali się z odruchami anarchii i warcholstwa, niezwykle głęboko zakorzenionymi w tkance naszych zachowań i reakcji społecznych. Władcą najbardziej popularnym i kochanym przez współczesnych był August III Sas. Niczego od nikogo nie wymagał, ciągle powtarzał, że nas kocha. Prawie jak Kwaśniewski. Czy jednak takiego przywództwa potrzebuje Polska na progu niebezpiecznego stulecia, gdy wyraźnie widać szanse, ale i poważne zagrożenia?

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.