Dzień lawiranta

Przemysław Kucharczak

|

GN 16/2007

publikacja 19.04.2007 09:20

Przegraliśmy. Do przegłosowania wzmocnienia ochrony życia poczętego w konstytucji zabrakło 27 głosów.

Dzień lawiranta 13 kwietnia 2007 w Sejmie – w środku premier Jarosław Kaczyński. AGENCJA GAZETA/WOJCIECH OLKUŚNIK

Posłowie najpierw odrzucili poprawkę LPR o prawnej ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Poparło ją tylko 59 posłów PiS, a ponad połowa klubu PiS wstrzymała od głosu. Później głosowano tzw. poprawki prezydenckie. Poprawki napisane tak fatalnie pod względem prawnym, że mogłyby zaszkodzić ochronie życia, zamiast ją wzmocnić. One też przepadły.

27 głosów
Szanse na przyjęcie miała za to „poprawka komisji”, czyli zmiana artykułu 30 konstytucji. Mówiła ona, że człowiek ma niezbywalną godność od chwili poczęcia. Do jej przyjęcia zabrakło zaledwie 27 głosów. Wystarczyłoby, żeby „za” zagłosowało choćby połowa z posłów, którzy wstrzymali się od głosu. Było ich 53. Od razu pojawiły się głosy, że chrześcijanie, którzy chcieli tej zmiany, niepotrzebnie poparli tę awanturę. Mam na tę sprawę przeciwny pogląd. Święty Paweł pisał w Drugim Liście do Tymoteusza: „nastawaj w porę, nie w porę”. Tym razem „nastawanie” za prawną ochroną życia okazało się nie w porę. Jednak „nastając” na posłów w tej sprawie postąpiliśmy słusznie. Mimo że ponieśliśmy porażkę.

Dzięki debacie, która się toczyła, w świat poszły nasze argumenty, że nienarodzone dziecko jest człowiekiem. Usłyszała o tym cała Europa. Zachodni Europejczycy dziwią się, że większość Polaków uważa aborcję za barbarzyństwo. I dobrze, ktoś powinien im o tym przypominać. Gdybyśmy milczeli, moralność oparta na prawie naturalnym byłaby z czasem coraz mocniej ograniczana, a w końcu zanikłaby, jak w życiu publicznym wielu krajów Zachodu. Także wielu Polakom udało się przypomnieć nauczanie Jana Pawła II – bo niektórzy chcieliby wspominać tylko jego wypowiedzi o kremówkach. Gdy Papież domagał się prawa do urodzenia dla każdego człowieka, był niezwykle stanowczy. Prawie pół miliona rodaków podpisało list do Marszałka Sejmu z prośbą o konstytucyjne wzmocnienie ochrony życia. Takiej postawy Polaków politycy nie mogą lekceważyć. Trudno sobie wyobrazić, żeby w najbliższej przyszłości któraś z partii (za wyjątkiem lewicy) wpisała do programu zliberalizowanie ustawy aborcyjnej.

Podziękuj posłowi
Może udałoby się przekonać tych 27 posłów z Platformy Obywatelskiej i Samoobrony, których zabrakło, gdyby nie postawa części PiS. Kiedy w zeszłym roku w sejmie odbywało się pierwsze czytanie projektu, aż 72 procent posłów opowiedziało się za skierowaniem go do dalszych prac w komisji. To więcej niż wymagane dwie trzecie. Wtedy w parlamencie była odpowiednia większość. Potem ta większość stopniała. Gdy marszałek Marek Jurek próbował zmontować potrzebną większość w rozmowach z innymi klubami, kłody pod nogi rzucali mu... koledzy z własnej partii. Premier Jarosław Kaczyński sugerował, że nie wierzy w powodzenie sprawy, a jego przyboczni wprost sabotowali działania Marka Jurka. Szef klubu PiS Marek Kuchciński próbował opóźniać prace komisji nadzwyczajnej pracującej nad zmianami. Sceptyczne wypowiedzi płynęły zwłaszcza z Kancelarii Prezydenta. Nawet żona prezydenta zechciała poinformować media, że zmienianie konstytucji jest bez sensu.

W końcu powstała tzw. poprawka prezydencka, która w założeniu miała brzmieć na tyle łagodnie, żeby mogli na nią zagłosować posłowie wielu ugrupowań. Sejmowi eksperci ocenili jednak, że to prawny bubel: zamiast wzmocnić ochronę życia, może ją... osłabić. Tak niefortunnie ją sformułowano, że w przyszłości lewica mogłaby na jej podstawie wprowadzić o wiele szerszą dopuszczalność aborcji. Logiczne byłoby, żeby PiS w tej sytuacji poprawkę wycofał. Co jednak zrobił premier Jarosław Kaczyński? Uparł się, że PiS musi poprzeć właśnie tę poprawkę.

Dlaczego? Premier prawdopodobnie próbował sprawę zmiany konstytucji utopić. Najwyraźniej liczył, że każdy klub zagłosuje za inną wersją projektu zmiany konstytucji, a w związku z tym ochrona życia... nie przejdzie wcale. A PiS będzie mógł się bronić przed chrześcijańską stroną opinii publicznej: „No jak to, przecież głosowaliśmy za życiem”.

Pozostaje pytanie, dlaczego premierowi mogło zależeć na odrzuceniu nowelizacji? Chyba właściwej odpowiedzi udzielił w przypływie szczerości wierny premierowi Marek Kuchciński. Rankiem w dniu głosowania rzucił do kamery TVN 24: – Grozi nam wojna aborcyjna i referendum. Na tym zyskają dwie strony radykalne: lewica i Liga Polskich Rodzin. Tego chcemy uniknąć – wyznał Kuchciński.

Czyli części PiS nie chodziło o ideę ochrony dzieci nienarodzonych, tylko o słupki poparcia w sondażach. Taki cynizm czasem się jednak nie opłaca. W partii, w której Kaczyński rządził dotąd jak dyktator, doszło do buntu. 59 posłów PiS wysłało list z wnioskiem o wycofanie prezydenckiej poprawki. Ich gest warto docenić: ci parlamentarzyści w imię zasad wystawili się na gniew lidera PiS. A więc postawili na szali całe swoje polityczne kariery. To dzięki ich naciskowi cały PiS zagłosował w końcu za zmianą artykułu 30 konstytucji. Właśnie przy tym głosowaniu zwycięstwo było już w zasięgu ręki, zabrakło do niego zaledwie 27 głosów.

Za zmianą konstytucji zagłosowała jednak większość, bo aż 60 proc. posłów. – Zadzwońmy lub napiszmy do posłów, którzy poparli ochronę życia, żeby im podziękować. Powinni wiedzieć, że wyborcy ich postawę doceniają – apeluje warszawska Fundacja Pro. Telefony i e-maile posłów znajdziesz w Internecie na stronie www.wiara.pl.

Wspaniała chłodna kalkulacja, której mistrzem był dotąd Jarosław Kaczyński, tym razem wzięła w łeb: PiS po dziwnej grze jego liderów w sprawie konstytucji stanął na krawędzi rozpadu. Ochrona życia nie została na razie w konstytucji wzmocniona. Jednak jeśli wyborcy naprawdę będą tego chcieli, prędzej czy później to się uda.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.