Krajobraz po tragedii

Andrzej Urbański

|

GN 45/2006

publikacja 02.11.2006 16:31

Szok, przerażenie, łzy. Czternastoletnia gimnazjalistka nie żyje. Kto jest winien tej śmierci? Podczas pogrzebu panowała cisza, tylko wiatr mocno owiewał trumnę, jakby chciał coś głośno wykrzyczeć.

Krajobraz po tragedii Pogrzeb odbył się w przejmującej ciszy. Agencja Gazeta/DAMIAN KRAMSKI

Piątek, 20 października. Gimnazjum nr 2 w Gdańsku. Dzień jak każdy inny. W szkole rozpoczynają się lekcje. Podczas jednej z nich z sali wychodzi nauczycielka. Została oddelegowana przez dyrektora szkoły do przygotowania apelu.

Przez dwadzieścia minut pięciu kolegów z klasy znęca się nad Anią. Rozbierają ją, udają, że ją gwałcą. Jeden z nich nagrywa film kamerą w telefonie komórkowym. Zdarzeniu przyglądają się pozostali uczniowie. Nie reagują. Gdy nauczycielka wraca do klasy, Ani już tam nie ma. Uciekła. Jedna z dziewczyn płacze. Pozostali nic nie mówią. Polonistka dowiaduje się w końcu, że koledzy „dokuczali Ani” i dlatego poszła do domu. Nauczycielka dzwoni do domu Ani i rozmawia z bratem.

Po powrocie do domu Ania pomaga mamie sprzątać dom babci, która następnego dnia, w sobotę, ma obchodzić urodziny. Ania na urodziny nie doszła. Wcześniej odebrała sobie życie.

Dlaczego?
Media szybko ustalają przebieg zdarzeń i próbują dochodzić przyczyn. Jedna z gazet pisze, że chłopiec, który poniżył Anię, kochał się w dziewczynie, ale ona nie chciała z nim rozmawiać. Dlatego postanowił ją upokorzyć? Inna przytacza słowa ojca dziewczynki: „Ania była szczególnie wrażliwym dzieckiem. To, co się wydarzyło, było dla niej tak straszne, że jej świat runął”.

Jestem pod szkołą. Lekcje trwają w niej normalnie. W pokoju dyrektora od rana trwa narada. W tym czasie sąd przesłuchuje zatrzymanych chłopców. Wokół szkoły patrole policji, dziennikarze i telewizyjne maszty. Próbuję przyłączyć się do rozmowy. Podchodzę do jednej grupki. – Nie rozmawiamy z nim. To hieny – słyszę głosy uczniów. – Następny, k…, dziennikarz szukający sensacji. Wy tylko żerujecie na czyimś nieszczęściu. Wam, k…, w ogóle nie zależy na prawdzie. Nie gadajcie z nim.

Przeraża mnie głupi śmiech niektórych uczniów. W takim momencie? I kolejny dzwonek na przerwę. Z zamkniętej wciąż dla dziennikarzy szkoły wychodzą kolejni uczniowie. Tym razem nie przez główne drzwi, ale bokiem. Próbuję z nimi rozmawiać. Nie chcą, nie zatrzymują się.

Jak w rodzinie
Jadę do Kiełpina, rodzinnej miejscowości Ani. Podjeżdżam pod kościół. Tuż przy nim, naprzeciw plebanii, stoi dom Ani. – Czy jest ksiądz proboszcz? – pytam spotkanego mężczyznę. Później się okazuje, że to ojciec Ani. – Nie ma – odpowiada. Gdy proszę go o krótką wypowiedź, zamyka drzwi. Nie usłyszał, a może już nie mógł.

Szukam dalej. Spotykam wujka Ani. – Od tego dnia nie mogę w nocy zasnąć. To była taka miła dziewczyna – opowiada wujek ze łzami w oczach.

Wracam na plebanię. Przed 18 przyjeżdża proboszcz, ks. Andrzej Rozmus. – To była porządna dziewczyna. Śpiewała w scholi. Nie było z nią kłopotów. Czy rodzice mieli, tego nie wiem. Może nie wszystko mówiła? – mówi.

Rozmawiamy także o chłopcach, którzy dopuścili się tego czynu. – Oni byli w porządku. „Bandziory” – jak przeczytałem w Internecie, to przesada. Trudno powiedzieć, co im odbiło – dodaje. – Wiadomo, że inaczej jest w domu, a inaczej w grupie. Tym razem głupota wygrała.

Kogo winić? Wini się dyrektora szkoły, nauczycieli, kuratora. Obwiniają się najbliżsi, że może zbyt mało czasu poświęcali na rozmowę z córką, kuzynką, przyjaciółką, koleżanką. Przed śmiercią samobójca często chce z kimś porozmawiać. To taka ostatnia szansa, jeśli wyczuje się w głosie intencje takiej osoby. Tym razem nikomu się nie udało. Ania była szybsza. Nie zostawiła żadnej informacji, choćby drobnego sygnału, który pomógłby odpowiedzieć – dlaczego.

Wiatr i wiele pytań
Gimnazjaliści, którzy molestowali swoją koleżankę, trafili na trzy miesiące do młodzieżowego ośrodka wychowawczego. W tym czasie w ich sprawie toczyć się będzie postępowanie wyjaśniające. Dopiero po jego zakończeniu Sąd Rodzinny zdecyduje o ich losie. Podczas zeznań chłopcy przedstawiali różne wersje zdarzeń. Próbowali przekonać, że całe zajście było znacznie mniej drastyczne, niż opisano je w mediach.
Na pogrzeb Ani do Kiełpina przybyło mnóstwo ludzi. Podczas smutnej uroczystości panowała cisza, tylko wiatr mocno owiewał białą trumnę, jakby chciał coś głośno wykrzyczeć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.