Ratownicy pamięci

Przemysław Kucharczak

|

GN 04/2007

publikacja 29.01.2007 12:57

Ostatnio modne były ataki na Instytut Pamięci Narodowej. Oberwało mu się za to, że rzekomo zajmuje się tylko nieszczęsnymi tajnymi współpracownikami, zamiast funkcjonariuszami SB, którzy ich łamali. Czyżby?

Ratownicy pamięci Otwarcie wystawy IPN „Miecz rewolucji. Twarze bydgoskiej bezpieki” Mirosław Rzepka

A setki ujawnionych przez IPN nazwisk i fotografii oficerów SB? A setki wystaw, naukowych konferencji, świetnych książek wydanych przez IPN na temat dziejów najnowszych? A odkłamujące historię broszury dla nauczycieli?

Mniej więcej tak samo prawdziwe byłoby obciążenie IPN-u odpowiedzialnością za koklusz i gradobicie. Oskarżenia wobec Instytutu padały wskutek wzburzonych emocji po odwołaniu ingresu w Warszawie. Mam więc mimo wszystko nadzieję, że po przemyśleniu sprawy ich autorzy nie będą tych oskarżeń podtrzymywać. Bo właśnie dzięki IPN-owi, do spółki z Muzeum Powstania Warszawskiego, Polacy w dużej mierze odzyskali historyczną pamięć.

Skąd ta młodzież?
W zeszłym roku zobaczyliśmy w telewizji młodzież, która angażowała się w obchody poznańskiego Czerwca z 1956 roku. W 2004 r. młodzi niezwykle mocno przeżyli 60. rocznicę powstania warszawskiego. Zdumieni patrzeli na zdjęcia młodziutkich powstańców, swoich rówieśników. Wzruszali się ich losem i poczuli z nimi jakąś więź, jakąś wspólnotę narodowych doświadczeń. Poruszającą płytę o bohaterach powstania wydał zespół Lao Che, grający ostrą punkową muzykę.

Zauważyli państwo, że coś się w Polsce pod tym względem zmieniło? Wyobrażacie sobie takie reakcje młodzieży dziesięć, a nawet pięć lat temu? Nie, wtedy obchody rocznic nie wywoływały większego poruszenia. Bo niby co miało wzruszyć ludzi: widok kilku sztywnych panów składających wieńce? Nawet jeśli w telewizji szły wtedy dobre filmy dokumentalne, to zaraz na antenie pojawiali się też komentatorzy sugerujący, że rozsądni ludzie powinni sobie całe to świętowanie odpuścić. Bo wszystkie nasze narodowe zrywy były błędem i niepotrzebną daniną krwi. Bo Polacy to naród cierpiętników. I że najlepiej wybrać przyszłość, zamiast wiecznie grzebać się w tej ciężkiej, nieznośnej polskiej martyrologii. Taka panowała wtedy w mediach atmosfera. I te poglądy się udzielały, promieniowały na nas wszystkich.

Dlaczego więc młode pokolenie Polaków nagle, w ciągu kilku ostatnich lat, przekonało się, że z bohaterskiej postawy przodków można być dumnym?

Trzeba być bardzo niesprawiedliwym, żeby w tej zmianie nie zauważyć roli historyków Biura Edukacji Publicznej IPN-u. Ci ludzie cierpliwie publikowali wyniki swoich prac. Powoli prostowali kłamstwa i półprawdy, którymi w PRL-u po brzegi były wypełnione nasze szkolne podręczniki do historii. Te półprawdy naprawdę wryły się nam w podświadomość. Bo w kłamstwa bezwstydnie powtarzane przez prawie pół wieku człowiek zwykle zaczyna wierzyć – choćby tylko częściowo.

Prace historyków, którzy od 17 lat próbują przywrócić prawdę o najnowszej historii Polski, dotąd nie przebijały się zbyt mocno do powszechnej świadomości. Jednak IPN nadał tej pracy systematyczność. Rozsyła do szkół świetne biuletyny dla nauczycieli historii (ostatnio już nawet z dodanym filmem DVD). Tylko w styczniu centrala i oddziały Biura Edukacji Publicznej IPN organizują aż 30 wystaw! Liczbę wykładów i warsztatów dla nauczycieli w całej Polsce trudno zliczyć. To się nazywa „praca u podstaw”.

Muzeum daje „błysk”
To oczywiście niejedyna przyczyna sukcesu. Drugą było zbudowanie Muzeum Powstania Warszawskiego. Muzeum nadało cierpliwej pracy historyków „błysk” i atrakcyjne opakowanie.

Po ujawnieniu kilku agentów SB w Kościele wielu biskupów ma żal: jak to, Kościół był najbardziej prześladowaną instytucją w PRL, a teraz mówi się tylko o agentach! A przecież na współpracę poszło zaledwie 10 procent duchownych.

I chyba rzeczywiście: ujawniana dziś prawda o agentach SB w sutannach jakoś przysłania nam teraz postacie duchownych – bohaterów. Zamordowanych księży Popiełuszkę, Zycha, Niedzielaka, Suchowolca i tysięcy kapłanów ciężko prześladowanych przez bezpiekę. Coś już o nich wiemy. Ks. prof. Jerzy Myszor wydał aż trzy tomy „Leksykonu duchowieństwa represjonowanego w PRL”. Ale niewiele osób czyta naukowe książki. Teraz przydałoby się jeszcze atrakcyjne opakowanie tej wiedzy.

I chyba będzie do tego okazja. Wiadomo już, że w Warszawie ma powstać jeszcze jedno muzeum – w gmachu, gdzie żołnierze Informacji Wojskowej torturowali i zabijali polskich patriotów. Dobrze byłoby, gdyby takie muzeum upamiętniło także księży, którzy oparli się ubeckim prześladowaniom. Bo bez nich Polska nie odzyskałaby wolności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.