Przebranie za ucznia

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 36/2006

publikacja 04.09.2006 12:56

U progu nowego roku szkolnego wrócił temat szkolnych mundurków. Dla jednych są symbolem ładu i dyscypliny. Dla innych to ograniczenie wolności.

Przebranie za ucznia rys. Małgorzata Wrona-Morawska

Uczniowie wielu szkół już w zeszłym roku proponowali swoim dyrektorom, żeby wprowadzić mundurki. Inni obawiają się, że obowiązujący, jednolity strój przyćmi ich indywidualność.

Samowychowanie i moda
Projektantka mody Ilona Kanclerz żałuje, że w jej szkole nie nosiło się mundurków: – To jeszcze jeden wysiłek, który młodzież powinna włożyć w samowychowanie. Jestem zażenowana, kiedy widzę w szkołach nagie dziewczęce piersi, pupy wylewające się z dżinsów. Przyznaje, że jej syn, rozpoczynający naukę w jednym z warszawskich liceów, nie będzie nosił mundurka.

A chętnie widziałaby go w przepisowym stroju słynnych Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych, czyli granatowym garniturze, białej lub błękitnej koszuli. – Mundurki mogą mieć różne kolory, które będą odróżniać poszczególne typy szkół – dodaje. Opinie są podzielone. Ci którzy pracowali w rozmaitych służbowych uniformach, np. ekspedientki, kelnerki, nie lubią ujednolicenia swojego wyglądu. Z taką unifikacją kojarzy im się też szkolny mundurek. – Kiedyś pracowałam w barze, w kuchennym uniformie – mówi Barbara Błaż, debiutująca w roli projektantki. – Z czasem człowiek zaczynał nienawidzić takie przebranie.

Duma i uprzedzenie
Mundurki mają zrównać uczniów. Nikt nie będzie się wyróżniał markową koszulką czy bluzą. Gabriela Pardubicka, nauczycielka w I gimnazjum w Rydułtowach, uważa, że to sposób na walkę z brakiem poczucia dobrego smaku u uczniów: – Przed wakacjami ich stroje robią wrażenie, jakby wybierali się na plażę. Negliż u coraz częściej otyłej młodzieży bywa niesmaczny. Niektórzy preferują stroje raperskie. To wszystko sporo kosztuje i jest powodem, że jedni są przez drugich dyskryminowani. – Biedę czy bogactwo ucznia łatwo rozpoznać po butach albo spodniach – kontrargumentuje Barbara Błaż.

Mundurki, także według opinii samych uczniów, pozytywnie wpływają na wizerunek szkoły – uczniowie stają się rozpoznawalni, utożsamiają się z jej tradycją. Bartek Kamola z I LO im. księcia Adama Czartoryskiego w Puławach, pomysłodawca noszenia „firmowych” granatowych kamizelek z białą lamówką i logo liceum, podkreśla, że to chlubna identyfikacja z ogólniakiem: – Starsi ludzie zagadują nas na ulicy, mówią, że też chodzili do tej szkoły, że są z tego dumni.

Znak rozpoznawczy
Minister edukacji Roman Giertych uzasadniał wprowadzanie ujednoliconych strojów szkolnych także potrzebą kontroli młodzieży. „Oznakowany” mundurkiem uczeń będzie widoczny, kiedy podjedzie do niego np. dealer narkotyków. Na terenie szkoły natychmiast zauważy się nieumundurowanego człowieka z zewnątrz itp. Niestety, ta argumentacja sprawdza się tylko na terenie szkoły. Najczęściej uczniowie po lekcjach zdejmują mundurki. Nie chcą rzucać się w oczy w pubach, czy po prostu na ulicy.

– To nasze życie prywatne – mówią. Niekiedy nie chcą utożsamiać się ze szkołą nie dlatego, że się jej wstydzą, czy mogliby przynieść jej wstyd niestosownym zachowaniem. Obawiają się, że ktoś może ukraść im komórkę czy walkmana: – Zdejmujemy mundurki zaraz po lekcjach, bo nie chcemy się wyróżniać. Wiadomo, że w naszej szkole płaci się czesne, więc tym samym musimy być bogatsi i mieć lepszy sprzęt czy ciuchy – mówili w zeszłym roku uczniowie zespołu elitarnych szkół św. Jana de la Salle w Gdańsku. – Mundurki już od pierwszej klasy hamują targowisko próżności, które mogłoby grozić uczniom – uzasadniał konieczność ich noszenia brat Wiesław Banaś, dyrektor podstawówki.

Biznes i rozsądek
Propozycje modeli mundurków uczniowie i rady rodziców znajdą na internetowych stronach zachodnich witryn sklepowych, oferujących odzież szkolną (www.schooluniforms.com, www.eschooluniform.info). Tam wszystko, począwszy od sznurówek, butów, na nakryciach głowy skończywszy, jest obmyślane w odpowiednim kształcie i kolorze. Nawiasem mówiąc, klienci tych stron to osobna i bardzo liczna grupa odbiorców, nakręcająca niezły biznes odzieżowy (to daje możliwości dla rodzimych projektantów mody i firm krawieckich).

– Nie można w mundurkach pokładać wszystkich nadziei, lepiej wprowadzać je na zasadzie dobrowolności, niż narzucać obligatoryjnie – twierdzi psycholog prof. Katarzyna Popiołek z Uniwersytetu Śląskiego. – Polska, biedna przecież, szkoła ma wiele poważniejszych problemów, trzeba najpierw załatwić te bardziej istotne. Pani profesor uważa, że mundurki to dodatkowy wydatek i kłopot dla rodziców. Trzeba mieć je dwa, na zmianę, kiedy jeden się pierze. Sugeruje, że lepiej zobligować rodziców, żeby ograniczyli w szkołach rewię mody, nakłaniali dzieci do noszenia strojów sportowych, dzinsów, T-shirtów, a nie ciuchów od Armaniego. – Przy nakazywaniu noszenia mundurków jest takie idealistyczne założenie, żeby nikt się nie wyróżniał na niekorzyść – mówi. – Są szkoły z tradycją, gdzie noszenie mundurka to wartość, duma. Ale są też inne. A poza tym młodzież ma potrzebę zaznaczenia swojej indywidualności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.