Byłem jak doktor Jekyll i mister Hyde

rozmowa z Bolesławem Piechą

|

GN 27/2007

publikacja 04.07.2007 11:54

Nie wiem, czy te kobiety, które płakały w moim gabinecie przed aborcją, wybaczyły mi – mówi wiceminister zdrowia Bolesław Piecha w rozmowie z Barbarą Gruszką-Zych.

Barbara Gruszka-Zych: Nowy, poczęty człowiek „gości” w matce tylko 9 miesięcy. Ale wiele kobiet uważa, że skoro ich własnością jest macica, to mają prawo do zabicia dziecka, które się w niej rozwija.
Bolesław Piecha: – To poważny problem etyczny. Nawet ludy przedchrześcijańskie instynktownie doceniały rolę ciężarnej. Była otoczona tabu, nie wolno było się do niej zbliżać, wyczuwano, że stan, w jakim się znalazła, jest odmienny. Dziś wiedza medyczna mówi, że moment powstania nowego życia to spotkanie plemnika z komórką jajową, czyli zapłodnienie, które następuje w czasie aktu płciowego. Prawdziwy cud natury. Za każdym razem powstaje wtedy nowa osoba, z własnym zapisanym kodem genetycznym, z niepowtarzalnymi predyspozycjami i talentami, kształtowanymi później przez całe życie. Wielu psychologów twierdzi, że już w okresie prenatalnym dziecko w łonie matki odbiera różne bodźce i kształtuje się pod ich wpływem. Już nie uważa się, że człowiek rodzi się jako tabula rasa. Kilkadziesiąt lat temu, kiedy dziecko przychodziło na świat w 28., 30. tygodniu ciąży, uznawano je za niezdolne do życia. Teraz czas przeżycia dziecka przedwcześnie urodzonego stale się wydłuża. Każdy, niezależnie od światopoglądu, posiada wrażliwość etyczną i wie, że nie może naruszyć pewnych norm i ingerować w życie poczęte.

A jednak w minionym ustroju ginekolodzy musieli działać często wbrew sumieniu, dokonując aborcji.
– Skończyłem studia w 1981 r., a potem pracowałem w tym zawodzie prawie 20 lat. Wyszedłem ze szkoły, w której żadna dyskusja światopoglądowa nie miała miejsca. Żeby dokonywać aborcji, trzeba było przyszłych lekarzy odhumanizować, oduczyć ich empatii do osób, których nie widać, bo są ukryte w łonie matki. Myśmy wtedy dziecka nie widzieli, bo zdobycze techniki, takie jak USG, pojawiły się później. Ale widzieliśmy efekty masowo przeprowadzanych tzw. zabiegów przerywania ciąży.

Jakie były ich wskazania?
– Obowiązująca wtedy ustawa mówiła o wielu możliwościach dopuszczalności zabiegu. Jedną z najbardziej wykorzystywanych była trudna sytuacja materialna kobiety. Po to, żeby bez skrupułów dokonywać aborcji, funkcjonowała cała machina. Wybijano i lekarzom, i matkom z głowy, że dziecko, które rozwija się w macicy, jest człowiekiem. Był trend, żeby jak najbardziej zaciemnić sytuację. Na dziecko poczęte używaliśmy określeń zastępczych – tkanka, trofoblast, zygota, płód, embrion. Robiliśmy to celowo, bo nie niosły takiego ładunku emocjonalnego, nie prowokowały do jednoznacznych ocen moralnych tego, co się robiło. Tym samym mechanizmom podlegała matka. Nie mówiło jej się, że „przerywa ciążę, zabijając dziecko”, tylko godzi się na „usunięcie tkanki, płodu, itd.”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.