Skrzyżowanie Europy

Jacek Dziedzina

|

GN 22/2007

publikacja 31.05.2007 09:30

To najdziwniejszy parlament na świecie. Wieża Babel podczas obrad i wielonarodowe partie. Roku potrzeba na orientację we wszystkich korytarzach i 200 mln euro rocznie tylko na przeprowadzki z Brukseli do Strasburga i z powrotem. Jak działa Parlament Europejski?

Skrzyżowanie Europy Henryk Przondziono

Wydostać się stąd, to jest dopiero wyprawa… Zupełnie niepraktyczne. Jakby nie można było wszystkiego zorganizować w samej Brukseli – narzekali dziennikarze po 4-dniowej sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. – Wie pan – mówi mi dziennikarz telewizyjny – rozmawiałem z jednym z szefów załogi obsługującej Parlament. Zapytałem go, jak to jest z tymi dwiema siedzibami. Przecież wszyscy wiedzą, że to absurdalne, kosztowne itd. A on na to wyciąga komórkę, szuka jakiegoś numeru i mówi: proszę zadzwonić do Chiraca i jego zapytać – śmiejemy się razem z tego wiele mówiącego obrazka.

Można poprzestać na narzekaniu, że Unia Europejska i jej instytucje to mnożenie biurokracji. I że Parlament Europejski to miejsce z ciepłymi posadkami dla tych, którzy w kraju są już na politycznej emeryturze i rencie (nierzadko to prawda). My spróbowaliśmy przebić się przez gąszcz korytarzy, sale obrad i konferencji. I z bliska zobaczyliśmy, jak demokratycznie można przegłosować zarówno największe euroabsurdy, jak i przełomowe dla kontynentu projekty.

Parlament na kółkach
Nie ma piękniejszego języka niż francuski, a Francja, zaraz za Polską, jest dla mnie bezkonkurencyjna w budzeniu pozytywnych uczuć. Chociażby z tego powodu jestem w stanie wybaczyć prezydentowi Chiracowi, że uparł się, aby główną siedzibą Parlamentu Europejskiego był Strasburg. Kulturalna stolica Alzacji, regionu, w którym spotyka się tradycja niemiecka z francuską, była idealnym miejscem-symbolem pojednania niedawnych wrogów, które leżało u podstaw integracji europejskiej.
Wjeżdżamy do miasta. Napis le carrefour de l’Europe – skrzyżowanie Europy – uspokaja, że jednak nie pomyliliśmy autobusów.

Nazwa Strasburg, czyli „miasto dróg”, oznaczała dawniej przecinanie się w tym miejscu wielu szlaków komunikacyjnych. Dzisiaj przecinają się, a czasem ścierają różne wizje Europy. Co miesiąc zjeżdżają się tutaj parlamentarzyści z 27 krajów Unii. Przeprowadzki z Brukseli do Strasburga i z powrotem to jedno z większych unijnych dziwactw. Dwa dni w miesiącu PE obraduje w Brukseli. Tam posłowie pracują też w komisjach parlamentarnych (2 tygodnie w miesiącu) oraz w swoich grupach politycznych (1 tydzień).

A co miesiąc do Strasburga jedzie sznur ciężarówek, żeby na czas 4-dniowej sesji we Francji każdy poseł miał swoją dokumentację. – Szacuje się, że rocznie koszty takiej operacji wynoszą około 200 mln euro – mówi Jacek Safuta, dyrektor Biura Informacyjnego PE w Polsce. A jeszcze jest trzecie miejsce pracy – Luksemburg, gdzie mieści się Sekretariat PE. – Pojawiają się takie pomysły, żeby wszystko przenieść do Brukseli, a ten gmach zagospodarować jako uniwersytet lub jakiś instytut europejski – mówi Katarzyna Klaus, asystentka Jerzego Buzka. – Ale Francuzi raczej się nie zgodzą.

Churchill nie wpuścił
Niełatwo dostać się do tej twierdzy. Próbujemy szturmować wejście do budynku Winston Churchill. Na próżno. Żeby uzyskać akredytację prasową, musimy okrążyć jeszcze raz cały kompleks i po trzech kilometrach znaleźć się przy budynku Louise Weiss. Sprawdzanie bagażu, zdjęcia do akredytacji i tortury językowe pań z ochrony. – Goszici Nedżielny? – próbują wymówić nazwę. Wreszcie dostajemy identyfikator i droga wydaje się otwarta. – Pogubił się pan w korytarzach? Nic nie szkodzi, ja dopiero po roku połapałem się w tym wszystkim – śmieje się poseł Ryszard Czarnecki. Mijamy korytarze z małymi pokojami. Przy każdych drzwiach tabliczka informuje, który z europosłów tu urzęduje: Duff… Geremek… Giertych… Louis… Cashman… Teraz jest ich 785 i każdy ma swój gabinet. W drugiej części gmachu swoje biura mają asystenci europosłów.

Czy poseł coś może?
W barku (jednym z kilku) degustacja alzackiego wina. To tu dzieje się wielka polityka. Grupka posłów z obcych ideowo partii popija razem Pinot Gris, śmiejąc się ze swoich opowieści, choć wyborcy przypuszczają, że na co dzień nie darzą się sympatią. Poseł też człowiek, ale jak sprawdzić, czy poza korzystaniem z uroków strasburskiego życia rzeczywiście pracuje i dobrze wypełnia mandat? Z pewnością kryterium oceny aktywności nie jest tylko liczba wystąpień na obradach. Nawet sama obecność na sali plenarnej jeszcze o niczym nie świadczy. – Ja często oglądam obrady ze swojego pokoju. Wielu posłów tak robi. Przecież nie wszystko jest jednakowo interesujące – mówi jeden z posłów. Stoimy na korytarzu, a na ekranie widać salę plenarną, gdzie akurat przemawia gościnnie prezydent Indii.

Najważniejszą rzeczą w pracy PE są tzw. sprawozdania z prac komisji. Te sprawozdania potem przekształcają się w projekty aktów prawnych. Przyjęcie przez Parlament sprawozdania nie oznacza automatycznie, że prawo obowiązuje. Musi być jeszcze zgoda Komisji Europejskiej i Rady Unii Europejskiej (nazywanej Radą Ministrów).

Inny charakter ma rezolucja Parlamentu: to rodzaj apelu do państw członkowskich i pozostałych instytucji unijnych o podjęcie kroków w jakiejś sprawie. PE zatwierdza też przystąpienie nowych państw do Unii. Parlament razem z Radą UE ma również kompetencje budżetowe. Parlament ma prawo wyrazić swoje priorytety i odrzucić ewentualnie propozycje Komisji Europejskiej. Kontroluje także realizację budżetu przez poszczególne kraje członkowskie. Bez Parlamentu nie można powołać członków Komisji. To właśnie w PE przepadła słynna kandydatura Rocco Butiglionego, którego Parlament nie zaakceptował za jego poglądy na temat homoseksualizmu.

Parlament może większością dwóch trzecich głosów doprowadzić do „wotum nieufności” wobec Komisji. Kontroluje też wiele sprawozdań Komisji i jej sposób wdrażania aktów prawnych. Jest to również ważne forum polityki zewnętrznej Unii. Nie bez powodu stanowisko przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych uważa się tutaj (obok Komisji Budżetowej) za najważniejsze. Parlament wiele razy dawał wyraz solidarności z krajami, w których panuje ustrój totalitarny lub autorytatywny. Szczególnie kilku polskich posłów jest aktywnych na tym polu, angażując się np. w sprawy Białorusi. – O tym, że Parlament pełni jednak ważną rolę w Unii, świadczy liczba pojawiających się tu lobbystów – mówi członek biura informacyjnego. – Ich obecność tutaj jest uregulowana. To nawet obowiązek posłów, żeby spotykać się z lobbystami i dowiadywać, jakie są trendy w biznesie, przemyśle, nauce itd.

Kto tu rządzi?
Polska ma 54 posłów w 785-osobowej izbie. Niemcy mają zagwarantowaną liczbę 99 posłów. Stąd niektórzy utwierdzają się w przekonaniu, że to oni rządzą Unią. – Ale siła Niemców nie bierze się głównie z tej liczby – przekonuje Jerzy Buzek. – Oni po prostu nie są rozproszeni w małych grupach, ale w większości skupiają się w dwóch największych: w chadecji i u socjalistów – mówi były premier. – W małych grupach też można być aktywnym – dodaje Rafał Trzaskowski – ale gdyby np. ludzie z PiS, zamiast w małej Unii na rzecz Europy Narodów (UEN), byli w chadecji, mogliby robić 10 razy więcej, bo tylko największe grupy (chadecy i socjaliści) mają w Parlamencie możliwość przeforsowania swoich pomysłów. – To jest tradycyjna argumentacja ludzi z chadecji – odpowiada na zarzuty Konrad Szymański z PiS. – Właśnie praca w małej grupie politycznej pozwala nam ominąć różne pośrednie etapy dostania się do głosu czy do przewodniczącego – zapewnia.

Chociaż kluczem nie jest przynależność narodowa, są takie sytuacje, kiedy dochodzi do porozumienia między posłami polskimi z różnych grup. Tak było np. przy okazji projektu rezolucji o homofobii. Niemal wszyscy polscy posłowie od prawa do lewa głosowali przeciw rezolucji. Większość posłów chwali też sobie współpracę z polskimi kolegami z innych grup. – Może poczucie, że jesteśmy tu na forum europejskim, bardziej nas zbliża? – mówi jeden z posłów.

Wieża Babel opanowana
W sali plenarnej debata o stosunkach z USA. Nagle światło zaczyna migać. – Nawet to ładnie wygląda – prowadzący obrady wiceprzewodniczący PE stara się żartem skwitować usterki. A może to strajk ekipy technicznej? Nie tym razem. Ale Parlament pamięta protesty. Zdarzyło się, że zastrajkowali tłumacze.
Każdy poseł ma prawo przemawiać we własnym języku, więc i potrzeby są ogromne. – Część z nas pracuje na stałe, część od potrzeby do potrzeby – opowiadają polscy tłumacze. – Najadłem się kiedyś strachu, gdy o mały włos nie zdążyłbym na swoje stanowisko. A to było ważne spotkanie. Ochrona nie chciała mnie przepuścić bocznymi wejściami – opowiada jeden z nich. – A wczoraj mieliśmy Irlandczyka, który niby to po angielsku mówił. Oj, nie wiem, czy słuchacze zrozumieli, o co mu chodzi, słuchając mojego tłumaczenia – śmieje się inny.

Sala do medytacji. Tu może przyjść każdy poseł. Bez tłumacza. Skromny wystrój, obraz MB Częstochowskiej i Jezusa Miłosiernego. W Brukseli, kilka miesięcy wcześniej, uczestniczę we Mszy we Foyer Catholique. Są też urzędnicy Komisji, Parlamentu, kilku posłów z różnych krajów. – Niektórzy z kolegów pytają mnie: dlaczego wy tak wierzycie? Dziwią się, że po pracy mam czas na spotkanie we wspólnocie chrześcijan – mówi jedna urzędniczka. Przecież na budynkach unijnych powiewa flaga z 12 gwiazdami z biblijnej Apokalipsy. Religijne inspiracje autora symbolu zjednoczonej Europy muszą być wyzwaniem dla posłów kolejnych kadencji. Żeby nie pozostały tylko legendą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.