Polska kręci

Piotr Sacha

|

GN 23/2007

publikacja 12.06.2007 10:01

Każdy kilometr przebytej drogi na rowerze podwyższa dobre samopoczucie i pozytywnie wpływa na kondycję. Dlatego kręcimy coraz więcej.

Polska kręci W rowerowym rajdzie może wziąć udział każdy. Szczególną zachętą jest urok okolic. AGENCJA GAZETA/JAROSłAW KUBALSKI

Wzmocnij power, wyjdź na rower! – mrugający napis na stronie internetowej Koloroweru.pl to propozycja krótkiego testu. Jego twórcy słowo „power” rozwijają jako „początkową wiosenną energię rowerzysty”. Należy podać liczbę kilometrów przejechanych przez ostatnie 30 dni. W okienku wpisuję – 5. Dowiaduję się, że mój power jest bliski zeru i wynosi zaledwie 4 proc., w związku z czym – jak czytam dalej – powinienem najpierw wybrać się na łatwiejsze, utwardzone drogi, nie ryzykując zakwasami. Widok z okna sugeruje, że mój mizerny wynik na szczęście dalece odbiega od średniej krajowej. Na polskich drogach przybywa cyklistów. Czy to początek rewolucji rowerowej, czy może chwilowa moda?

Rajd, piknik czy pielgrzymka
Jak wynika z przeprowadzanych badań, mieszkający w polskich miastach rowerzyści jeżdżą przede wszystkim w okresie wiosenno-letnim, a większość porusza się na dwóch kółkach dla celów rekreacyjnych i zdrowotnych. Inaczej niż w obszarach wiejskich, w mieście rower jest środkiem transportu jeszcze wciąż dla niedużej grupy osób.

Wycieczki krajoznawcze, rodzinne pikniki, rajdy, festyny – miłośnicy jednośladów podpinają się do zorganizowanych grup lub podróżują na własną rękę. Wciąż rośnie liczba rowerowych pielgrzymek. W ubiegłym roku na Jasną Górę dotarło ponad dwa tysiące osób na rowerach. Dla porównania jeszcze w 2003 roku było ich dwukrotnie mniej. Szlak rowerowych pielgrzymek obejmuje też inne miejsca kultu, m.in. Licheń czy Piekary Śląskie. – Jedziemy tylko we dwoje, własnym tempem, ze wspólną małżeńską intencją, na której skupiamy całą uwagę. Właściwie to modlimy się swoim potem, a nie słowami, zwłaszcza pedałując pod górkę – uśmiechają się Anita i Dominik Kaczmarczykowie z Katowic, którzy 27 maja stanęli z rowerami na piekarskim wzgórzu wśród tłumu pieszych pielgrzymów.

Zakręceni
Mirosław Wiśniewski z Zielonej Góry bierze udział w rowerowych maratonach od czterech sezonów. Jego dwa kółka kręcą się przez okrągły rok. – Mniej więcej od dwóch lat wiele się zmieniło – mówi zielonogórzanin. – Leśne drogi, po których jeżdżę, wypełniają rowerzyści, a liczba uczestników ogólnopolskich maratonów wzrosła dwukrotnie.

Coraz większą popularnością cieszą się fora internetowe rowerowych zapaleńców, które pełnią rolę wirtualnego miejsca spotkań tej młodej subkultury – bikerów. – Ludzie połknęli bakcyla, a dla wielu z nich rower wiąże się wręcz z filozofią życiową. Mówią często o sobie, że są „zakręceni” – stwierdza Mirosław Wiśniewski.

– Drogi? To najbardziej oczywiste. Nie ma dróg – ucinają temat rowerzyści. Inne podstawowe bolączki, które wymieniają, to brak odpowiednich miejsc parkingowych i wciąż lekceważący ich kierowcy. Zakręceni manifestują swą obecność w mieście m.in. dzięki „Masie Krytycznej”. Pod tą wieloznaczną nazwą kryje się akcja, która od 15 lat gromadzi na całym świecie cyklistów przypominających w ten sposób o swoich prawach. W każdy ostatni piątek miesiąca ulicami wielu polskich miast wyrusza kawalkada rowerów. Warszawska „Masa” należy do jednych z liczniejszych w Europie i w letnim okresie na jezdni splata ze sobą nawet 2 tysiące osób.

Impuls
W Polsce za rozwój dróg rowerowych odpowiada samorząd terytorialny. Dobrym przykładem dla innych miast może być Gdańsk. Dzięki projektowi realizowanemu od 2002 do 2006 roku powstało tam 17 km, innowacyjnych na niektórych odcinkach, ścieżek rowerowych. Plany przewidują w sumie sieć o długości 100 kilometrów. Środki w dużej mierze pochodziły z Funduszy Unii Europejskiej. Ta inwestycja stała się dla gdańszczan impulsem do wyjścia z domu na rower. W rowerowej infrastrukturze dużych miast coś drgnęło, ale to wciąż kropla w morzu potrzeb. Pojazdów przyjaznych człowiekowi i przyrodzie przybywa, a producenci sprzętu zacierają ręce. Ich klienci natomiast w przeważającej mierze traktują siodełko jako odskocznię od miejskiego zgiełku. Beata Musialik od lat wolne chwile spędza z rodziną na rowerowych wędrówkach. – Pakujemy rowery do samochodu i wywozimy do parku lub za miasto. Jazda nimi na wylotowych drogach tuż przy tirach to spore utrudnienie – przyznaje mieszkanka Bytomia.

Gdzie Amsterdam,a gdzie Warszawa
W rowerowym szaleństwie przewodzą Dania i Holandia. Na dwóch kółkach jeżdżą tam wszyscy, o każdej porze roku. – Praktycznie nie ma chodników, tylko drogi rowerowe – opowiada Marta Glauer, która mieszkała w Aalsmeer, oddalonym o 20 km od Amsterdamu. – Dlatego pieszy, szczególnie w mniejszych miejscowościach, spotkać się może z podejrzliwym spojrzeniem przejeżdżających, którzy na rowerze odwożą dzieci do przedszkola, jeżdżą na zakupy czy do pracy, a na wycieczkę za miasto zabierają w swoich przyczepkach cały domowy majdan, łącznie z psami czy kanarkami.

Prężnie działają wypożyczalnie rowerów, a parkingi na jednoślady pękają w szwach. Dla Duńczyków i Holendrów jest czymś oczywistym, że rower, oprócz walorów ekologicznych i rekreacyjnych, pozwala im wszędzie łatwiej dotrzeć na czas. Bicyklowego stylu życia pozazdrościli Francuzi. W Paryżu trwa obecnie akcja nazwana Velib’, co jest zbitką słowną – velo (rower) i liberté (wolność). Powstaje tam sieć samoobsługowych wypożyczalni, które mają być czynne całą dobę. Już w lipcu br. dostępnych ma być 14 tysięcy pojazdów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.