Niewdzięczne pomniki

Szymon Babuchowski

|

GN 19/2007

publikacja 14.05.2007 16:50

Z polskich placów i ulic znikną ostatnie komunistyczne symbole – pomniki wdzięczności.

Niewdzięczne pomniki Jaki los czeka warszawski pomnik radziecko-polskiego braterstwa broni? z eksponowanych miejsc. EAST NEWS/SE/MACIEJ NABRDALIK

Na katowickim placu Wolności stoi pomnik: żołnierz Armii Czerwonej z pepeszą i towarzyszący mu żołnierz polski. Monument stał się ostatnio bardzo popularny – filmowała go nawet rosyjska telewizja TV Channel Rusia jako dowód, że taki symbol w polskim mieście nikomu nie przeszkadza. Inaczej niż w Estonii. Problem w tym, że katowiczanie od dawna zastanawiają się, co zrobić z niewygodnym pomnikiem.

Rada Miejska Katowic już w 2000 roku podjęła uchwałę o przeniesieniu pomnika na cmentarz żołnierzy radzieckich, jednak do tej pory tej uchwały nie zrealizowano. Kiedy zimą radni z PiS-u przypomnieli o sprawie, lokalny dodatek „Gazety Wyborczej” podniósł alarm, posługując się argumentami finansowymi. „Dekomunizacja za pół miliona złotych” – grzmiał tytuł w „Gazecie”, a osoby wypowiadające się w tekście zastanawiały się, czy nie lepiej przeznaczyć te pieniądze na imprezy kulturalne lub dożywianie głodnych dzieci. Kilka dni później okazało się jednak, że koszty usunięcia monumentu nie są aż tak wysokie i wynoszą 100–150 tysięcy złotych. Pieniądze te pochodziłyby z budżetu miasta.

Nowa władza – nowy pomnik
Teraz katowiczanie debatują, co miałoby się znaleźć na miejscu „pomnika wdzięczności”. Pojawiło się już wiele propozycji: od pomnika ku czci ofiar Tragedii Śląskiej z lat 1945–1947, przez nieco egzotyczny pomysł monumentu Ronalda Reagana, aż po – najbardziej chyba realny – projekt przywrócenia Grobu Nieznanego Powstańca Śląskiego. Ten ostatni pomysł związany jest ściśle z bogatą historią miejsca, w którym obecnie znajdują się kamienne figury dwóch żołnierzy. Przez lata kolejne władze zostawiały tutaj swoje symbole. Najpierw, na przełomie XIX i XX wieku, stanął tu pomnik dwóch cesarzy – Wilhelma i jego syna Fryderyka III. Jednak nieznani sprawcy obłożyli go ładunkiem wybuchowym i wysadzili w 1920 roku.

Po przyłączeniu Katowic do Polski prezydent Wojciechowski wraz z Wojciechem Korfantym odsłonili na placu symboliczny sarkofag z prochami bezimiennego powstańca, które prawdopodobnie nadal spoczywają w ziemi. Płytę rozwalili Niemcy na początku II wojny światowej i zastąpili ją obeliskiem z czarnym orłem i swastyką. W lutym 1945 roku stanął tu pomnik ku czci kolejnych zwycięzców, zaprojektowany – pod przymusem – przez katowickiego plastyka Pawła Stellera, działacza polskiego ruchu oporu. Sam autor miał wkrótce doświadczyć, czym jest wdzięczność nowej władzy: podzielił los wielu Górnoślązaków wywiezionych na Syberię. Kolejny, znacznie większy monument wzniesiono w 1947 roku. Widniały na nim litery: „Wyzwolicielom Armii Czerwonej – Polacy, 27 stycznia 1945 roku”. Napisu, co prawda, już nie ma, ale figury żołnierzy pozostały do dziś.

Niegroźny komunizm?
Przeciwnicy usuwania tzw. pomników wdzięczności często podnoszą argument, że przedstawiają one zwykłych żołnierzy, którzy szli na front, by walczyć z Niemcami. Czy jednak moglibyśmy sobie wyobrazić w centrum miasta monument „zwykłych żołnierzy” Wehrmachtu? Problem tkwi w tym, że pomniki, na temat których toczy się dyskusja, zostały w gruncie rzeczy wystawione zbrodniczej ideologii i funkcjonują w naszej świadomości jako jej symbol. Przypomnijmy, że polska konstytucja zrównuje „totalitarne metody i praktyki działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu”. Tymczasem, o ile posługiwanie się faszystowską symboliką faktycznie spotyka się z powszechnym potępieniem, o tyle komunizm został wchłonięty przez popkulturę jako coś niegroźnego, a nawet sympatycznego.

Gadżety z czerwoną gwiazdą, sierpem i młotem, Leninem czy Stalinem ciągle cieszą się w Europie popularnością, nie mówiąc już o koszulkach z Che Guevarą, na które panuje prawdziwa moda. Warto w tym kontekście przywołać liczbę śmiertelnych ofiar komunistycznego systemu. Według szacunków Stéphana Courtoisa, jednego z autorów „Czarnej księgi komunizmu”, wynosi ona ok. 100 milionów, w tym 20 milionów w Związku Sowieckim i1 milion w Europie Wschodniej (dla porównania – liczbę ofiar hitleryzmu szacuje się na 25 milionów ludzi). Dlatego pomnik ku czci Armii Czerwonej w reprezentacyjnym punkcie miasta, na placu, który nosi nazwę „Wolności”, to przykład dziejowej ironii. Zwłaszcza dla mieszkańców Górnego Śląska, dla których owa „wolność” łączyła się z wywozem do niewolniczej pracy w kopalniach ZSRR, rabowaniem zakładów przemysłowych i masowymi mordami.

Nie chodzi o groby
Wszystko wskazuje na to, że sprawa kontrowersyjnych pomników zostanie wkrótce uregulowana prawnie. „Z polskich miast i ulic znikną symbole dyktatury komunistycznej! W przygotowanej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ustawie o miejscach pamięci narodowej znajdują się zapisy umożliwiające samorządom i administracji państwowej skuteczne usuwanie pomników i symboli obcego panowania nad Polską” – zapowiedział w oświadczeniu minister Kazimierz Michał Ujazdowski.

To oświadczenie wywołało burzę w rosyjskiej prasie. „Polska przystępuje do wojny z pomnikami” – alarmował dziennik „Kommiersant”. „Zły przykład jest zaraźliwy. Wydarzenia w Tallinie wygenerowały podobne nastroje w krajach ościennych” – napisał „Moskowskij Komsomolec”. W Polsce poparcie dla decyzji o usuwaniu „pomników czerwonego imperium” wyraził Komitet Katyński. Pojawiły się jednak także głosy krytykujące pomysł ministerstwa: „Wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi, dlatego tylko w chorej głowie mógł się zrodzić pomysł burzenia pomników na cmentarzach żołnierzy sowieckich, bo tylko takie w tej chwili są w Polsce” – napisał prezes Federacji Rodzin Katyńskich Andrzej Skąpski.

Przykład katowicki pokazuje, że prezes Skąpski myli się. Pomniki wdzięczności ciągle znajdują się na polskich placach i ulicach, zarówno w dużych miastach, jak i małych miejscowościach. Nikt też nie nawołuje do ich burzenia, a tym bardziej do burzenia pomników na cmentarzach! – W żadnym wypadku nie jesteśmy za likwidacją grobów, cmentarzy czy mauzoleów – powiedział „Gościowi” rzecznik ministerstwa Jan Kasprzyk. – Naszym zdaniem, pomniki wdzięczności powinny się znaleźć właśnie tam albo np. w Muzeum Socrealizmu w Kozłówce. Decyzje o usuwaniu pomników podejmowałyby samorządy, a gdyby takie uchwały nie zostały podjęte, wówczas projekt przewiduje możliwość interwencji wojewody.
Rzecznik zapowiada, że przed wakacjami projekt ustawy powinien trafić do parlamentu. Zatem prawdopodobnie już niebawem kontrowersyjne pomniki znikną z eksponowanych miejsc.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.