Dziewczyna z Brzeskiej

Agata Puścikowska

|

GN 04/2007

publikacja 29.01.2007 12:31

Dla „obcych”: Brzeska to ulica na warszawskiej Pradze. Tylko „swoi” mogą tu czuć się bezpiecznie. I to nie zawsze. W głowę można dostać od stojącego w bramie lumpa albo odłamkiem tynku. I tu mieszka Magda. Ta z plakatu o patriotyzmie.

Dziewczyna z Brzeskiej Magda Giza przy kapliczce na swoim podwórku przy ulicy Brzeskiej na warszawskiej Pradze. Tomasz Gołąb

Halo, czy pani Magda Giza? – dzwonię w przerwie między polskim a historią. W czasie lekcji Magda nie odbiera. – Nie znoszę, jak mówią do mnie „pani”. Magda jestem. Chodzi o wywiad? No dobra, tylko terminy mam pozajmowane. Pasuje jutro o 14.30? Ja to za bardzo się po Pradze nie szlajam, więc spotkajmy się przed bazyliką na Kawęczyńskiej. Obok mam szkołę i wtedy kończę, będzie mi wygodniej – kończy rozmowę. No ładnie, myślę. Gwiazdeczka z plakatu.

Mówią na mnie „Bilbord”
Umawiamy się na schodach bazyliki. Magda ma mieć „oryginalną” czerwoną kurtkę i białą czapkę. Ze szkoły wybiega ze dwadzieścia czerwonych kurtek. Czas płynie, Magdy nie ma. Mija piętnaście minut. Z wysokich schodów bazyliki dostrzegam jeszcze jedną kurtkę. Czapki brak, ale za to są dżinsy i mocny, męski krok. I włosy związane w kitkę, i łobuzerskie spojrzenie. I tylko po okularach poznaję, że dziewczyna z plakatu i stojąca przede mną – to ta sama osoba.

– Ugrzecznili cię trochę na tym plakacie?– pytam zaczepnie. – Czasem fajnie jest się poczuć ugrzecznioną – odparowuje.

Od kiedy pojawiła się na billboardach, mówią do niej… „Bilbord”. Czy złośliwie? Nie, takie tam wygłupy. Nawet to sympatyczne. Zazdroszczą? Chyba nie, a nawet jeśli, to trudno. Nawet gdyby dokuczali, to cóż, trzeba sobie radzić w życiu, uczyć się różnych rzeczy i ludzkich zachowań. To się potem przyda. W dorosłości. Stąd też i te kapliczki: jak się poznaje i uczy, to tylko z pożytkiem na przyszłość.

Dlaczego właśnie Magda trafiła na billboard? – Szukali m.in. wśród tych, którzy opiekują się kapliczkami. A ja się i opiekuję, i nie boję obiektywu. No bo czego się bać? Ja lubię ludzi, lubię ich poznawać, obserwować. I nawet nie chodzi o jakieś przyjaźnie. Przyjaciółkę to mam tylko jedną, i to na odległość.

Po prostu nie ma co uciekać od życia – opowiada krótkimi, urywanymi zdaniami. Siedzimy na wysokich schodach bazyliki. Mamy perspektywę na kawałek Pragi. – Tu jest moje gimnazjum. Tam dalej wyższa szkoła, a z boku jakaś uczelnia katolicka – opowiada. – Taki mój świat.

Dołem biegnie chłopak, na oko czternastolatek. Macha do Magdy.
– No hej! – odkrzykuje dziewczyna. – To jeden z tych, co się z nami zajmuje kapliczkami. Bo ja mam nadzieję, że pani nie wierzy w to, co wypisują, że ja te wszystkie kapliczki sama odbudowałam? He, he.

Trzy gatunki kapliczek
– Ale piszą o tobie: „Magda Giza – opiekunka praskich kapliczek”, „Magda Giza – ratuje zabytki warszawskiej Pragi”.

– Jak ja je mogłam sama ratować? Przecież ich jest około 800! – śmieje się. – Prawda jest taka, że bardzo wiele osób zajmuje się tymi kapliczkami. Wiele dzieciaków z naszej szkoły. No i mieszkańcy. Bez mieszkańców, bez tej naszej wspólnoty, jak to się górnolotnie mówi, to ani jedna by nie istniała. Ile my – gimnazjaliści, udzielamy się przy kapliczkach? Dwa lata. A ile mają kapliczki? Niektóre ponad 100!
Jedziemy tramwajem na Brzeską, bo, jak mówi Magda, to jej miejsce. Kilka przystanków i jesteśmy w innym świecie. Stare kamienice, odrapane, budowane w formie kwadratu lub podkowy. Na elewacjach setki splątanych kabli. Które są które? Do czego i do kogo? Któż to raczy wiedzieć?

– A wie pani, że raczej się z nimi nic nie dzieje? Tu wszyscy o nie dbają – opowiada Magda. Gdy przyjrzeć się lepiej kamienicom, widać ich piękno. I gdyby tylko znalazł się ktoś, kto je odnowi… Klatki schodowe – drewniane i wąskie. Zapachu starości nie mylić z wilgocią. Bram do podwórek „pilnują” obijaki.

Gdzieniegdzie nieźle „obite” – bo żeliwo, z których są zrobione, jest w cenie. A tu przecież bieda. I brak perspektyw. I patologia w każdej bramie. – No, różni ludzie tu mieszkają. Ale żeby zaraz patologia w każdej bramie? – Magda trochę się krzywi. – Ja lubię to miejsce.

Gdy wchodzimy do pierwszej z brzegu bramy, prezentuje: – O, to kapliczka „ekskluzywna” – chciałabym, żeby wszystkie takie były.
„Ekskluzywna”? No, owszem, jest pełna uroku…
– A bo my, ci, co chodzą do tych kapliczek, tak sobie je wszystkie podzieliliśmy: na „ekskluzywne”, „meksykańskie” i „śmietnikowe”.
„Ekskluzywne” to te w najlepszym stanie – odnowione, wymalowane. „Meksykańskie” – kolorowe i świecące. No a „śmietnikowe” zawdzięczają swą subtelną nazwę wiadomemu sąsiedztwu. Na większości małych ślepych praskich podwórek śmietniki stoją pośrodku.
Idziemy na kolejne podwórko. – O, tu jest „śmietnikowa”! – odkrywam kolejną perełkę. Kapliczka jest ogrodzona, pali się przy niej kilka lampek. Oprócz dużej figurki Madonny ktoś poustawiał święte obrazki. – Kiedyś przy takich kapliczkach odbywały się Msze, ludzie wspólnie się modlili – objaśnia Magda.

Cały jej świat
Magda i jej koledzy ze szkoły często chodzą na „swoje” kapliczki. Palą znicze, czasem się pomodlą. Gdy uda się coś odremontować, to jest radość. Ale nie remontują sami.

– A niby za co mielibyśmy to robić? – pyta retorycznie Magda. – Ludzi się woła, mówi do mieszkańców: spróbujcie to wyczyścić, naprawić. Sąsiad sąsiadowi powie: „Hej, Kazik, trzeba odmalować. Zrzucą się na farby, w sobotę we dwóch pomalują. Babki przyniosą sztuczne kwiaty. Potem jakieś znicze. No i przynajmniej trochę porządniej to wygląda. Niedawno do jednej z kapliczek doprowadzono prąd – żeby aureolka się świeciła. To wielki sukces koleżanki Magdy.

Kapliczek nikt chyba dotąd profesjonalnie nie opisał, nie wiadomo, ile mają lat.
– Ale trzeba o nie dbać, bo to nasze dziedzictwo jest. Nasza historia – mówi Magda. – Niektóre powstawały podczas rzezi Pragi. Ludzie budowali je, bo się bali, potrzebowali ochrony z góry.
Magda nie mówi jak historyk. Raczej jak czwórkowa uczennica. Ale mówi z przekonaniem. – No, tu jest jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Że przyjdą właściciele, wyburzą całe kamienice. I zniknie Praga, co tu o kapliczkach mówić… Jejku, ja nie chcę tak.

Na podwórku Magdy w kapliczce stoi Matka Boża w niebieskiej sukience. A przy niej, za szkłem, prawdziwy skarb: odręczny rysunek ołówkiem. Młody żołnierz, biało-czerwona flaga. I podpis: „Pamiątka stroskanej matki po synie poległym w obronie Ojczyzny. Powstanie Warszawskie 1944”. Nie wiadomo, kto go narysował. Podobno młody powstaniec z obrazka mieszkał właśnie na podwórku Magdy. I w powstaniu zginął. A jego portret przy Madonnie stoi już dziesiątki lat.

Podwórko Magdy graniczy z bazarem Różyckiego. I dla prażan, i dla warszawiaków (bo ponoć to zupełnie inne gatunki) bazar to legenda. Tu kupowało się wszystko, czego nie było w sklepach. „Cudem się dostawało” dżinsy, lakierki i wianek do Pierwszej Komunii… Magda tych czasów nie pamięta. Ale nie chce Pragi bez bazaru. Wzdryga się cała na myśl, że na miejscu Różyckiego powstanie kolejne centrum handlowe. Już jedno tu niedaleko jest. I wystarczy.

Taki sobie patriotyzm
– Magda, a co to jest patriotyzm? – pytam nagle.
A tego to już Magda nie umie zdefiniować. Mówi, że jest za młoda, że za mało wie, za mało przeszła i doświadczyła. Może gdy będzie starsza, to się przekona. Taka pani Kamińska, to co innego – to patriotka. Ona walczyła i jest wspaniała. Tylko szkoda, że nie mogła jej poznać osobiście. Z panią Kamińską znają się tylko z billboardu. – Jedno na razie wiem. Nie chcę stąd wyjeżdżać. To moje miejsce na ziemi. Tu znam ludzi, tu się wychowałam. Przecież mam dwie ręce, wszystko zależy ode mnie – mówi z młodzieńczym zapałem. – Teraz się uczę, niedługo liceum. Potem szkoła teatralna. Zostanę aktorką.
– A co się stanie, gdy nie dostaniesz pracy? Gdy skończysz studia i zostaniesz bez środków do życia? Głową muru nie przebijesz – na wpół zrzędzę, na wpół prowokuję. Magda się zacina. – Mam dwie ręce – powtarza trochę mniej pewnie. – Uda mi się.

Bardzo chcę, żeby jej się udało.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.