W jaskini lwów

Marcin Jakimowicz

|

GN 49/2006

publikacja 29.11.2006 18:35

Słuchało go już siedem milionów ludzi. A on z błyskiem w oku opowiadał: – Kiedyś myślałem, że Ewangelia to stek bzdur. Ooo, jak bardzo się myliłem!

W jaskini lwów Pixabay

Koloseum pęka w szwach. Za chwilkę na arenie lwy rozszarpią ciała trzech mężczyzn. Mogli uniknąć śmierci, ale do końca uparcie wyznawali, że Jezus jest Bogiem. Podnosi się krata. Stadion wyje. Tak rozpoczyna swą najnowszą książkę „Fundamenty wiary” Josh McDowell. To nie przypadek – opowiada – żyjemy zanurzeni po uszy w pogańskiej kulturze, a młodzi znajdują się na arenie Koloseum XXI wieku.

Nie zagrażają im lwy, ale spotkają więcej moralnych pokus niż chrześcijanie przez ostatnie dwa tysiące lat. Będą toczyli większe duchowe bitwy, walki emocjonalne i trudniejsze zmagania w relacjach międzyludzkich niż jakiekolwiek inne pokolenie w historii. Ale jest światło – woła McDowell, i wskazuje na krzyż. Zanim jednak odkrył jego wartość, przeszedł długą wędrówkę.

Co to za bzdury?
– Jako nastolatek szukałem intensywnie odpowiedzi na trzy pytania: „Kim jestem? Dlaczego jestem tutaj i dokąd zmierzam?” – opowiada. – Wychowałem się na farmie w Michigan. Większość farmerów jest bardzo praktyczna. Mój ojciec nauczył mnie, że „jeśli coś nie działa, wyrzuć to”. Religia była dla Josha jedynie zbiorem formułek i nakazów; „nie działała”, więc chłopak odrzucił ją. Zaczął studiować. Wierzył, że na nurtujące go pytania odpowie nauka. Srodze się zawiódł.

– Wiele rzeczy możesz znaleźć na uniwersytecie, ale zapisywać się tam, by odnaleźć swoją tożsamość, to daremne. Zagadywałem profesorów, szukając odpowiedzi na moje pytania. Kiedy widzieli, że nadchodzę, wyłączali światła, opuszczali żaluzje i zamykali drzwi na klucz, żeby tylko ze mną nie rozmawiać. Wkrótce uświadomiłem sobie, że nie znajdę tu rozwiązania moich wątpliwości.

A może działalność społeczna? Może wystarczy znaleźć szlachetny cel i oddać mu się bez reszty? – pomyślał, i zaczął biegać po różnych organizacjach studenckich. W końcu zaczął zajmować w nich znaczące pozycje. Piął się po szczeblach kariery. Pustka i ogromna tęsknota za poznaniem sensu życia wciąż spędzała mu sen z powiek. Wtedy zauważył w kampusie grupkę ludzi. Zafascynowali go, bo byli inni niż pozostali. – Wydawało się, że wiedzą, kim są i dokąd zmierzają – opowiada dziś. – Coś jeszcze w tej grupie przykuło moją uwagę. Wydawało się, że się kochali. Troszczyli się też o ludzi spoza ich grupy. To było coś nieznanego. Postanowiłem się z nimi zaprzyjaźnić.

Kiedyś zaczęli rozmawiać. Rozmowa niebezpiecznie zeszła na temat Boga. – Bujałem się na swoim krześle, jak gdyby w ogóle mnie to nie obchodziło. „Chrześcijaństwo, ha! – wrzasnąłem. – To dla mięczaków, nie dla intelektualistów”. Zapytałem jedną z dziewczyn: – Dlaczego jesteście inni niż pozostali studenci? Co zmieniło wasze życie? Popatrzyła mi prosto w oczy i powiedziała dwa słowa, których nigdy nie spodziewałem się usłyszeć podczas inteligentnej rozmowy na kampusie uniwersytetu: – Jezus Chrystus.

– Jezus Chrystus? – warknąłem. – Nie gadaj mi takich głupot. Mam dość religii, Biblii i Kościoła.
Szybko odpowiedziała: – Proszę pana, nie powiedziałam „religia”, powiedziałam „Jezus Chrystus”. Zaskoczony odwagą dziewczyny, przeprosiłem za swą postawę. I wtedy stało się coś, w co nie mogłem uwierzyć. Rzucili mi wyzwanie: ja, student prawa, miałem obiektywnie zbadać twierdzenie, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. Myślałem, że żartują. Pomyślałem: Jak coś tak marnego jak chrześcijaństwo może wytrzymać rzetelną analizę intelektualną?

Mól książkowy rusza w świat
Zaczęło się ślęczenie nad książkami i wertowanie opasłych tomów. John stał się gościem wielu bibliotek. Żył tylko jednym: chciał udowodnić, że chrześcijaństwo jest wymysłem religijnych marzycieli. Na jakiś czas przerwał nawet studia i rozpoczął rajd po pełnych historycznych tomów bibliotekach Europy. Po kilku miesiącach skapitulował. – Jeśli miałem pozostać intelektualnie uczciwy, musiałem uznać, że dokumenty Starego i Nowego Testamentu są najbardziej wiarygodnymi dziełami całej starożytności! Ale to nie dowody historyczne o Chrystusie zbliżyły mnie do Niego. To była Jego miłość, udokumentowana w życiu garstki chrześcijan. To nie logiczne fakty o Chrystusie sprawiły, że powierzyłem Mu swoje życie.

To było kochające serce Jezusa. Jako sceptyk musiałem uznać, że ten kochający Chrystus był faktycznie tym, za kogo się podawał. Bóg zmienił moje życie. To nie slogan. Miałem ogromne problemy z agresją. Jednej osoby nienawidziłem bardziej niż kogokolwiek innego. Mojego ojca. Był małomiasteczkowym pijakiem. Moi koledzy ze szkoły wyśmiewali się z niego w samym środku miasta. Ja wewnątrz gorzko płakałem. Często znajdywałem pobitą do nieprzytomności matkę. Gdy poznałem Jezusa, Jego miłość stopniowo mnie wypełniała. Po nienawiści nie zostało śladu. Mogłem spojrzeć ojcu prosto w oczy i powiedzieć: „Tato, kocham Cię”.

Josh ruszył w trasę. Na lewo i prawo opowiadał o swoim odkryciu. Zaczął pisać książki. Ku jego zaskoczeniu wiele z nich stało się bestsellerami. Zaskakujące jest to, że jego prace pełne są cyfr i statystyk. McDowell nie chce nikogo przymuszać do wiary. Pokazuje młodym, że można do niej dojść drogą logicznego rozumowania. Jest autorem bestselleru „Przewodnik apologetyczny” – kopalni wiedzy biblijnej. Sam na własnej skórze przekonał się, że religia „działa”. Gdy cytuje statystyki, wykazujące, że młodzi ludzie, których wiara nie jest oparta na Słowie Bożym, są 10,6 razy bardziej skłonni do zażywania narkotyków, 5,5 razy bardziej skłonni do prób samobójczych i 3,7 razy bardziej skłonni do sięgania po alkohol, by się upić, liczby mówią same za siebie.

Prorok z nadwagą
Dziś 67-letni McDowell podróżuje po całym świecie, poruszając problemy, z którymi boryka się młodzież. Często uczy rodziców, jak być autorytetem dla dzieci. Przemawiał już do siedmiu milionów ludzi w 107 krajach, na ponad 700 uczelniach. Jest autorem lub współautorem ponad 100 książek. – Kim jestem? Wierzącym, oddanym Jezusowi Chrystusowi – odpowiadał przed rokiem „Gościowi”. – Mężem, który bardzo mocno kocha swoją żonę. Ojcem czwórki dzieci. To jest jedna z najwspanialszych rzeczy na świecie: mieć bliską więź z Jezusem Chrystusem, być mężem Dottie i być ojcem czwórki dzieci. Cóż więcej?

Prawdopodobnie można mnie nazwać ewangelizatorem młodzieży. Wierzę, że Bóg powołał mnie do tego, aby mówić młodym o tym, jak bardzo Bóg przez Jezusa Chrystusa chce budować z nimi bliską więź. Robię to od 43 lat poprzez przemawianie, pisanie, przygotowywanie programów na wideo, CD, w Internecie, w telewizji, w radiu. Poprzez każdy środek, który jest dostępny. I mam nadwagę 12 i pół kilograma (śmiech), ale Pismo mówi, że tłuszcz baranka należy do Pana. Josh jest protestantem związanym z ruchem Campus Crusade for Christ, zarejestrowanym w Polsce jako Ruch Nowego Życia.

Ostatnie pokolenie chrześcijan?
Ojciec Rafał Szymkowiak, kapucyn, pracujący na co dzień z trudną młodzieżą, opowiada: – Gdy McDowell przyjechał w zeszłym roku do Polski, na spotkaniu w Gliwicach powiedział wprost: To ostatnie pokolenie chrześcijan. Miał chyba rację. Widzę uczniów w gimnazjach w wielkich miejskich aglomeracjach. To ludzie, którzy już nie mają wiary wyssanej z mlekiem matki. Oni sami muszą odkryć miłość Jezusa.
– Czas ucieka, ale jest ciągle nadzieja – woła McDowell, i pokazuje tabelkę, z której jasno wynika, że aż 68,6 proc. polskiej młodzieży wciąż próbuje dojść do celu i sensu życia. Jest realistą. Z bólem przyznaje: – Kiedyś mawiałem: „Dzisiejsza młodzież będzie Kościołem jutra”.

Obawiam się jednak, że już nie mogę tak mówić, bo jeśli nie zrobimy teraz czegoś, by reedukować nasze dzieci u podstaw chrześcijańskiej wiary, młodzi ludzie, na których liczymy, że wprowadzą Kościół w nowe pokolenie, nawet nie będą w Kościele nowego pokolenia! Współczesny świat oferuje młodym tysiące prawd. Badania wskazują, że w istnienie prawdy absolutnej wierzy zaledwie 20,7 proc. polskiej młodzieży – alarmuje Amerykanin. Jak w tym gąszczu odnaleźć tę jedyną? Młodzi stoją na arenie Koloseum XXI wieku. Muszą się zmierzyć ze współczesnymi lwami. Uda im się? – Danielowi się udało – odpowiada McDowell. – Wytrwał w kulturze babilońskiej, która była wroga wobec jego wiary w jedynego i prawdziwego Boga. Nie zgodził się ustąpić w swoich przekonaniach i praktykach, mimo że oznaczało to wrzucenie go do jaskini wygłodniałych lwów. To ten rodzaj wiary, który miało kilkoro uczniów w szkole średniej w Columbie, kiedy wymierzono w nich broń i zapytano: „Czy wierzysz w Boga?”. Odpowiedź twierdząca kosztowała ich życie.

W jaskini lwów   Młodzi toczą dziś walkę jak pierwsi chrześcijanie. Są w prawdziwej jaskini lwów. Józef Wolny



Cytaty za książką „Fundamenty wiary”. Księgarnia św. Jacka, 2006

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.