Lista 500

Andrzej Grajewski

|

GN 26/2007

publikacja 02.07.2007 15:47

Nie jest skandalem, że prezes Kurtyka poinformował społeczeństwo o tym, że grupa „autorytetów” współpracowała kiedyś z SB. Godny pożałowania jest fakt, że o takich problemach nadal rozmawiamy w atmosferze skandalu, plotki i półprawdy.

Lista 500 Prezes IPN Janusz Kurtyka poinformował, że IPN pracuje nad katalogiem osób traktowanych przez bezpiekę jako jej informatorzy. PAP/Jerzy Undro

Wiele lat po upadku komunizmu wyrok Trybunału Konstytucyjnego faktycznie wstrzymał lustrację, zamroził także badania naukowe. W praktyce okazało się, że żadna z prób prawnego rozwiązania problemu dostępu obywateli do informacji o ewentualnych związkach osób publicznych z organami bezpieczeństwa PRL nie może być realizowana.

Balast po PRL
Kolejne wyroki Trybunału od lat konsekwentnie uniemożliwiają jakąkolwiek formę lustracji. Przypomnę, że to właśnie wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2005 r., dopuszczający agentów bezpieki do swych akt, faktycznie zniszczył model poprzedniej, bardzo liberalnej i ostrożnej lustracji, prowadzonej przed sądami i tylko wobec wąskiej elity politycznej. Spowodowało to przyjęcie w roku ubiegłym przez parlament ustawy znacznie bardziej restrykcyjnej i obejmującej szerokie kręgi społeczne. Jednak i ten projekt upadł.

Nie dziwię się więc, że prezes IPN chciał poinformować opinię publiczną o tym, że problem istnieje i kolejne zakazy nie spowodują, że kłopotliwy balast po PRL zniknie. Dotyczy on grup społecznych, które zajmują istotne miejsce w społecznej hierarchii państwa i mają wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Według Kurtyki, na tzw. liście 500, opracowywanej przez IPN, znajdują się nazwiska osób, które „kreują się bądź też występują w roli autorytetów wypowiadających się w sposób bardzo zdecydowany na rozmaitego rodzaju kwestie historyczne czy społeczne”.

Realizując ustawę
W mediach zawrzało, zwłaszcza że wkrótce pojawiły się nazwiska rzekomo znajdujące się na liście 500, o której mówił prezes IPN. Przeważnie były to znane osoby z lewej strony sceny politycznej, m.in. były prezydent Kwaśniewski. W istocie nie były to żadne rewelacje, gdyż o wszystkich z nich pisała już prasa, gdy toczyły się ich procesy lustracyjne.

Kurtyce zarzucono także, że działa na zamówienie polityczne oraz próbuje obejść zakaz Trybunału Konstytucyjnego publikowania listy agentów. Sprawa wygląda jednak inaczej. IPN został zobowiązany ustawą do sporządzenia katalogu osób traktowanych przez służby specjalne jako informatorzy i pomocnicy w operacyjnym zbieraniu informacji. Ustawa jasno określiła konstrukcję katalogu oraz nakazała, aby w pierwszej kolejności zamieszczane były tam dane osobowe osób pełniących istotną rolę w życiu społecznym, gospodarczym i kulturalnym. Przystępując do tworzenia katalogu, IPN nie zaczynał od zera. Sporo nazwisk współpracowników SB zostało ujawnionych wcześniej, w czasie kwerend naukowych realizowanych przez pracowników Instytutu oraz w trakcie innych badań. Ujawniały je także osoby pokrzywdzone, które otrzymały własne akta.

Lista Nizieńskiego
Mam wrażenie, że najważniejszym instrumentem pomocniczym była tzw. lista Nizieńskiego, byłego Rzecznika Interesu Publicznego. Pod koniec swego urzędowania, w 2005 r. poinformował on, że w stosunku do oświadczeń lustracyjnych wielu osób publicznych nie wszczął postępowania, chociaż były przesłanki skłaniające do przypuszczeń, że nie napisały one w nich prawdy. Nizieński twierdził, że materiał dowodowy był jednak zbyt ubogi, aby kierować sprawy do sądu lustracyjnego. Jesienią 2006 r. dokumentacja rzecznika stała się częścią IPN, gdzie powstawał pion lustracyjny. Sądzę, że lista Nizieńskiego mogła się stać punktem wyjścia dla dalszych badań i kwerend. Nie trzeba było także przecieku z IPN, aby nazwiska dostały się do mediów. Na początku czerwca sporo nazwisk z tej listy opublikował tygodnik „Głos”, wydawany przez Antoniego Macierewicza.

Cała sprawa ma głębszy wymiar. Po raz kolejny pokazuje, że brak prawnych regulacji ujawnienia agentury z czasów PRL jest poważnym problemem dla państwa. Skutkuje kolejnymi listami, medialnymi sensacjami, wnoszącymi do życia publicznego chaos i zamieszanie. Dla higieny życia społecznego jest potrzebny rzetelny opis dokumentacji zgromadzonej w archiwum IPN, zwłaszcza w odniesieniu do osób publicznych, oraz jej publikacja. Tak aby każdy z nas raz na zawsze wiedział, jaki jest charakter tych dokumentów, co w tej sprawie mają do powiedzenia sami zainteresowani i na tej podstawie mógł podejmować odpowiedzialne decyzje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.