Polska w miniaturze

Szymon Babuchowski

|

GN 52/2006

publikacja 21.12.2006 10:37

30 uczestników programu „Polacy” to reprezentacja 30 milionów dorosłych mieszkańców naszego kraju. – Chcemy udzielić głosu tym, którzy dotychczas milczeli – mówi prowadzący program Maciej Pawlicki.

Polska w miniaturze Odcinek dotyczący PRL wywołał największe emocje.

Na makijaż i fryzjera dla całej trzydziestki potrzebne są prawie dwie godziny. W tym czasie odbywa się jeszcze spotkanie z reżyserem. Jedni są już gotowi, aby wejść do studia, inni przygotują się po spotkaniu. Ale wszyscy zdążą przed nagraniem.– Proszę schodzić na dół na podpięcie mikroportów! – pada komenda reżysera.

Są bardzo zdyscyplinowani. Wiedzą już, w których momentach mają być cicho, kiedy bić brawo i że trzeba wstać, gdy chce się coś powiedzieć. Nie peszy ich kamera, w studiu telewizyjnym czują się jak w domu. Większość z nich wprost uwielbia dyskutować. Być może właśnie dlatego zgłosili się na casting do programu „Polacy”, w którym trzydziestu reprezentantów naszego społeczeństwa wypowiada się na różne, nierzadko kontrowersyjne, tematy. – Żona mnie namówiła, twierdząc, że zawsze mam tyle do powiedzenia – śmieje się Janusz Kołodyński, rolnik ze wsi Plemięta koło Grudziądza. – Faktycznie, kiedy tylko jest jakaś impreza rodzinna i siedzimy przy stole, muszę zabrać głos. Przyszedłem tu po to, żeby powiedzieć ludziom o problemach wsi. Bo w mediach mało się o tym mówi, a to, co się mówi, nie jest do końca prawdą.

Tu mówi publiczność
– Chcemy udzielić głosu tym, którzy dotychczas milczeli – mówi Maciej Pawlicki, prowadzący, współautor scenariusza i producent programu „Polacy”. – W większości programów publicystycznych naszą rzeczywistość komentują w kółko te same osoby. Ich sądy niekoniecznie są wyrazem opinii społeczeństwa. My postanowiliśmy oddać głos zwykłym ludziom. U nas wypowiedzieć się może zarówno prawnik, jak i fryzjer.

„Polacy” powstali na licencji holenderskiego programu „People’s Parliament”. Pomysł Holendrów został tu jednak potraktowany dość swobodnie – podobieństwo polega głównie na tym, że mówi publiczność. W polskiej wersji 30 uczestników ma reprezentować 30 milionów dorosłych Polaków. Ten obraz Polski jest oczywiście przybliżony, bo zbyt mało osób zgłosiło się na przykład ze wsi i w podeszłym wieku. Ale i tak sporo można się z programu dowiedzieć na temat przekroju naszego społeczeństwa.

– Zaczęliśmy od tego, że zleciliśmy specjalistycznej firmie przygotowanie socjologicznego portretu Polaków – opowiada Maciej Pawlicki. – Braliśmy pod uwagę różne kryteria: płeć, wiek, miejsce zamieszkania, status majątkowy, wykształcenie, przekonania w kilku kwestiach różnicujących społeczeństwo. Potem odbyły się castingi – najpierw w ośrodkach lokalnych, a następnie w Warszawie. Ostatnim decydującym kryterium było to, jak dana osoba radzi sobie przed kamerą.

– Dostałam się do programu trochę przez przypadek – uśmiecha się Julia Radomińska, studentka stosunków międzynarodowych i komunikacji masowej z Łodzi. – Mój tata lubi wypowiadać się na różne tematy i to on chciał wziąć udział w castingu. Prosił, żebym go tam zawiozła. Kiedy przyjechałam po niego, casting właśnie się kończył i tata zaproponował, żebym też weszła. Nie byłam ani umalowana, ani odpowiednio ubrana, ale posłuchałam go. Dwa dni później okazało się, że ja się zakwalifikowałam, a tata nie. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego się dostałam. Może dlatego, że jestem żywiołowa, dużo czasu spędzam za granicą, a mimo to chcę zostać w tym kraju? – zastanawia się Julia.

Nie moja telewizja
Paweł Kuglarz, radca prawny, swój udział w programie traktuje jak misję: – Zawsze miałem poczucie, że to, co oglądam jako telewidz, bardzo odbiega od tego, o czym myślę ja i – chyba – duża część społeczeństwa. Jestem człowiekiem, w którego życiu bardzo ważną rolę odegrała „Solidarność”. Łączę liberalne spojrzenie na gospodarkę z konserwatyzmem w sprawach obyczajowych. Widzę, że poglądy podobne do moich rzadko są reprezentowane w telewizji.

Dlatego kiedy dowiedziałem się, że powstaje program, który ma pokazywać przekrój naszego społeczeństwa, pomyślałem, że powinno się w tym przekroju znaleźć miejsce także i dla mnie. Wśród znajomych wywołało to kontrowersje – niektórzy twierdzili, że radca prawny nie powinien brać udziału w tego typu programach. Ale uznałem, że mam do przekazania jakąś sumę doświadczeń – intelektualnych, życiowych, politycznych. Chcę się tym podzielić z telewidzami. Uważam, że ten program powinni oglądać politycy, którzy często tracą poczucie rzeczywistości. Nieraz taksówkarze muszą informować elity, co myśli społeczeństwo. „Polacy” to dużo bardziej adekwatne forum.

Pan Paweł wraz z żoną Bogusławą mieszka w Krakowie, na Bielanach. Mają dwoje dzieci – 17-letniego Piotra i 8-letnią Kasię. Ich mieszkanie przypomina wielką bibliotekę – niemal wszystkie szafy wypełniają książki. Paweł Kuglarz jest z natury aktywistą – zakładał m.in. Stowarzyszenie Prawników Katolickich w Polsce. Działał aktywnie w Prawie i Sprawiedliwości, ale ze względu na krytyczny stosunek do nowej koalicji trochę odsunął się od polityki. Poza tym 13 lat temu brał udział w castingu na prowadzącego teleturniej „Czar par” i nawet dostał się wówczas do finału, ale… – Ostatecznie został wybrany członek jury, Krzysztof Ibisz – wspomina prawnik.

W odcinku „Polaków” poświęconym roli mediów w wychowaniu dzieci pan Paweł zawzięcie dyskutował z przedstawicielką MTV Polska na temat szkodliwego wpływu niektórych programów. – W trakcie tej rozmowy zrodził się we mnie pomysł, żeby zainicjować ruch społeczny przeciwstawiający się przemocy w mediach, zwłaszcza w grach komputerowych. To niewątpliwie owoc tego programu – cieszy się Paweł Kuglarz.

Adrenalina rośnie
Irena Ruda, właścicielka zakładu kamieniarskiego z Rudy Śląskiej, zdecydowała się wziąć udział w programie bo – jak mówi – lubi pomagać ludziom. – Poprzez ten program możemy zasygnalizować politykom, że coś złego się dzieje – twierdzi.

Sama musiała w życiu zmierzyć się z trudnymi problemami, przez pewien czas była bezrobotna. Zaczęła jednak działać w różnych organizacjach pozarządowych i – przy okazji – wzięła udział w szkoleniu dla osób bezrobotnych przeprowadzonym przez jedną z tych organizacji. – Właśnie dzięki szkoleniu stałam się taką otwartą osobą – wyznaje pani Irena. – Założyłam własną działalność gospodarczą. Wiem, jak zdobyć dotację i dzielę się tą wiedzą z innymi, udzielam bezpłatnych porad prawnych. Nie jest wcale tak, że nie można znaleźć pracy. Tylko my ciągle mamy takie socjalistyczne przyzwyczajenie, że ktoś nam tę pracę ma dać. Ale jeśli ludziom się pomoże, stają się otwarci, tak jak ja, i znajdują swoje miejsce.

Na pierwszym miejscu Irena Ruda stawia rodzinę. Męża Piotra poznała w zakładzie kamieniarskim swojego ojca. Pracował tam jako liternik. Obecnie jest nawijaczem silników. Razem mają dwoje dorosłych dzieci – Remigiusza i Karolinę. – Dzisiaj młodzi stawiają przede wszystkim na karierę – ubolewa pani Irena. – Mówi się, że to dlatego że czasy są ciężkie. Ale w naszych czasach też przecież było ciężko. Ja nie obawiałam się mieć dzieci i – proszę – jakoś do kariery doszłam. Chociaż, jak mówiłam w jednym z programów, na rodzinę wielodzietną to bym się nie zdecydowała…

Irena Ruda należy do osób, którym trudno jest usiedzieć w jednym miejscu. – Nie znoszę bezczynności. Bardzo lubię za to remonty czy prace w ogródku. Chętnie też odwiedzam starszych ludzi, robię im zakupy. Dzieci się śmieją, że zwykłe zakupy zajmują mi 2–3 godziny. Bo tu kogoś spotkam, tam z kimś pogadam – i tak ten czas mija.

Z kamerą jest oswojona, bo kilka razy występowała jako statystka w filmie. Brała też udział w „Familiadzie”. Ale „Polacy” to dla niej o wiele większe przeżycie: – Światła się zaświecają i adrenalina rośnie. Nie wiadomo, kto z czym wyskoczy, bo ludzie mają czasami bardzo dziwne poglądy…

My, Polacy
Żanna Słoniowska, dziennikarka i lektorka języka ukraińskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim, jest w stu procentach pewna, co zadecydowało o tym, że ją wybrano: – Mój lwowski akcent. To, że jestem trochę „inna”, dysponuję spojrzeniem od zewnątrz.

Pochodzi ze Lwowa, ale mieszka w Krakowie. Przybyła tam za mężem Łukaszem. Poznali się właśnie w Krakowie, na seminarium Instytutu „Tertio Millenio”, organizowanym przez dominikanów. – Tam zawiązało się wiele katolickich małżeństw – mówi Żanna.

Pisze teksty o Lwowie dla „Plusa-Minusa”, dodatku do „Rzeczpospolitej”. We Lwowie pracowała jako dziennikarka telewizyjna. Teraz chciała zobaczyć telewizję z innej strony. I zintegrować się z Polakami, móc powiedzieć publicznie: „My, Polacy”. Bo czuje się Polką.

Był jeszcze jeden powód, by wziąć udział w programie: – Wyjazd do Warszawy to rozrywka dla matki wychowującej dwójkę małych dzieci – uśmiecha się mama 3,5-letniego Dominika i rocznego Franciszka. – Myślę, że pomysł programu jest niezły, ale bardzo trudno dyskutuje się w 30-osobowym gronie. Chętnie zaproponowałabym też inne tematy, np. o Kościele w Polsce czy o tolerancji wobec obcokrajowców.

Fryzjer w kuchni
Dla rozrywki wziął także udział w programie Mirosław Konopko, fryzjer z Białegostoku. – Mój syn, 9-letni Gabryś, mnie zmotywował. Zobaczył w telewizji ogłoszenie o castingu i myślał, że to teleturniej. Wiedział, że lubię różnego rodzaju krzyżówki, rebusy, teleturnieje. Z takim nastawieniem szedłem na ten casting. Trafiłem zupełnie gdzie indziej, ale nie rozczarowałem się. Dla mnie to chwila oderwania się od ciężkiej pracy. Choć takie nagranie 8–9-godzinne to też ciężka praca, tylko trochę inna. I dająca nieco większy zarobek niż jeden dzień w zakładzie…

Pan Mirek jest dość potężnej postury i chętnie żartuje na ten temat: – Nie zakładam białego fartucha, żeby nie wystraszyć ludzi. Wiem, że wyglądam na rzeźnika, ale naprawdę jestem fryzjerem – śmieje się. Wbrew pozorom udział w programie nie zwiększył specjalnie obrotów w jego zakładzie. – Ludzie mówią raczej: „zajmij się robotą” albo „ty to się zawsze gdzieś wkręcisz”. Żona Beata też bardzo sceptycznie podchodzi do moich występów w telewizji. Sama nie wystąpiłaby przed kamerą.

Mówi o sobie, że jest wierzący i praktykujący. Polityka zbytnio go nie pociąga, nie należy do żadnej partii. – Jestem z tych, co wolą walnąć pięścią w stół i zrobić coś dobrego – dodaje. Te dobre rzeczy robi między innymi w kuchni. Dużo gotuje, lubi kulinarne eksperymenty. Na poczekaniu serwuje nam kilka przepisów na oryginalne potrawy z bakłażanów.

Hotelowe dyskusje
Młodsi uczestnicy programu to z reguły osoby bardzo aktywnie udzielające się w życiu społecznym. Przemysław Dziaduś z Nysy, student architektury na Politechnice Śląskiej, działa w stowarzyszeniu „Młoda Nysa”. – Nie jesteśmy związani z żadną partią polityczną, ale organizujemy różne imprezy kulturalne czy charytatywne. Jednym z naszych celów jest zlikwidowanie patologii wśród młodzieży. Widzę, że wielu młodych ludzi z trudnych rodzin, przychodząc na organizowane przez nas spotkania, odkrywa tam coś dla siebie. To może być dla nich krok ku normalności. Na co dzień Przemka pasjonuje projektowanie ubrań. Zaprojektował już sporo sukienek dla koleżanek i garniturów dla kolegów. – Być może właśnie dlatego zostałem wybrany, bo to coś oryginalnego – zastanawia się. – W każdym razie zależy mi na tym, żeby w tym programie reprezentować poglądy młodych ludzi.

Marcin Cabiszewski, student z Warszawy, pracował od piętnastego roku życia. Był kelnerem, robotnikiem na budowie, obsługiwał ksero, sprzedawał gazety w kiosku i pracował w agencji reklamowej. W tym czasie jeździł na obozy sportowe. – Mam spore doświadczenie jak na swój wiek i to pewnie zadecydowało o tym, że mnie wybrano – mówi. Obecnie Marcin pracuje z dziećmi, prowadząc treningi ogólnorozwojowe i narciarskie. Tematy programów dotyczące dzieci były mu szczególnie bliskie także z innego powodu: wraz ze swoją narzeczoną oczekuje potomka. – Te dyskusje są bardzo ciekawe i nigdy nie kończą się razem z programem. Najciekawsza część odbywa się w hotelu. Z reguły żywo rozmawiamy do bardzo późna – zdradza Marcin.

Lekcja dla polityków
– Uczestnicy programu spierają się i jednocześnie nie przestają się lubić – cieszy się Maciej Pawlicki. – Być może ma na to wpływ również wprowadzony w programie zwyczaj, przejęty z parlamentu brytyjskiego, że osoba, która chce zabrać głos, wstaje i czeka, aż prowadzący poprosi ją o wypowiedź. Dzięki temu nasi bohaterowie nie przekrzykują się, ale słuchają siebie nawzajem.

Tylko raz ten zwyczaj został naruszony. Było to podczas nagrania programu na temat stosunku Polaków do PRL-u. Tu emocje wzięły górę. Większość uczestników nie potrafiła zachować spokoju, słuchając wypowiedzi Bogdana Nagórskiego z Augustowa, który wychwalał miniony system. Na sali zaczęła się prawdziwa kłótnia, tym bardziej że pan Bogdan bez przerwy chciał zabierać głos. – Ale po nagraniu rozmawialiśmy już normalnie – wspomina Irena Ruda. – Okazuje się, że linie podziałów w różnych sprawach przebiegają bardzo różnie, wcale nie według prostego schematu: lewica–prawica – zauważa Maciej Pawlicki. – Zwykli ludzie potrafią budować wspólnoty wokół konkretnych spraw, inaczej niż to się często dzieje w polityce. Na przykład Bogdan Nagórski, wygłaszający kontrowersyjne poglądy na niektóre tematy, przy innych zyskał sobie szacunek pozostałych uczestników.

Wkrótce miną trzy miesiące od emisji pierwszego odcinka „Polaków”. W holenderskim pierwowzorze po tym okresie bohaterowie są wymieniani. – Robi nam się trochę żal – mówi Pawlicki. – Może wymienimy tylko niektórych, tak by np. wieś była lepiej reprezentowana? Uczestnicy są coraz lepsi, nabierają wprawy, zapominają o kamerze. Na początku obawialiśmy się, że będą mówić banały, które usłyszeli od „autorytetów”. Tymczasem mówią rzeczy zaskakujące. Myślę, że dla polityków to dobra lekcja.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.