Cena kompromisu

Mariusz Dzierżawski, działacz społeczny

|

GN 13/2007

publikacja 02.04.2007 13:57

Czy kompromis zawsze jest uzasadniony? Czy prawa człowieka można czynić obiektem przetargów politycznych?

Cena kompromisu Dr Carlos Morin, Peruwiańczyk pracujący w Barcelonie, prowadzi kilka klinik oferujących „usługi aborcyjne”. Film demaskujący jego działalność pokazała w zeszłym roku duńska telewizja. PAP/ALBERT OLIVE

Wpływowi politycy polscy, deklarując przywiązanie do nauki Kościoła, opowiedzieli się jednocześnie za utrzymaniem, a nawet zabezpieczeniem konstytucyjnym, „kompromisowego” prawa zezwalającego na aborcję w trzech przypadkach:

1. Zagrożenia dla zdrowia lub życia matki.
2. Dużego prawdopodobieństwa ciężkiego upośledzenia płodu.
3. Uzasadnionego podejrzenia, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
Z punktu widzenia politycznego kompromis to jak najbardziej uzasadniona metoda. Czy jednak zawsze? Przypuszczam, że zdecydowana większość czytelników, ale także polityków naszego Sejmu odpowie, że nie. Dlaczego? Dlatego, że praw człowieka nie można czynić obiektem przetargów politycznych.

Politycy w świecie abstrakcji
Jak więc jest możliwa akceptacja tych samych polityków dla „ograniczonego prawa do przerywania życia niektórych osób”? Wydaje się, że mówiąc o „trudnym kompromisie” ludzie ci poruszają się w świecie abstrakcji. Nie widzą za tym zapisem konkretnych dzieci. Ci, którzy te ustawy realizują, wiedzą jednak, że chodzi o konkretnych ludzi. Doktor Carlos Morin z Barcelony, opisany przez „Dziennik” lekarz oferujący aborcję, wie, że zabija człowieka. Położne z warszawskich szpitali, opisane przez „Życie Warszawy”, obserwujące agonię dzieci podejrzanych o „ciężkie upośledzenie”, nie miały wątpliwości co do ich człowieczeństwa. Czy politycy nawołujący do utrzymania „kompromisu” nie wiedzą, że dotyczy on konkretnych dzieci? A może w ogóle nie zastanawiają się nad tym?

W Polsce pod rządami „kompromisowej” ustawy legalnie zginęło 4087 dzieci. Ponad 90 proc. z nich było podejrzanych o to, że są chore. Ktoś musiał te dzieci zabić. Czy posłowie uważający ograniczoną aborcję za mniejsze zło zdają sobie sprawę, że wychowują kolejnych „Morinów”? Ci z nich, którzy są przeciwni aborcji, przypominają mi Piłata, który wprawdzie chciał ocalić Jezusa, ale nie chciał w tym szlachetnym dążeniu posunąć się za daleko.

Zwolennicy „kompromisu” często wyobrażają sobie, że działają na rzecz kobiet, których nie można „zmuszać do heroizmu”. Wyobrażają sobie, że zgadzając się na zabicie ukrytego w ich łonie dziecka pod warunkiem, że jest chore, stają się ich dobroczyńcami. Ta filantropia wydaje się również karmić nadmierną abstrakcją. Czy kobieta w ciąży potrzebuje licencji na zabicie dziecka, czy raczej pomocy otoczenia? Powyższe dotyczy również zgody na aborcję dziecka poczętego w wyniku gwałtu. Czy zabicie dziecka zmniejszy traumę zgwałconej kobiety, czy ją powiększy?

Bankructwo katastroficznych wizji
Przypomnijmy przy okazji dyskusję na temat aborcji przed 1993 rokiem. Koleżanki Joanny Senyszyn kreśliły katastroficzne wizje, które miały się zrealizować po wprowadzeniu częściowego zakazu aborcji. Kobiety miały masowo umierać w wyniku nielegalnych aborcji, sierocińce miały być pełne niechcianych dzieci. Kilkanaście lat funkcjonowania ustawy z 1993 roku nie potwierdziło przerażających zapowiedzi. Śmiertelność okołoporodowa kobiet zmniejszyła się. Liczba dzieci porzucanych spadła. Nie wszystkim jednak ówczesna debata dała do myślenia i dziś znów kreślą katastroficzne scenariusze.

W wypowiedziach polityków, również tych, którzy zdobyli władzę mówiąc o naprawie państwa i Polsce solidarnej powraca argument kompromisu. Przypomnijmy więc, że kompromisy mają swoją cenę. Ceną, jaką godzą się zapłacić prominentni politycy, jest życie ponad setki dzieci legalnie abortowanych co roku w Polsce.

Katolickim obrońcom „kompromisu” warto przypomnieć fragment „Evangelium vitae”, w którym Jan Paweł II pisze: „Tak więc ustawy, które dopuszczają bezpośrednie zabójstwo niewinnych istot ludzkich, poprzez przerywanie ciąży i eutanazję, pozostają w całkowitej i nieusuwalnej sprzeczności z nienaruszalnym prawem do życia, właściwym wszystkim ludziom, i tym samym zaprzeczają równości wszystkich wobec prawa”.

Do wyjaśnienia pozostaje sprawa pierwszego wyjątku. Ochrona życia dziecka nie oznacza bynajmniej ograniczenia praw matki do leczenia. Zaniechanie leczenia, aby nie zaszkodzić dziecku, jak w przypadku Gianny Beretty Moli, jest decyzją, która nie może być obowiązkiem ustawowym. Z punktu widzenia moralnego niedopuszczalne jest jednak działanie, którego bezpośrednim celem jest zabicie dziecka.
Wielu z nas chciałoby, aby wspólnota, jaką jest Polska, wspierała się na zdrowych podstawach. Może się jednak okazać, że jest inaczej. Podobnie jak w starożytnej Kartaginie ofiary z dzieci składane Molochowi miały zapewnić pomyślność państwu, tak IV Rzeczypospolitej pomyślność miałyby zapewnić ofiary z nienarodzonych składane na ołtarzu Kompromisu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.